Artykuły

Skandalu nie było

Tłumy widzów wypełniły w niedzielę szacowne wnętrza Teatru im. Stefana Jaracza, w którym Towarzystwo Teatralne z Warszawy dwukrotnie pokazało kontrowersyjne przedstawienie Marka Ravenhilla "Shopping and fucking". Spektakl wyreżyserował Paweł Łysak.

Sztuka, reklamowana jako czarna komedia traktująca o życiu dwudziestolatków przekraczających bariery doznań seksualnych i narkotycznych, miała prapremierę w 1996 r. W Londynie stała się wydarzeniem teatralnym. W Polsce pokazana została w kwietniu tego roku w Teatrze Rozmaitości w Warszawie i od razu wybuchł skandal - stołeczni radni zażądali zdjęcia sztuki z afisza i zagrozili wstrzymaniem miejskich dotacji dla placówki.

Zaciekawieni łodzianie szybko wykupili bilety na oba spektakle. Ale skandalu nie było. Komedii niestety też. Obejrzeliśmy za to dwugodzinnego gniotą, w którym dialogi brzmią jak bełkot, sceny się nie kleją, a od połowy w ogóle nie wiadomo o co chodzi. Beznadziejne "Niezidentyfikowane szczątki ludzkie", które mieliśmy okazję oglądać w łódzkim Teatrze Studyjnym, są przy "Shopping and fucking" niemal arcydziełem. W połowie lat 90. do głosu doszli nowi autorzy, którzy w swych dramatach zaczęli opisywać środowiska narkomanów, złodziei, homoseksualistów, prostytutek i różnej maści dewiantów. Można by się zastanawiać, czy ci, których to dotyczy, kiedykolwiek pójdą do teatru i czy dla pozostałych widzów nie jest to obyczajowy obrazek z Księżyca, obliczony na epatowanie wulgarnością i drastycznymi scenami. Oddając dramaturgom i reżyserom prawo do podejmowania w teatrze wszystkich problemów ludzkości (na co nie godzą się puryści), publiczność ma prawo oczekiwać przedstawienia na jakim takim poziomie artystycznym, a nie wyłącznie wymiotów, kopulacji i "rzucania mięsem".

Niestety, po obejrzeniu "Shopping and fucking" pozostaje w pamięci tylko plucie ryżem, robienie wiertarką dziury w głowie oraz gołe męskie pośladki i obnażony nie wiadomo po co biust Marii Seweryn. A poza tym żadnej myśli, żadnej treści. Nawet język przedstawienia jest letni, bardziej dosadne słownictwo można usłyszeć na ulicy. A mogło być o samotności, zagubieniu, beznadziejnym życiu bez żadnych wartości, o uzależnieniu, wykorzystywaniu, głodzie uczuć.

Pozostawieni sobie aktorzy nie wiedzą, co i po co mówią. Szczątkowa scenografia ani przypadkowe kostiumy (autorstwa Pawła Wodzińskiego) nie ułatwiają im odnalezienia się w swoich rolach. Frustracje bohaterów znajdują wyraz tylko w bezsensownych bijatykach, krzykach i nieskładnej bieganinie.

Na scenie występuje piątka młodych aktorów. O zawodowej grze można mówić tylko w wypadku Arkadiusza Jakubika (psychopatyczny Brian) i Roberta Więckiewicza (szukający nowej drogi Mark). Tomasz Tyndyk, tegoroczny absolwent łódzkiej PWSFTviT, jako homoseksualista Gary powiela rolę, którą grał w swoim spektaklu dyplomowym (za "Niezidentyfikowane szczątki ludzkie" dostał nawet nagrodę), ale z dużo gorszym skutkiem. Natomiast Maria Seweryn (Lulu) i Rafał Mohr (Robbie), wschodzące gwiazdy polskiej kinematografii, prezentują poziom, który może być dopuszczalny tylko w szkolnym teatrzyku.

Lulu w pewnym momencie wykrzykuje do kolegów: "spójrzcie, ale syf!". I ta kwestia mogłaby się odnosić nie tylko do konkretnej sytuacji w sztuce, ale do dramatu Marka Ravenhilla i inscenizacji Pawła Łysaka. Chyba że intencją twórców było tylko zapełnienie kasy. To udało się w stu procentach.

Przedstawienie będzie można jeszcze zobaczyć w Łodzi 19 grudnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji