Artykuły

Teleimpulsy

Bezdomny po pożarze Teatr Narodowy stał się sceną wędrowną, korzystającą z gościny innych teatrów - także Teatru Telewizji, gdzie ma przedstawić trzy sztuki. Premiera pierwszej: "Zapis ojca Hermanna" autorstwa dyrektora TN Jerzego Krasowskiego, który również reżyserował spektakl, odbyła się na poniedziałkowej scenie 15 listopada. Było to widowisko historyczne, przenoszące nas w czasy Bolesława Krzywoustego, gdy jako młody książę toczył on walkę z przyrodnim bratem, Zbigniewem - pretendentem do części dziedzictwa po ich ojcu, Władysławie Hermanie. Zbigniew znajduje poparcie dla swoich roszczeń u króla, a w przyszłości cesarza niemieckiego Henryka V, korzysta też z pomocy księcia czeskiego - Świętopełka. Jednakże ich zbrojna wyprawa na Polskę, kończy się klęską. Krzywousty, wezwawszy brata na swój dwór, zamiast spełnić obietnicę przebaczenia mu i nadania kilku grodów, każe go oślepić. Dokonanej w okrutny sposób egzekucji Zbigniew nie przeżywa. Za tak radykalnym rozwiązaniem konfliktu przemawiała racja stanu. Chodziło o zachowanie jedności państwa i umocnienie władzy, skupionej niepodzielnie w rękach jednego księcia. Tego, który miał większe predyspozycje do mądrego i energicznego władania krajem. Czy interes państwa może usprawiedliwić zbrodnię bratobójstwa? Autor nie daje jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, pozostawiając osąd widzowi.

Ciekawy, jak z szekspirowskich "kronik królewskich", temat nie został w pełni wyzyskany dramaturgicznie. Sztuka zbyt dyskursywna, niemal publicystyczna, o akcji pozbawionej dynamizmu, prawdopodobnie padłaby w żywoplanowym teatrze. Nie satysfakcjonowało też aktorstwo w spektaklu Krasowskiego - znacznie poniżej poziomu, jakiego można by oczekiwać od zespołu Teatru Narodowego. (W sztuce wiele się mówi o narodzie. Czyżby autor zapomniał, że w owych zamierzchłych czasach pojęcie "naród" nie istniało?)

Następną premierową pozycją poniedziałkowego Teatru TV była tragedia XVII-wiecznego klasyka francuskiego Jeana Racine'a "Brytanik", zrealizowana w krakowskim ośrodku telewizji. Reżyser przedstawienia Jan Błeszyński, który wyrobił sobie renomę pamiętnymi inscenizacjami telewizyjnymi tryptyku dramatycznego Eugene O'Neille'a "Żałoba przystoi Elektrze" i "Granicy" Nałkowskiej, postarał się i tym razem o doskonałą obsadę aktorską, z Anną Polony, Dorotą Pomykałą, Jerzym Trelą, Edwardem Lubaszenką i jednym z najzdolniejszych aktorów młodego pokolenia - Krzysztofem Globiszem, który znalazł piękne pole do popisu w trudnej roli Nerona. Spektakl był świetny, oglądało się go z niesłabnącym zainteresowaniem, lecz poza fabułą niewiele w nim pozostało z Racine'a. Daleki od poetyckiego oryginału był tekst sztuki w przekładzie Joanny Arnold, która posłużyła się językiem współczesnej prozy. Dialog został mocno uzwięźlony, pozbawiony właściwego klasycystycznej tragedii wielosłowia i kwiecistości. Współczesny, prozatorski przekład narzucił niejako wykonawcom styl gry, bez koturnowego patosu, zastąpionego dużym ładunkiem dramatyzmu, uzyskanym współczesnymi środkami ekspresji. Możliwe, że spektakl "Brytanika" spotka się ze strony krytyków z równie sprzecznymi ocenami krytyki jak niedawna telewizyjna realizacja innej tragedii tego samego autora - "Fedry" w reżyserii Laco Adamika, której również zarzucono zbytnie odstępstwo (m. in. w interpretacji aktorskiej) od klasycystycznej stylistyki Racine'a.

Największe emocje budzi jednak i najszerzej jest dyskutowany repertuar telekina. I tu właśnie telewizja szykuje widzom nie lada niespodziankę. "Bomba na Woronicza" - pod takim sensacyjnym tytułem tygodnik "Antena" opublikował ostatnio wiadomość, że nasza TV zamierza wprowadzić do programu nowy cykl filmowy pt. "Na pograniczu". Będą w nim pokazywane głośne w świecie filmy, które z uwagi na zbyt śmiały, graniczący z pornografią erotyzm lub obsceniczność nie trafiły w swoim czasie na ekrany polskich kin. Mowa jest o konkretnych tytułach, jak "Satyricon" Felliniego, "Wielkie żarcie" Ferreriego, "Kwiat tysiąca i jednej nocy" i "Saló" Passoliniego, "Diabły" Russela, "Egzorcysta" Friedkina, "If" Andersona, "Nocny portier" Liliany Cavani, "491" Sjömana, "Księżyc" Bertolucciego. Na konsultanta cyklu zaproszono Zygmunta Kałużyńskiego, który - zapytany o jego sens - oświadczył: "Najwyższy czas, aby zerwać okowy społecznej pruderii, rozbić pierścień obyczajowego ucisku".

Przedsięwzięcie jest wielce ryzykowne. Nasze społeczeństwo jest jeszcze jako tako normalne pod względem obyczajowości, czy wyjdzie mu na zdrowie oglądanie obrazów filmowych nasyconych perwersją i obscenami? Z pokazu (video) trzygodzinnego filmu "Kaligula" wyszłam po godzinie nie dlatego, że byłam zgorszona pokazanymi w nim drastycznościami, lecz z powodu uczucia obrzydzenia. Jeśli komuś tego rodzaju filmy nie odpowiadają, będzie mógł wyłączyć telewizor. Jeśli już jednak trafią one na ekran domowego kina - to prawdopodobnie będą powszechnie oglądane przez zwykłą ciekawość. I zapewne co wrażliwszy widz odchoruje te seanse.

No, ale sprawa wydaje się już przesądzona. Miejmy tylko nadzieję, że w cyklu "Na pograniczu" (chodzi o pogranicze dobrego smaku, erotyzmu typu "hard" tudzież znanych i akceptowanych kanonów estetycznych) znajdą się nie tylko sensacje zachodniego kina sprzed lat, ale także nowości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji