Artykuły

W stronę młodych

Dramat historyczny Weremczuka (ściślej: sceny historyczne) składa się z trzech odrębnych części, luźno ze sobą powiązanych. W części pierwszej widzimy rozumnego, bardzo ludzkiego administratora dóbr kapituły warmińskiej w otoczeniu zawisłych od niej chłopów. Znać po nich, że go kochają, wierzą w sprawiedliwość jego postanowień. Opiekuje się chorymi, wyznacza przystępną wysokość czynszu od łana, pośredniczy w dobrowolnym przekazaniu gruntu starego rolnika młodemu, bo "ziemia musi rodzić" (aż dziw, do jakiego stopnia ten problem zachował poprzez wieki aktualność!). A więc mamy tu Kopernika biorącego czynny udział w codziennych sprawach społecznych. Tylko kończy się ta odsłona wzniosłym zapatrzeniem się i gromadki chłopskiej w przestrzeń międzyplanetarną - małą, popularną "lekcją astronomii".

Część druga z kolei również pokazuje nie posągowego odkrywcę praw natury, rządzących ruchem ciał niebieskich, lecz gorącego patriotę, obrońcę Warmii, który "sercem do tej ziemi przylgnął i ojczyzną najmilszą ją nazywa", od miecza i pożogi wrażej ją ratuje. Tu działalność Kopernika przeciwstawiono znanym zbrodniczym wyczynom Albrechta, Wielkiego Mistrza zakonu krzyżackiego. Początek decydujących starć określa ścisła data: 1 stycznia 1520. Kopernik kończy czterdziesty siódmy rok życia. Jest w pełni sił i niewyczerpanej energii duchowej. Wzrósł ogromnie jego autorytet dzięki teoriom krążącym choćby w ustnym przekazie (ale te osiągnięcia naukowe są poza obrębem scenicznego działania).

A oto i zmierzch żywota. Rok 1543. Frombork, "mała osada zagubiona w lasach". Samotność. Tak wygląda część trzecia sztuki, kontemplacyjna.

Że celem, istotą każdego utworu autentycznie artystycznego poświęconego Kopernikowi musi być nie reprezentacyjny konterfekt Astronoma-Odkrywcy, lecz "żywy" Kopernik - to nie wymagało komentarza w programie spektaklu. Rzecz sceniczna zadowalająca się odtworzeniem posągu byłaby swego rodzaju produkcyjniakiem. Autor "Syna słońca", acz debiutant w dramaturgii, znalazł sposób ukazania wielkości swego bohatera za pomocą zobrazowania jak najszerzej i najgłębiej pojętego człowieczeństwa postaci, które powinno być nieprzemijącym wzorem po wszystkie przyszłe lata.

Trzy części widowiska są ujęte w tzw. klamrę, którą stanowią "wizje" z różnych okresów życia Kopernika pominiętych w bezpośredniej prezentacji realiów. Przemykają się więc przez scenę postacie: przyjaciela Korwina, nieżyjącego biskupa Watzenrode, "idealnie" kochanej Anny. Ten proceder strukturalny, nieco zbanalizowany odbiera się poniekąd jako malum necessarium koncepcji autora.

Lecz co w ogóle można powiedzieć o strukturze "Syna słońca" - rezultacie wyselekcjonowania z życia Kopernika trzech momentów niejako od siebie oderwanych? Oceniając ją pochopnie można by się w niej dopatrzyć jednej z kardynalnych wad sztuki. Po głębszym namyśle dostrzegam jednak w owej budowie pewną korzyść: jej prostota, jej przejrzystość sprzyja koncentracji uwagi na najważniejszych cechach moralnych bohatera, a stąd - niewątpliwa przydatność wychowawcza spektaklu dla młodego i każdego innego niedoświadczonego widza.

Natomiast istotną wadą, obciążającą debiut dramaturgiczny Stanisława Weremczuka, jest akonfliktowość "Syna słońca". Część pierwsza, ta z chłopami, na wskroś pozytywna, przywodzi na pamięć sztuki grane w bukolicznych (pod tym względem) latach PRL, tyle że tematyka tamtych nie była lokalizowana w odległych epokach. Bardziej dynamiczny jest siłą rzeczy, w części drugiej, konflikt z Krzyżakami, ale tu z kolei za dużo elementarnej kronikarskiej rekapitulacji. Część finalna przynosi elegijne rozmyślania "w rozmowie z własną duszą". Rozpływające się echa dawnych sporów i oporów. I choć padną aforyzmy: "Światłem świata jest prawda", "wszyscy, którzy rozumowi służą, są braćmi", a nie pamiętam już kto powie: "Ta wieża stolicą świata, najwyżej wiedzą stoi od wszystkich" - to wszakże jakoś niepokojąco zabrzmi kwestia Kopernika: "Goniłeś za ułudą, wolność umysłu i gwiazdy przekładając nad wszystko".

Gorliwy wyznawca teorii Mikołaja Kopernika, profesor z Wittembergi Retyk, zdąży jeszcze przywieźć pierwszy egzemplarz dzieła De revo-lutionibus... ("ocenzurowanego" przez wydawcę), Kopernik dotknie jeszcze księgi słabnącą dłonią. Za chwilę powie: "Słońce gaśnie". Koniec sztuki.

Wydaje się, iż problem konfliktowości w widowiskach poświęconych Kopernikowi jest szczególnie skomplikowany. Oczywiście nie omijały Kopernika liczne zatargi z obskurantami tudzież po prostu niegodziwcami, lecz summa summarum towarzyszyło mu przeważnie powodzenie i uznanie, zwłaszcza we Włoszech i w Krakowie, gdzie w r. 1491, roku jego pobytu, panowała swobodna atmosfera dyskusyjna. Zaskakująco opozycyjny charakter wypowiedzi Lutra czy Melanchtona był raczej sygnałem ostrzegawczym. Teoria Kopernika, z której publikacją książkową się wstrzymywał (o - ten temat można by pięknie wyzyskać!), zaważyła tragicznie dopiero na losach Giordana Bruna i Galileusza, kiedy kościół katolicki (z dziwnym opóźnieniem!) uległ obskuranckim wpływom. Gdy zestawiam "Syna słońca" z efektowną sztuką Adolfa Nowaczyńskiego "Cezar i Człowiek", gdzie akcja toczy się w roku 1500 w Rzymie Borgiów, przychodzi mi na myśl, że wyeliminowanie włoskich peregrynacji uniwersyteckich Mikołaja Kopernika pozbawiło widowisko Weremczuka dynamiki, jaką stwarzał żarliwy stosunek młodego, a już wybitnego Polaka, do renesansowych znalezisk artystycznych.

Józef Jasielski, inscenizator "Syna słońca", wyzywał dla atrakcyjnej realizacji tekstu wiele możliwości kreacyjnych teatru. Zarówno dzięki jego inwencji reżyserskiej, jak talentowi Romana Kruczkowskiego, którego słusznie zaszczycono rolą Kopernika, a także dzięki pieczołowitemu potraktowaniu ogółu postaci przez innych aktorów, widowisko chlubnie spełnia swoje zadanie na lubelskiej scenie i w licznych objazdach.

Kruczkowski gra Mikołaja Kopernika łącząc udatnie godność ze szlachetną prostotą wielkiego człowieka. Unika nadmiaru gestu. Kładzie natomiast nacisk na wyrazistość najważniejszych znaczeń tekstu. W odniesieniu do całej licznej obsady można na pewno mówić o starannie wypracowanej grze zespołowej. Indywidualne uznanie należy się także Maciejowi Polaskiemu za rolę butnego, przy pozornej ogładzie Wielkiego Mistrza Albrechta, Ludwikowi Paczyńskiemu (Wolf) oraz Stanisławowi Stojce, grającemu Wojciecha, wiernego aż do śmierci sługę Kopernika.

Scenografia Teresy Targońskiej, utrzymana w ciemnych tonach zaleca się dobrym smakiem i ułatwia sugerowanie widzowi zmian w lokalizacji akcji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji