Artykuły

Polskie jodłowanie

"Nasza klasa" w reż. Ondreja Spisaka z Teatru Na Woli w Warszawie na Festiwalu Conrada w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Akustyka - nadzieja sopranistek. Góry - radość głosów cienkich. Gdy w gardle włos - śpiewaj wśród szczytów, nie na równinie. W górach lepiej niesie. Lepiej, dalej, dłużej. I nie tylko niesie.

Tu włos jest niesiony i uwznioślany zarazem. Mocy włos nabiera w Tatrach, mężnieje, majestatycznieje. Mało wystarcza, by wybrzmiało coś wiekopomnego. Jodłowanie to kilka sylab, parę liter, powiedzmy z polska: "o" plus "j". Marność, lichota, bieda piszcząca. Lecz gdy "oj" pisnąć wśród hal, świstaków i ścian z kamienia - "oj" obraca się w "ojojojojoj!", a przy dobrym halnym nawet w dojmujące "ojojojojojojojojoj!!!" No i jesteś, chłopie, Pavarotti... Któż lepiej od Tadeusza Słobodzianka zna te akustyczne prawidła teatru polskiego? Kto lepiej wie, że w górach strzelistych idei - cienkość grubieje, a banał urasta do potęgi wiadomego króla?

Akustyka strzelistych idei polskich, moc rezonansowego pudła żarliwych dla ludu problemów, a najlepiej - żarliwych i przeklętych. Na przykład - zbiorowa trauma Jedwabnego. Powyżej przywołany Wyspiański, w tym samym "Weselu", gdzie zrównał chłopa z Piastem, każe Księdzu rzec: "Żyd, chłop, wódka, stare dzieje". Polak, Żyd, stodoła, płomienie. Akustyka tych starych dziejów zdaje się doskonała - po matczynemu usprawiedliwia biedę "oj". Więcej - każe nie mówić, nie myśleć, nie analizować biedy, tylko wsłuchać się w piętrowe piękno "ojojojojojojoj!!!", albowiem gdy artysta porusza temat żarliwy i przeklęty, należy być na poziomie.

By nie wyjść na małostkowego typa, co się, gdy lasy płoną, fałszywej intonacji róż czepia - można zmilczeć tak sprytnie pomyślany spektakl. Owszem. I o wyreżyserowanej przez Ondreja Spisaka "Naszej klasie" Słobodzianka chętnie bym nic nie powiedział, lecz nie mogę. Nie mogę tego zrobić Słobodziankowi. W końcu w dawnej jego twórczości recenzenckiej można by, jak sądzę, znaleźć niemało dzieł, co chłostały reżyserów nie za banał timbru, lecz za pstrzenie tegoż banału fatałaszkami szlachetnej idei.

"Nasza klasa" więc. Słobodzianek w cieniu Jedwabnego. Teatr i bolesny kwartet: Polak, Żyd, stodoła, płomienie. W reklamującym seans Spisaka folderze czytam: "czternaście lekcji, trzy godziny spektaklu, siedemdziesiąt lat historii polski i historii bohaterów". Bohaterowie to pięcioro Polaków i pięcioro Żydów, a nawet więcej - ich życie długie, oczywiście, powikłane, oczywiście niejednoznaczne, czyli pełen, ach, goryczy los zbiorowości. Pięknie brzmi to wszystko! Na papierze - mucha nie siada! Pięknie jest, dostojnie, szlachetnie, odważnie, tyle że... Tu, nie gdzie indziej, tylko tu, na scenie - niewiele więcej, jeno "oj" małą główkę podnosi.

Cienkie, piskliwe, biedne "oj" intonacyjne. Nade wszystko - obezwładniająco monotonne. Garści wybranych z książek Anny Bikont i Jana Tomasza Grossa, naznaczonych Jedwabnem biografii, Słobodzianek nadaje rytm powracający uporczywie. Niechaj jednemu z bohaterów będzie Zenek. Otóż, aktor grający Zenka powiada na przykład: "Zenek podszedł do Heńka i dał mu w pysk". Po czym podchodzi do aktora grającego Heńka i lejąc go w pysk, krzyczy: "Ty świnio!". W końcu znów jako narrator kończy sekwencję: "Zenek stał nad krwawiącym Heńkiem" - i stoi. Każdy tak klepie, "oj" każdy. Bohaterowie właśnie tak kicają wciąż między gadaniem w 3. osobie liczby pojedynczej a gadaniem w 1. osobie liczby pojedynczej. Do końca trwa gramatyczna czkawka, z której skapuje refleksja, rewelacja, odkrycie - że mianowicie losy ludzkie nie są proste, zwłaszcza losy obywateli dotkniętych czarną traumą. Muszę to wpisać w kajet myśli, bo inaczej chyba pogubię się w życiu... I co? To już cały sens "Naszej klasy"?

To koniec? Nie. Bo że cienkie, piskliwe, biedne "oj" przeszło w dojmujące jodłowanie, w ogólnopolskie "ojojojojojojoj!!!" - to jedno. Tak, potężne jest prestidigitatorstwo akustyki traum ojczyźnianych. Lecz do dna znając te moce, Słobodzianek wiedział też, że ktoś, jak ja teraz, wychyli się, szarpnie "Naszą klasę" - i tak powstanie złoty cielec kontrowersji. Dla artysty podejmującego przeklęte problemy narodu - cóż jest cenniejszego niż kontrowersja? Nic, "oj" nic. I dopiero tu mamy koniec, o który szło w istocie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji