Artykuły

Debiut Oleksego na stacji końcowej

"Stazione Termini" w reż. Marka Oleksego we Wrocławskim Teatrze Pantomimy. Pisze Magda Podsiadły w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

W Pantomimie Henryka Tomaszewskiego przez kilka dekad był wybitnym mimem. Teraz Marek Oleksy podjął się reżyserii. "Stazione Termini" Wrocławskiego Teatru Pantomimy budzi jednak mieszane uczucia.

Bałam się tej premiery, bo Marek Oleksy, artysta o wielkiej aktorskiej reputacji, debiutując jako reżyser, ryzykował dużo. Po premierze czuję się z lekka zagubiona. Przekaz spektaklu, który stworzył Oleksy, jest nie do końca wyrazisty, a jego siła zawiera się raczej w nastroju i wizualnej urodzie poszczególnych scen niż w kompozycji całości. Kuleje też aktorstwo młodych adeptów pantomimy.

Twórca spektaklu zadbał o prawdziwie piękną, klasyczną stylistykę pantomimy. I za to mu chwała. Stworzył spektakl estetyzujący w formie, w kontrastach kolorów, strojach (Elżbieta Terlikowska), umiejętnie przenoszący widza w ubiegły wiek. Zbudował rodzaj smutnego kabaretu bez słów, zlepionego z nastrojów zapożyczonych od niemieckiego pieśniarza i aktora Klausa Nomiego, z przedwojennych teatrzyków, znanych z filmów Luchino Viscontiego czy Boba Fosse'a; chwilami nawet znajdowałam w "Stazione Termini" ślady groteski obrazów Tima Burtona. Zabrakło jednak konsekwencji w narracji, w efekcie spektakl wielokrotnie tracił napięcie.

Oleksy zapowiadał, że "Stazione Termini" będzie przedstawieniem o przemianie, jaka dokonuje się w ludziach pod wpływem podróżowania, jakkolwiek symbolicznie byłoby ono traktowane. Powstał traktat o beznadziei i chaosie egzystencji, o losie, na który nie mamy wpływu. Po opuszczonej stacji kolejowej (tytułowej stacji końcowej), przez którą pociąg przejeżdża, ale się nie zatrzymuje, snują się dziwne typy, oczekujące nie wiadomo na co. Niektóre pochodzą z naszej codzienności - bandziory, skaut, zakochany mężczyzna, zgwałcona dziewczyna, starszy facet w różowym garniturze (Marek Oleksy) i jego bodyguard (albo mistrz jakiejś ceremonii?). Inne ze scenicznej iluzji - klauni z comedii dell' arte, postać podobna do Nomiego (Anna Nabiałkowska) i tancerka (bardzo dobra Katarzyna Sobiszewska). Poszczególne sceny przedstawienia to etiudy ukazujące charaktery tych postaci, kontrasty i konflikty między nimi. Budują nastrój zamknięcia, niemożności ucieczki, skazania na czekanie, na nieznany los, na śmierć. W finale przekształcają ten dominujący nastrój bezwładu - bo nawet scena gwałtu okazuje się bezcelowym działaniem - w energetyczny, ale budzący grozę chaos.

Artystyczne wrażenie całości psuje niestety przynajmniej połowa zespołu aktorskiego, mało przekonująca, grzesząca niedopracowaną techniką, i wyraźnie jeszcze niegotowa, by stanąć na profesjonalnej scenie W efekcie wiele spośród budowanych na scenie postaci rozłazi się w szwach. Aktorom zabrakło warsztatowych detali, tak bardzo ważnych w pantomimie. Mam też kilka zarzutów do źle wymyślonych ruchowo scen - na przykład nieciekawej, bez emocji rozegranej sceny miłosnej.

Mimo wszystko będę bronić tego debiutu i czekam na kolejny zapowiadany przez Marka Oleksego spektakl, według powieści Jerzego Kosińskiego "Wystarczy być". Nietypowa i trochę dekadencka wyobraźnia twórcy oraz niewątpliwe znawstwo trudnej materii sztuki pantomimy mogą być początkiem nowego, osobnego stylu w pantomimie wrocławskiej. Wcześniej taki własny niezależny styl - absurdu i makabreski - zbudował Aleksander Sobiszewski, niesłusznie źle odczytywany przez krytykę.

**"Stazione Termini"we Wrocławskim Teatrze Pantomimy w reżyserii i wg scenariusza Marka Oleksego - premiera 22 października. Kolejne spektakle 10, 11 i 12 listopada na Scenie na Świebodzkim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji