Artykuły

"Antygona"

To nie donos na rzeczywi­stość, to manifest, którego olbrzymia siła tkwi w po­wszechności: Historia, którą prezentuje Wajda, posługując się tekstem Sofoklesa, mogła zda­rzyć się nie tylko w Tebach i nie tylko w Polsce.

Łatwo było domyślić się, że Wajda wystawiając "Antygonę" zamierza "nadać komunikat", zaprezentować artystycznym szyfrem obraz i ocenę rzeczywisto­ści. Ale - i to stanowiło zasko­czenie dla dużej, jak sądzę, gru­py widzów - ta prezentacja da­leka jest od łatwych skojarzeń, nie zawiera porozumiewawczo-braterskich aluzji, nie ma tu przymrużenia oka, mówienia półgębkiem, ani gestów tłuma­czących na stronie "wiecie, tu chodzi o to, że..." Ta insceniza­cja mówi wprost, pełnym gło­sem i tak wyraźnie, że... bar­dziej chyba nie można.

Wielkość tego spektaklu le­ży w jego wielostronności, różnorodności odniesień. Tak jak "Danton" Wajdy był próbą analizy mechanizmów rewolucji w ogóle, a nie krytyką jakiejś jed­nej, konkretnej, tak "Antygona" nie zamyka się do ściśle okreś­lonej sytuacji, lecz traktuje naj­ogólniej o konflikcie władca - poddani. Biada władcy, którego prawa kłócą się z tradycyjnym kodeksem moralnym. Nawet je­śli docześnie znajdzie wielu po­słusznych.

Czarna, kanciasta sylwetka Antygony niczym mroczny duch pojawia się na scenie tuż za grupą żołnierzy upojonych radością z zakończonej wojny. Żołnierze z ulgą odkładają broń - pragną wymazać z pamięci niedawne przeżycia. Ale! Ta An­tygona (brawurowo wykreowana przez Ewę Kolasińską) to nie uciśniona niewinność, dziewczę zapłakane po śmierci brata. To bezwzględna, zimna i zdecydo­wana na wszystko Erynia. Ery­nia błąkająca się od tysiącleci po ziemi, obecna wszędzie tam, gdzie stała się krzywda, nieprawość, zbrodnia. Czarna, uparta zmora tych, co chcą być głusi na głos sumienia.

Takie ustawienie tytułowej postaci tragedii nie pozostało naturalnie bez wpływu na po­zycję wyjściową Kreona w tym konflikcie. Chociaż stanowiska obydwojga dają się motywować i bronić (Wajda zadbał o to, że­by nie naruszać podstawowej zasady szlachetnej tragedii sta­rożytnej: nie postponować od po­czątku jednego z przeciwni­ków), to przecież wiadomo, że Kreon musi ten pojedynek prze­grać, bo przepis wydany z woli jednostki, choćby nie wiem jak wielką władzę posiadającej, mu­si przegrać w końcu, skoro występuje przeciw odwiecznemu prawu moralnemu. Żeby jeszcze bardziej wyostrzyć kruchość i pozorność potęgi Kreona, Waj­da i odtwórca tej roli Tadeusz Huk zadbali o to, by charakter władcy był rozchwiany, po kobiecemu miękki. Ten Kreon przebiera się za silnego władcę wbrew swojej słabej osobowości. Tym groźniejsze robi miny, tym sztywniejsze przybie­ra pozy, im mniejsze ma prze­konanie co do słuszności wydanego rozporządzenia. A kiedy w finale tragedii załamie się i rozszlocha, to nawet nie wzbu­dzi współczucia, a tylko niesmak.

Bardzo podobała mi się ta "Antygona". Nie tylko ze względu na ciekawą interpretację tekstu i świetne rozwiązania (np. rozwarstwienie chóru, zwykle przecież jednolitego i statyczne­go, i wykorzystanie go jako si­ły dynamizującej akcję: to nie bierni komentatorzy, ale aktywni, zaangażowani uczestnicy wy­darzeń). Nie tylko dzięki dobrej i bardzo dobrej grze faktorów (poza wymienianą już wcześniej, na szczególne wyróżnianie za­sługują też Krzysztof Globisz, który obdarzył Hajmona gorą­cym sercem i Jerzy Bińczycki - pełen spokoju i świętości Terezjasz) i doskonałej scenografii autorstwa Krystyny Zachwato­wicz, która z mistrzowską swo­bodą i smakiem połączyła róż­norodne stylistycznie elementy (świetny jest m. in. szklano-stalowy biurowiec, czyli pałac Kre­ona, kryjący w swym wnętrza starogreckie kolumny).

Spodobała mi się stylistyka tego spektaklu; rodzaj publicystyki teatralnej, która poza mą­drością wymaga od reżysera talentu, nienagannego rzemiosła bezbłędnej intuicji. (Tylko wte­dy taki teatr nie zamieni się w pretensjonalny, niesmaczny lub po prostu nudny.)

Wykonanie "Antygony" Wajdy jest konsekwentne i perfek­cyjne. Mówiąc tak, mam na my­śli dopasowanie, zjednoczenie wszystkiego, co się na tę naj­nowszą premierę w Starym Teatrze składa. Nie przeoczono tu nawet takiego drobiazgu jak program, nadając mu szczególną i ważną rolę; widz teatralny przywykł do schematu (który teraz jeszcze dla większej przejrzystości upraszczam), że na sce­nie ogląda "obrazki", a w pro gramie czyta komentarz do nich. Otóż w tym przypadku zasada jest odwrócona. To program wypełniają "obrazki" - prasowe zdjęcia, dokumenty światowych konfliktów zbrojnych, które można by objąć wspólnym tytułem; "Przemoc - Bunt". A komenta­rzem do tego dramatycznego ze­stawu fotografii jest właśnie publicystyczny spektakl - "Antygona".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji