Artykuły

Gra w zabijanego

Anglicy są amatorami gier towarzyskich. Nie jakichś tam "Monopoly", czy bitew morskich, nie ciuciu-babki lub chowanego - dobrych dla pędraków, ale gier jako sposobu spędzania czasu przez ludzi dorosłych. Zbiera się grono znajomych, popija drinki i zabawia się niczym skauci na koloniach. Gospodarz, troskliwy o dobrą atmosferę i miłe spędzanie czasu przez gości, wymyśla najnieprawdoodobniejsze gry, w których każdy może wykazać się zręcznością, sprytem, opanowaniem, spostrzegawczością, a bywa, że nawet odwagą. My robimy to daleko prościej. Bez wysiłku, napinania uwagi, wypatrywania oczu, pracy szarych komórek. Wystarcza nam umiejętność szybkiego połykania wysoko procentowych napojów. Resztę mamy z głowy. Aż do porannego kaca.

Zamiłowanie Anglików do gier towarzyskich, raz po raz bywało osia różnych opowiadań, powieści - nawet sztuk. W J970 roku, brat znanego (i wielekroć u nas grywanego) dramatopisarza Petera Shaffera. Anthony Shaffer napisał komedię "Detektyw". Wystawił ją londyński St. Martin Theatre. Intryga sztuki wiązała się z pewną okrutną, a bardzo męską grą prowadzoną między dwoma dżentelmenami. O co się toczyła, jak przebiegała i co było w finale - mogą, a nawet powinni, przekonać się Państwo sami. Teatr Ateneum wystawił bowiem na Scenie 61 "Detektywa".

Może sztuka Anthony'ego Shaffera to nie szczyty intelektualizmu, ani odkrywczości psychologicznej, żadna tam awangarda teatralna czy poszukiwania nowej formy. Ale na pewno majstersztyk w swoim gatunku. W rozrywkowym repertuarze, adresowanym do szerokiej, o wyrobionym smaku, widowni. Przedstawienie jest okazja do zaprezentowania popisu aktorskiego na najwyższym poziomie. Nic więc dziwnego, że do londyńskiej prapremiery zaangażowano nazwiska tej miary co Anthony Quayle i Keith Baxter, a do ekranizacji (1974) - Laurence 01ivier i Michael Caine. W polskiej prapremierze p. Janusz Warmiński - reżyser i dyrektor Ateneum - obsadził w prowadzących rolach pp.: Leona Pietraszaka (Andrew Wykę) i Krzysztofa Kolbergera (Milo Tiaidle). Obaj wywiązali się popisowo z niełatwych zadań (zwłaszcza podwójnie trudnego w wypadku p. Kolbergera), budując nie tylko pełne napięcia sceny, tworząc klimat niebezpiecznej gry, uwierzytelniając własne emocje i namiętności, ale równocześnie dostarczając widowni pierwszorzędnej zabawy. I tak mimo że dreszczyk strachu przebiega nam po plecach, nie przestajemy się śmiać, pilnie wychwytując aktualne podteksty żarcików. Owo zachowanie atmosfery "kryminału" serio i lekkiej komedii równocześnie jest w ogromnymi stopniu zasługą prowadzących akcję aktorów. Tak bardzo dominują nad spektaklem, że zupełnie przesłaniają resztę wymienionej w programie obsady.

Zarysowanie postaci, zawiązanie intrygi, rozwój akcji i szybkie jej zmiany, zaskakujące sytuacje, tempo, dowcip, żart, aktualizacja - wszystko zostało rozegrane znakomicie. Zgodnie z wymogami i duchem gatunku. Sztuki lekkiej jak ongiś mawiano: "na lato" rozrywkowej i bezbłędnie zbudowanej. Wielka w tym zasługa p. Anthony'ego Shaffera, p Pietraszaka i p. Kolbergera, ale i p. Janusza Warmińskiego. Oddając co cesarskie - cesarzowi, należy pamiętać, że co wyreżyserowane - zasługą reżysera. Pan Warmiński konsekwentnie wyrzekał się, tak lubianych przez wielu jego kolegów, "pomysłów inscenizacyjnych", zwykle mających służyć pogłębianiu i udoskonalaniu tekstu, w istocie zaś będących przejawem profesjonalnej pychy. Zabiegów szczególnie niebezpiecznych we wszystkich sztukach "dobrze skrojonych", a wiec przyzwoicie napisanych kryminałach, farsach, komediach, dramatach płaszcza i szpady etc. Słowem tam, gdzie akcja musi funkcjonować z precyzją mechanizmu szwajcarskiego chronometru.

Konstruując spektakl "Detektywa", p. Warmiński tak starannie ukrył wszelkie szwy swojej roboty, że przedstawienie sprawia wrażenie litej, samorodnej całości, która w ogóle nie wymagała niczyjej ręki. Za tę perfekcję, takt i skromność, należą się reżyserowi słowa uznania.

I tak, proszę Państwa, mielibyśmy świetne przedstawienie na lato, gdyby ktokolwiek w Ateneum pamiętał, że gatunek homo sapiens, nawet na najbardziej zapierającym dech w piersiach kryminale, zmuszony jest do inhalowania się tlenem. Tymczasem na Widowni Sceny 61 odczuwa się zupełny brak tego życiodajnego gazu. Jego miejsce zastępuje dwutlenek węgla, zbawienny dla roślin, lecz trujący ludzi.

Panowie! Miejcie litość! - Wpuśćcie odrobinę powietrza!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji