Artykuły

Moralitet bez morału

"Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka wystawiona w Teatrze na Woli z całą pewnością zawiedzie zwolenników teatralnej awangardy. A także sprawców "zwrotu politycznego" w polskim teatrze - pisze Cezary Michalski w Krytyce Politycznej.

Niedosyt będą po jej obejrzeniu odczuwać zarówno poszukiwacze transgresji formalnych, jak też ideowych. W sztuce Słobodzianka kobiety zupełnie stereotypowo są gwałcone przez mężczyzn, zamiast mężczyzn gwałcić, słabsi są najzupełniej stereotypowo zabijani przez silniejszych, a kiedy role się odwracają, silniejsi znowu zabijają słabszych. Nie ma ani żadnej sprawiedliwości, ani zadośćuczynienia, ani projektu, ani nawet Boga. Modlitwy księdza z Jedwabnego i rabina z Nowego Jorku do Jahwe, Opatrzności, Chrystusa, Maryi brzmią w tej sztuce złośliwie i jest to złośliwość zamierzona, nawet jeśli nie wszyscy ją usłyszeli.

Także Witold Mrozek, autor opublikowanej na portalu KP wyjątkowo krytycznej recenzji z "Naszej klasy" nie ma racji, kiedy szukając paseistycznych kotwic uziemiających Słobodzianka i jego spektakl w zamierzchłej historii polskiego teatru łączy jego sztukę z "Umarłą klasą" Kantora (w jednym się Mrozek nie myli, w obu przedstawieniach istotnie występują ławki). "Naszej klasie" bliżej do piosenki "Nasza klasa" Kaczmarskiego, niż do "Umarłej klasy" Kantora, która w porównaniu z tekstem Słobodzianka interpretowanym przez poczciwą ekipę aktorów i aktorek z Teatru na Woli wciąż pozostaje niedoścignioną teatralną awangardą. Jak powiedział pewien siwy starszy pan w gustownym drogim garniturze po wyjściu z tego spektaklu (ja go podsłuchałem, gdyż wypowiadał się tak zwanym szeptem scenicznym): "Jestem nieco zawiedziony, historia jest niesłychanie istotna, ale z drugiej strony przecież wszystkim dobrze znana".

Mnie się jednak spodobał ten moralitet. Moralitet bez morału, jak wszystkie uczciwe moralitety w naszych czasach, a może w każdych czasach. Skazana na porażkę próba pogodzenia i zamknięcia w jednej opowieści wersji Grossa z wersją Strzembosza, powiedzmy w proporcjach 60/40 (jak w słynnej publikacji IPN-u z zamierzchłych, a przeze mnie lubianych czasów Machcewicza i Persaka, publikacji, która nie zadowoliła nikogo). Słobodzianek powtórzył tego "centrowego" miksa, żeby dotrzeć do wyznawców obu wersji Jedwabnego, tylko w "Naszej klasie" (i może jeszcze w rzeczywistości) nie do końca się wykluczających.

Przepraszam, że jestem tak zupełnie ślepy na formę, że redukuję wszystko do polityki, a jeszcze w dodatku odmierzam w Grossach i Strzemboszach to, co powinno być niewypowiedzianą tajemnicą teatru. Ale chcieliście mieć "zwrot polityczny" w teatrze i literaturze, no to go macie. Dostaliście polityczną sztukę Słobodzianka i dostaniecie moją polityczną recenzję. Bo tekst Słobodzianka jest polityczny, a jeśli zwolennikom "zwrotu politycznego" się nie spodobał, to tylko dlatego, że Słobodzianek zajmuje tak bardzo mi bliską pozycję radykalnego centrysty. A centrum w dzisiejszej Polsce (przynajmniej tej "inteligenckiej", ukształtowanej jakoś przez publikacje Grossa i "Gazety Wyborczej", bo w Polsce "ludowej" centrum może wyglądać zupełnie inaczej) jest zdefiniowane właśnie przez te 60 do 40, czyli na korzyść Grossa, ale jednak z uznaniem dla argumentów Strzembosza. A więc na korzyść cierpienia Żydów - bo to jednak oni zostali spaleni w stodole przez Polaków, a nie na odwrót - ale jednak ze zrozumieniem dla cierpienia Polaków, nawet tych z Jedwabnego.

Żeby lepiej zrozumieć sztukę Słobodzianka warto przywołać ulubioną formułę Simone Weil: la pesanteur et la grace. "Ciążenie powszechne" - ciążenie grzechu czy po prostu zwyczajnego determinizmu interesów, popędów, dominacji i strachu przeciwstawione "łasce", czyli choćby jednej ludzkiej decyzji, która powszechnemu ciążeniu jakoś się wymyka, może przez przypadek, a może poprzez zwyczajne samozniesienie sił wyznaczających determinizm "powszechnego ciążenia". W świecie Słobodzianka działa prawie samo tylko ciążenie, a łaski prawie żadnej nie ma. No dobra, to była wersja dla francuskich katolików, wersja dla ludzi dojrzałych - po Reformacji, Sekularyzacji, Modernizacji - jest taka: w świecie Słobodzianka działa samo tylko powszechne ciążenie, a łaski nie ma żadnej. A takie postawienie sprawy już mi się podoba, już jest pewną minimalną choćby uczciwością.

Tym wszystkim, których moralitet bez morału nie wzrusza, bo oni sami mają morałów pełne kieszenie, zdradzę pewien sposób na ożywienie tej opowieści zanurzonej w głębokiej historii. Sam zresztą ten sposób wypróbowałem i to jeszcze podczas trwania spektaklu w Teatrze na Woli. Zacznijmy od tego, że dostałem się na ten spektakl dlatego, że mi wejściówkę załatwił Janusz Palikot. Znam - nawet osobiście - ludzi, którzy by się czymś takim publicznie pochwalili przed Smoleńskiem, a po Smoleńsku już się nie pochwalą. Są to poważni polscy pisarze, tłumacze, nawet politycy, spośród których wielu z rozmaitych przysług Palikota wówczas korzystało. Ja odwrotnie, przed Smoleńskiem bym się nie pochwalił tym, że wejściówkę do teatru mi załatwił Palikot, ale dziś tym prezentem od niego chętnie się pochwalę. Siedzę więc sobie na widowni, a parę rzędów przede mną siedzą Adam Michnik i Marek Safjan z rodziną (były prezes Trybunału Konstytucyjnego w kolejce po kawę czy kieliszek wina w teatralnym westybulu poinformował mnie, że - jak się dowiedział - podobno ostatnio zmieniłem poglądy, i że to chyba dobrze). Krótko mówiąc, wymyślony przez Ziemkiewicza i Wildsteina dla potrzeb wygłodniałych i resentymentalnych czytelników "Rzeczpospolitej" salon, łącznie ze mną siedzącym w tym salonie na krześle nr 27 w rzędzie XIII. I właśnie w tej atmosferze, jakże symptomatycznej, przyszedł mi do głowy pomysł na ożywienie opowieści Słobodzianka zastygłej w przeszłości i jako jałowa opowieść z przeszłości przez znaczną część widowni odbieranej. No więc patrząc na tych Żydów i Polaków z Jedwabnego, na tych księży i rabinów, ubeków i bandytów, kobiety i mężczyzn których Słobodzianek pokazał, jak się miotają bez wyjścia w ciężkim jarzmie zauważonego i nazwanego przez Simone Weil "powszechnego przyciągania", zadałem sobie pytanie: a właściwie dlaczego my jeszcze się nie zabijamy czy choćby nie torturujemy (co najwyżej donosimy na siebie i wywalamy się nawzajem z mediów publicznych)? Przecież nie jesteśmy lepsi od tamtych ani od nich gorsi. Właściwie niczym się od tamtych nie różnimy. Jeśli uważnie obserwować zachowanie ludzi reprezentatywnych dla naszych czasów, a ja ich obserwowałem uważnie przez ostatnich trzydzieści lat i wszystko pamiętam, jeśli obserwować zachowanie ludzi takich jak Jarosław Kaczyński, polityk; Jerzy Urban, publicysta; Donald Tusk, polityk; Adam Michnik, publicysta; Leszek Miller, polityk; Ewa Milewicz, publicystka; Janusz Palikot, polityk; Jarosław Marek Rymkiewicz, poeta; Bronisław Wildstein, publicysta; Anita Gargas, dziennikarka; Lesław Maleszka, publicysta; Zdzisław Krasnodębski, socjolog; Rafał ZIemkiewicz, publicysta; Kinga Dunin, publicystka; Andrzej Horubała, producent telewizyjny; Paweł Lisicki, publicysta; Michał Cichy, publicysta; a nawet Cezary Michalski, publicysta trudno dostrzec w ich, w naszym, zachowaniu zbyt wiele łaski, prawie samo tylko powszechne ciążenie (zachowując to "prawie" znów wybrałem łagodną, katolicką wersję, żeby nikogo nie urazić).

Nie jesteśmy w niczym lepsi od bohaterów "Naszej klasy", tak jak ich uczciwie i stereotypowo pokazał Słobodzianek. A oni w niczym nie są gorsi od nas. Być może nawet pozostawimy po sobie taki sam syf w naszych wzajemnych stosunkach - pomiędzy Żydami i Polakami, pomiędzy prawicowcami i lewicowcami, pomiędzy katolikami i ateistami - jaki zastaliśmy sami i jakiego, kiedy byliśmy jeszcze nieco bardziej niewinni, nie mogliśmy w tym kraju wytrzymać. Dlaczego zatem nie zabijamy się wzajemnie, choćby nie torturujemy, jak nasi przodkowie, Polacy i Żydzi, katolicy i ateiści, lewicowcy i prawicowcy z Jedwabnego? Ratuje nas tylko to, że żyjemy w czasach łatwiejszych niż oni. Nikt nas nie wystarczająco mocno nie przycisnął do muru. Geopolityka się nad nami zlitowała, ocalił nas przed głębszym upadkiem słynny rok 1989, który dzisiaj doceniam i za który Jahwe, Opatrzności, Chrystusowi, Maryi nieustannie dziękuję. Nad naszym losem czuwają instytucje i prawa większe od nas samych.

Jak każdy porządny faryzeusz (odłączony od czystej światłości przez sam fakt urodzenia) nie ufam ludziom, ufam wyłącznie instytucjom i prawu (właściwie wypadałoby być bardziej dialektycznym, gdyż przecież instytucje i prawo gromadzą to wszystko, co w ludziach w ogóle jest godne szacunku). Ludzi obserwowałem długo i uważnie, nie ma w nich - nie ma w nas - nic, co warte by było zaufania (no, może poza tą zdolnością do budowania czasem instytucji i przestrzegania czasami prawa). Nie zdałbym się na litość Wildsteina, Michnika, Milewicz, Ziemkiewicza, Rymkiewicza, Horubały na własnej litości też bym nie polegał i wam bym nie radził. Ufam wyłącznie prawu i instytucjom. Dlatego stałem się liberałem, kocham Unię Europejską i nawet futbol niemiecki wolę od argentyńskiego, przynajmniej dopóki niemieccy piłkarze znów nie założą opasek ze swastyką.

Krótko mówiąc uważam, że Słobodzianek stworzył uczciwy portret naszego gatunku. A to nie pierwszy jego sukces w tym względzie. Ja osobiście ciągle polecam wszystkim do czytania jego "Cara Mikołaja". Właściwie to z powodu tamtej jego sztuki, opublikowanej na początku lat 90. bodajże w "Dialogu", wróciłem z Francji do Polski i zamieszkałem w pięknym mieście Warszawie. Z powodu "Cara Mikołaja" i "Tygodnika Literackiego", zachwycony tym, że po ustrojowym przełomie 1989, w którego autentyczność wcześniej nie wierzyłem, takie rzeczy w Polsce znowu powstają. Ludzie z bardzo różnych powodów wyjeżdżają na emigrację i z niej powracają. Jedni z głodu, drudzy uciekając przed represjami, ja wyjechałem z powodu emitowania w polskiej telewizji seriali o poruczniku Borewiczu i kapitanie Klossie, a wróciłem dlatego, że w "Dialogu" przeczytałem "Cara Mikołaja" Tadeusza Słobodzianka, a w Warszawie zaczął wychodzić "Tygodnik Literacki". Jeśli z tego powodu uważacie mnie za dziwaka - jak uważają mnie za dziwaka Michał Karnowski i Piotr Zaremba na portalu w Polityce.pl - to sami jesteście nudziarzami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji