Artykuły

Teatr Lubuski? W d... mam taki teatr!

W Teatrze Lubuskim zakończył się przegląd "Pro Vinci". Spektaklom towarzyszyły dyskusje. Największe emocje wzbudziła debata "Jaki teatr tu robić?". Wzorować się na autorskim Wałbrzychu i Legnicy, czy schlebiać gustom średnio wyrobionym i serwować lekkostrawne farsy, a co za tym idzie, zbijać kokosy za cenę niskiego poziomu w teatrze. Albo realizować opcję najbezpieczniejszą: brnąć w różnorodność - pisze Paulina Nodzyńska w Gazecie Wyborczej - Zielona Góra.

W Teatrze Lubuskim zakończył się przegląd "Pro Vinci". Przy okazji dyrektor sceny, Robert Czechowski zaprosił krytyków, reżyserów i dyrektorów. Cel był jasny: pokazać innym, co my tu w "prowincjonalnej Zielonej Górze" robimy. Do programu trafiły najciekawsze, jego zdaniem, spektakle, jakie teatr wystawił w ostatnich sezonach. Wśród nich m.in. "Wizyta starszej pani" [na zdjęciu], "Spiegel im spiegel. Lustro w lustrze", "Pływanie synchroniczne".

Spektaklom towarzyszyły dyskusje. Największe emocje wzbudziła debata "Jaki teatr tu robić?". Wzorować się na autorskim Wałbrzychu i Legnicy, czy schlebiać gustom średnio wyrobionym i serwować lekkostrawne farsy, a co za tym idzie, zbijać kokosy za cenę niskiego poziomu w teatrze. Albo realizować opcję najbezpieczniejszą: brnąć w różnorodność. - Nie jesteśmy ani we Wrocławiu, ani w Warszawie. Tu widz powinien mieć do wyboru różne propozycje w jednym miejscu. Nie mam nic przeciwko farsom, byleby nie były kretyńskie. Widzowie potrzebują takich spektakli, trzeba im je dać. Ale chciałbym też szukać nowego języka, eksperymentować, pokazywać spektakle takie jak "Trzy siostry" według wizji Piotrka Ratajczaka czy "Spiegel im spiegel" czeskiego SKUTR-u. Nawet jeśli widz nic z tego nie zrozumie, ważne, żeby coś przeżył - opowiada Robert Czechowski.

A ja mam w dupie taki teatr - skwitowała wywód dyrektora Wanda Rudkowska, była szefowa ZOK-u, dawna organizatorka Festiwalu Tańczące Eurydyki. - Po co szukać nowego języka? Ja do końca życia będę wiedziała, że stół to stół. Zabiegałabym o to, żeby teatr na nowo zaistniał w głowach zielonogórskiego społeczeństwa jako sacrum. Marzy mi się, żeby Teatr Lubuski pokazał np. "Białą bluzkę" Osieckiej. No bo co mi z tego, że nic nie zrozumiem? W "Spieglu" aktorzy biegają z jednej szafy do drugiej, trzaskają drzwiami, nic z tego nie wynika. W dodatku mówią niewyraźnie, powinni popracować nad dykcją - punktuje. - Nie wspominając już o tym, że do tego teatru można przyjść chyba tylko pograć w szachy. Zaglądam w repertuar, a tam? Pół tygodnia nic się nie dzieje!

Podobne odczucia po "Spieglu" miał Edward Mincer z Radia Zachód: - Nie wiem, czy to pantomima, czy co. Aktorzy grają chyba po chińsku, nie wiem, bo mówią niewyraźnie. Jeśli już szukacie nowego języka, róbcie to ortograficznie - optował.

Czechowski: - Proszę bardzo. Miejmy pojemne dupy i mieśćmy w nich wszystko. Dla mnie to cenne, że mam zespół, który poszukuje nowego języka. Jandy zapraszać nie będę, bo jest za droga. Widz wyda krocie na bilet i nie przyjdzie już na nasz spektakl. A dykcja? To nie jest najważniejsze. To tak jak z malarzami, jeden namaluje wyraziście, inny maźnie bohomaz, ale oba obrazy są dziełami - odpierał Czechowski.

Krzysztof Pulkowski, reżyser filmowy i teatralny: - Zazdroszczę wam. Wielokrotnie na spektaklach we Wrocławiu czy w Warszawie zgrzytam zębami. Tu wiem, że się nie zawiodę. Raz będę bardziej zachwycony, innym razem mniej, ale zęby mnie nie zabolą. Szkoda tylko, że ogromny procent zielonogórzan nawet nie wie, że tu jest teatr.

Zdzisław Derebecki, dyrektor Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie: - Nie rozumiem, dlaczego obrażamy się na farsy. Nie ma się co obrażać, tylko ściągać znane twarze do naszych teatrów. Bo z dziesięciu osób, którym się spektakl spodoba, jedna powróci do teatru. Przyciągnijmy ją, nawet szlachetnym snobizmem. Ludzie mają różne gusty, dlatego teatr plebejski powinien się przeplatać z tym ambitnym. Spektakl to jednak produkt, specyficzny, ale produkt.

Hanna Klepacka, aktorka Teatru Lubuskiego: - Komercja przynosi zyski, dzięki którym możemy realizować nasze spektakle. Mogę powiedzieć, jakie są moje marzenia? Chciałabym, żebyśmy to nie my szczycili się, że zapraszamy tu Warszawę, a żeby to w Warszawie rozpoznawali nas i mówili: o, to wy jesteście z tej Zielonej Góry - skwitowała.

Robert Czechowski przeprowadza właśnie wśród widzów ankietę, w której pyta o teatralne oczekiwania. - Jeśli widzowie oczekują tylko fars i rozrywki, nic tu po mnie. Lepiej zrezygnować z zespołu i założyć teatr impresaryjny - straszy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji