Artykuły

Tragiczna farsa "Wesela"

Od lat powtarza się uparcie, że w "Weselu" występuje inteligencja i chłopstwo - i że z tego kontrastowego zestawienia, z przebiegu akcji i myśli przez sztukę, wynika krytyczny "osąd łatwego, inercyjnego patriotyzmu inteligencji" (A. Łempicka). I otóż to wyjściowe przeświadczenie oparte jest na bardzo kruchej podstawie klasycznego pars pro toto: w "Weselu" występują, owszem, chłopi, ale obok nich - artyści, a przecież artyści - jako część - czy mogą mówić wszystko o całości? Nie ma w sztuce ani jednego radcy-urzędnika (Radczyni to zaledwie tło obsady), nie ma adwokata, nie ma oficera służby czynnej, nie ma uczonego ani nauczyciela (by ograniczyć się tu do wymienienia figur, charakterystycznych dla Galicji roku 1900), co więcej - nawet Dziennikarza można policzyć do artystów: pisywał krytyki teatralne.

Galicja miała inteligencję głównie urzędniczą, jej patriotyzm był specyficznie zabarwiony i ograniczony, i na pewno nie identyczny z patriotyzmem artystów: pars pro toto ukazuje więc całą swą zawodność. Myślę, że artyści polscy z "Wesela" mieli dość wyraźne wyobrażenie, jaką by ta marzona Polska mogła być, z tym jednak - że to ich konkretne wyobrażenie, z Królową Częstochowską, czekającą na Wawelu, było ufundowane na obrazach przeszłości i jako takie nie miało po prostu szans. Było wzruszające - i śmiesznie anachroniczne. "Wesele" nie jest krytyką tego patriotyzmu ani, tym mniej, osądem całej warstwy społecznej, a tylko i po prostu dramatyczną kroniką bezpłodnego, ale i bardzo zarazem śmiesznego zderzenia oczekiwań bronowickich chłopów z propozycją, jaką im przynieśli artyści. Chłopi wołali gniewnie i "niedojrzale" - "panowie nie chcą chcieć", ale panowie chcieli, bardzo chcieli coś złożyć z symboli - tylko, że to coś nie miało krzty sensu, bo w części pozytywnej było ono utkane ze zwycięskiej obrony Częstochowy, a w części negatywnej - ze strachu przed wspomnieniem chłopskiej rabacji. W końcu nie na darmo ci artyści z "Wesela" byli wszyscy szlachcicami: lgnęli do bronowickich chłopów z uczuciem mocno perwersyjnym, złożonym tyleż z pożądania, co i ze strachu.

Gdy dziś Adam Hanuszkiewicz topi to całe towarzystwo w bagienku, które pod koniec trzeciego aktu otwiera się w sadzie, to pozwala sobie na gest być może drastyczny, a nawet nieelegancki, ale w swej głębszej wymowie najzupełniej uzasadniony: trzeba ponieść jakąś karę za to bezpłodne, niedojrzałe ględzenie. Skoro już w roku 1900 było ono anachroniczne, często w ogóle bezprzedmiotowe (spróbujmy dokonać rzeczowego rozbioru poglądów, głoszonych przez artystów i zjawy z II aktu!), a nawet bełkotliwe (K. Wyka), to jakimże może się wydać dziś?...

Hanuszkiewicz zaczyna "Wesele" od sielanki, nieledwie od występu zespołu pieśni i tańca. Cała scena (wspaniałe dzieło Adama Kiliana) wyrasta z cytowanych przez Wyspiańskiego pejzażyków Stanisławskiego, jest pięknie i słonecznie, dziewczęta szczebioczą, Radczyni przepisowo i wytwornie kretynieje, Pan Młody jak nastawiona zabawka bierze impet do odegrania etiudy, zatytułowanej "kocham chłopów", Poeta dwoi się i troi w grze amoroso, jest jeszcze impetyczny taniec zespołowy... - i powoli, stopniowo całe to wesele, jak podkręcony bąk, zaczyna osiadać, zwalniać, gubić się i tonąć w jałowości. Kto widzi ten proces? Oczywiście reżyser, bo tego chciał. A obok niego - jeszcze Czepiec. I może Poeta, który - choć nie potrafi oderwać się od swej Zawiszowej "ikonosfery" - jest przecie bystrym, inteligentnym człowiekiem. Ktoś kiedyś stawiał w tej roli także na Rachelę; tu jest ona już tylko narkotyczną dziewczyną, którą osobliwy nastrój i pulsujące obrazy wesela popychają do coraz to nowych pomysłów "inscenizatorskich". Dalej jest magma: nikt nic nie wie, nie myśli, są tylko przeczucia, niejasne impresje tu i ówdzie, oczekiwanie daremne, finał.

Hanuszkiewicz rozprawia w swoim teatrze o Polsce. Mówi Norwidem, Słowackim, Garczyńskim, Żeromskim, ale potrafi także mówić, jak o Polsce nie można i nie powinno się gadać. I dlatego pokazuje to "Wesele" jako farsę tragiczną, jako piękną, wspaniałą sztukę o daremności spotkania partnerów niedojrzałych i niedopasowanych do swych ról, i pokazuje je też jako sztukę tak bardzo przez to smutną, że w lapidarnym obrazie ujmującą całą tradycję zastępowania argumentu racjonalnego w naszych rozmowach ojczyźnianych artystyczną intuicją i przywiązaniem do martwego symbolu. Otwarte pozostaje pytanie, czy sam Hanuszkiewicz jeszcze powróci do "Wesela": inscenizuje je dziś już po raz drugi - jawnie polemicznie nie jedynie wobec "osób dramatu", lecz wobec tradycji scenicznej.

W spektaklu - kilka wspaniałych ról i kilka pięknych zapowiedzi. Andrzej Łapicki - jako Pan Młody. Finezyjna karykatura poczciwego bałwana, który w klasie chłopomanów najbardziej się boi - ale koniecznie chce zagrać partię pierwszego, bohaterskiego tenora. Jest to wybitne osiągnięcie aktora, który na scenie Narodowego otworzył nowy rozdział swej artystycznej biografii. Tadeusz Łomnicki - jako Gospodarz: kreacja, która każe podziwiać mistrzostwo artysty. Adam Hanuszkiewicz - Poeta: ta sama, co zawsze dezynwoltura postaci, gestu, ruchu, a jednocześnie niezwykła powaga i sugestywność w mówieniu retorycznych partii wiersza.

Nie wymienię wszystkich aktorów, nawet tych, którzy moim zdaniem na to zasłużyli: więc jeszcze Zofia Kucówna (Gospodyni), Kazimierz Wichniarz (Ksiądz), Janusz Kłosiński (Żyd), Tadeusz Janczar (który rolę Czepca policzy do swych najlepszych osiągnięć), Zdzisław Wardejn (Dziennikarz) i jeszcze niezwykłe piękna, liryczna scena Marysi (Ewa Żukowska) i Panny Młodej (Bożena Dykiel) w trzecim akcie, i jeszcze Jasiek Krzysztofa Kolbergera, i Kasper Jana Kulczyckiego, Stańczyk Henryka Machalicy...

W "Weselu" Hanuszkiewicza izba jest tylko tłem akcji, wyprowadzanej na proscenium. W trzecim akcie - sad. Są dwa obrotowe talerze na scenie, wiele fragmentów rytmami przypomina dawną inscenizację sprzed 11 lat. Byłoby jednak niedobrze, gdyby te szczegóły przesłoniły spojrzenie na całość tego ważnego przedstawienia. Nie jest ono bez rys, ma swoje nadmiary, ale jako całość prezentuje ważny głos w sprawie Wyspiańskiego, który w tym przypadku nie był wieszczem, lecz autorem przenikliwego pamfletu, a raczej - tragicznej farsy...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji