Artykuły

Dzieci jednego Boga

Być może znacie już państwo tą wzruszającą, choć wcale nie sentymentalną historię o głu­choniemej dziewczynie i jej słyszącym, czyli - jak to się mówi - "normalnym" nauczy­cielu z amerykańskiej sztuki Marka Medoffa "Dzieci mniej­szego Boga". Jej polską pre­mierę na deskach Teatru Ate­neum wyprzedziła bowiem u nas ekranizacja Randy Haines pt. "Dzieci gorszego Boga". Znacie ją, czy nie znacie, przedstawienie Waldemara Matuszewskiego powinniście zoba­czyć, by ją poznać lub prze­żyć i przemyśleć na nowo.

Starcie osobowości - napię­te, intymne, roziskrzone zrozumieniem... Sztuka wyjątkowa i nadzwyczaj sympatyczna w swym wyzwaniu - pisano o niej po nowojorskiej premierze w 1980 r. Fascynująca, głębo­ko wzruszająca i pasjonująca, zpełna humoru, godności i uczucia... Niezwykła, olśniewa i wciąga, oferuje nie mniej niż najwyższe poczucie wspólno­ty... Wypełniona miłością, współczuciem i namiętnością - byłaby wielkim wydarzeniem w każdym sezonie...

Cóż więcej trzeba napisać, żeby zachęcić do wspólnych rozmyślań w "Ateneum" o po­trzebie miłości, poszanowania i tolerancji dla inności dru­giego człowieka jako warun­ku sine qua non prawdziwego międzyludzkiego porozumienia? Chyba to jeszcze, że reżyser Waldemar Matuszewski traf­nie i znakomicie obsadził swo­je przedstawienie, wciągając aktorów do tego stopnia, że biegle porozumiewają się w nim autentycznym językiem migowym. Trzeba doprawdy wielkiego serca, dojrzałości społecznej, talentu i zaangażo­wania, by dać się wciągnąć w dzisiejszych czasach w podob­ne przedsięwzięcie teatralne. I nie ma, jak sądzę, dla tych kilkorga aktorów lepszej za­płaty za ich wysiłek, jak ta serdeczna owacja widzów po każdym występie. Rzadko we współczesnej literaturze drama­tycznej zdarza się tekst, za którym kryłaby się sprawa tak dalece angażująca i war­sztat, i osobowość i osobistą postawę społeczną aktora.

Krzysztof Kolberger w ostat­nich latach nie traci czasu na byle propozycje. Wydaje się zmęczony banalną codziennością naszego teatru, rzadko pokazu­je się na scenie i nawet nie wiem, czy wiąże go jakiś stały kontrakt teatralny. Faktem jest tylko, że gościnnie zaangażował się teraz w rolę Jamesa Leedsa w "Ateneum". Jest w niej uosobieniem ciepła, współczucia, cierpliwości i zrozumienia, z ja­kimi jako nauczyciel, przyjaciel, kochanek wreszcie, próbuje stwo­rzyć Sarze warunki normalne­go funkcjonowania w świecie słyszących. Cały ciężar prowa­dzenia narracji słownej przed widzem i migowej w dialo­gach z podopiecznymi leży na barkach Kolbergera. I on też ucieleśnia tutaj nasze typowe reakcje, zachowania, błędy i dramaty, pojawiające się w zetknięciu z głuchoniemą, czy jakąkolwiek innością drugiego człowieka. To świetna rola lubianego i szanowanego aktora, wzorzec postawy głęboko humanitarnej.

Głuchoniemą Sarę, odważnie zbuntowaną przeciw protekcjonalnemu traktowaniu jej od­rębności językowej przez słyszących, z uporem chroniącą swoją tożsamość, gra w przedstawieniu Maria Ciunelis. Nie wypowiada ani jednego słowa, choć przez cały spektakl prowadzi żywy, wielobarwny, pe­łen dramatycznych spięć dialog z Jamesem Krzysztofa Kolber­gera. Gra językiem migowym i tworzy w nim prawdziwą kreację aktorską, bez prece­densu na polskiej scenie teatralnej.

Słowa uznania należą się także dwojgu młodych akto­rów, którzy konstruują tu nie­co inne portrety głuchoniemej inności. Orin Tomasza Kozłowicza i Lidia Katarzyny Miernickiej słyszą bardzo słabo, czytają z ust, ale nauczyli się mó­wić. Ich mowa jednak, nie kontrolowana słuchem przez nich samych, musi być oczy­wiście specyficznie okaleczona, zarówno pod względem natę­żenia głosu, jak sposobu arty­kułowania poszczególnych gło­sek. Podziwu godna jest kon­sekwencja, z jaką Tomasz Kozłowicz i Katarzyna Miernicka, kreują swą deformację języ­kową, czasami zabawną dla ucha, ale co ważniejsze niezwy­kle wiarygodną.

Zwróćmy jeszcze uwagę na udział Wandy Majerówny, jako matki Sary, Piotra Pawłow­skiego, jako dyrektora szkoły dla głuchych i Grażyny Strachoty, której adwokatka Edna Klein wnosi nieco zdrowego humoru w końcówce przedsta­wienia. Dodajmy ciepłe słowo na temat ładnego języka prze­kładu Kazimierza Piotrowskie­go, gustownej scenografii Małgorzaty Treutler, pięknych swetrów z kolekcji pani Kry­styny Paszkowskiej na aktorach i dyskretnej oprawy muzycznej Adama Gzyry. Wszy­stko to razem, z kulturą zakomponowane w całość spraw­ną ręką Waldemara Matuszew­skiego, polecam bardzo gorąco. Myślę, że będzie z tego tea­tralny bestseller.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji