Artykuły

Jeden krok w przód dwa kroki w tył

II Dni Sztuki Tańca w Warszawie. Pisze Dorota Kozińska w Ruchu Muzycznym.

Zanim na dobre rozpoczął się sezon baletowy w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej, miłośnicy mogli obcować ze swą ulubioną dyscypliną przez blisko dwa tygodnie - w ramach II Dni Sztuki Tańca. Choć dyrekcja Polskiego Baletu Narodowego próbowała nas przekonać, że pamięta o setnej rocznicy śmierci Mariusa Petipy - twórcy rosyjskiej szkoły tańca klasycznego i sprawcy świetności zespołu Diagilewa - i właśnie dlatego zaprasza na "Don Kichota" Minkusa w nowym opracowaniu Borisa Ejfmana, bywalcy wiedzą, że każdy pretekst jest dobry, by włączyć do programu występy Petersburskiego Teatru Baletu. Polacy kochają pastiszowe choreografie Ejfmana, przyjmują je żywiołowymi oklaskami i nie wstydzą się przyznać, że najbardziej lubią to, co już znają (opracowanie liczy sobie szesnaście lat - w świecie tańca to cała epoka).

Nie sposób też brać poważnie zapewnienia, że organizatorzy nie zapomnieli o Roku Chopinowskim - o tym akurat trudno zapomnieć nawet głuchemu jak pień brygadziście, łatwo natomiast zatracić sens twórczości Chopina, co przytrafiło się choreografom trzech spektakli Polskiego Teatru Tańca-Baletu Poznańskiego. Andrzej Adamczak ("Chopin Fresh Fruits") zainspirował się albumem fotografii Shoichi Aoki i stworzył etiudę o stylu Harajuku, nazwanym od dzielnicy Tokio, gdzie młodzi ludzie manifestują swą stłamszoną indywidualność prowokującym kostiumem. Japonka Takako Matsuda (Tysiąc kolorów) przełożyła muzykę Chopina na chropawy język tańca z elementami pantomimy, butoh i jogi - dosłowny i precyzyjny, dziwnie jednak niezgodny z duchem tej muzyki. Krystyna Mazurówna, niegdyś solistka Baletu XX wieku, przygotowała chaotyczny układ "Chopin inaczej" do preludiów i nokturnów zmasakrowanych przez rodzone dzieci: pianistkę Ernestynę Bluteau, która celowo zagrała je wbrew logice muzycznej, oraz kompozytora Kaspara T. Toeplitza, który na domiar złego przetworzył to wszystko elektronicznie. W kalendarzu uroczystych obchodów nie zabrakło też spektaklu szkolnego (zaskakująco miłe dla oka przedstawienie "Tańczący z Chopinem" w wykonaniu Szkoły Baletowej w Warszawie, z choreografią Jacka Tyskiego, Małgorzaty Borowiec, Zofii Rudnickiej i Josego Limóna), a także polskiego produktu eksportowego, czyli Chopina Patricc'a Barta, z którym Polski Balet Narodowy pojechał później do Szanghaju. O tym dziele już pisałam, podobnie jak o przypomnianych w ramach festiwalu przedstawieniach "Alpha i inne" oraz "Tańczmy Bacha".

Na scenie TW-ON gościł też białoruski Teatr Choreografii Współczesnej D.O.Z.SK.I (z sześcioma krótkimi etiudami w stylu tańca współczesnego, m.in. niełatwym technicznie układem "Kamień". Nożyce. Papier. znanym już z tegorocznego Festiwalu Teatrów Tańca "Zawirowania") oraz zespół polskich artystów pracujących nad większym przedsięwzięciem w ramach "Placówki nowego teatru", zainicjowanej przez Instytut Teatralny w Warszawie. Efekt ich trzytygodniowych starań, zatytułowany Był sobie dziad i baba, to bodaj pierwszy w naszym kraju spektakl taneczny, którego twórcy postanowili się zmierzyć z niewygodnym tematem starości. Reżyserka Agnieszka Błońska, zainspirowana esejem O starzeniu się: bunt i rezygnacja Jeana Amery'ego, zaprosiła do udziału czworo emerytowanych tancerzy: Irenę Kazimierczuk, związaną przez wiele lat z Warszawską Operą Kameralną, Hannę Rogowską, weterankę produkcji telewizyjnych Olgi Lipińskiej, Kazimierza Jankowskiego z zespołu Mazowsze i Jerzego Stępniaka, byłego aktora Teatru Pantomimy Henryka Tomaszewskiego. Mimo otwartości formuły nowego teatru tańca - w którym się tańczy, ale też gra, mówi, gestykuluje i eksperymentuje z przestrzenią sceniczną - Błońska odrobinę przedobrzyła, zderzając w swojej koncepcji zbyt wiele tekstów i porządków estetycznych (ech, te wszechobecne i często niepotrzebne projekcje!). Elementem spinającym całość okazała się dyskretna, przemyślana choreografia Anny Godowskiej, która pozwoliła zachować tancerzom to, co w dyskursie o starości najważniejsze: szczerość i dystans do samych siebie. Na długo zapamiętam misterną etiudę, w której wykonawcy "wspominają" tańcem swoje występy dyplomowe sprzed lat, a czego odtańczyć już nie potrafią, dopowiadają głosem. Starość trudniej odtańczyć niż śmierć w tym przedstawieniu udało się jedno i drugie.

W porównaniu z ubiegłorocznym festiwalem zabrakło szerszych kontekstów - z jednej strony celnych propozycji choreografów baletu klasycznego, z drugiej zaś śmielszych, a zarazem wiarygodniejszych eksperymentów z ciałem jako wyrazem ludzkiej tożsamości. Sztuka tańca jest pojęciem wieloznacznym. Miejmy nadzieję, że powołany niedawno Instytut Muzyki i Tańca pozwoli nam częściej i mądrzej korzystać z dobrodziejstw tej różnorodności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji