Artykuły

Kochankowie z supermarketu

"Kazimierz i Karolina" w reż. Jana Klaty w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku Gazecie Prawnej - dodatku Kultura.

Nie bardzo wiadomo, co zrobić z nową premierą Jana Klaty. Kręcić nosem jakoś głupio, bo będzie to na pewno frekwencyjny sukces, a chwalić raczej specjalnie nie ma za co. W zestawieniu z jego "Trylogią", "Weselem hrabiego Orgaza" czy "Sprawą Dantona" gołym okiem widać, że "Kazimierz i Karolina" intelektualnie oddaje pole na całej linii. Należy po prostu do pobocznego nurtu aktywności reżyserskiej Klaty. Tak jak "Szajba" i "Weź przestań" jest funkcjonalną i doraźną komedią bez pretensji do ideowego rozmachu czy perfekcji formalnej.

Klata takie rzeczy trzaska lewą ręką i choć ważne tematy jedynie zamarkuje, fani reżysera dostaną to, na co czekają: muzyczno-taneczno-publicystyczny melanż, w którym drwi się z tego, co powszechne, i komentuje to, co społecznie niesłuszne. "Kazimierz i Karolina" jest pastiszem sposobu, w jaki mówimy o miłości, i pretensją wobec schematu, w jaki ją upychamy. Klata pokazuje początek i koniec każdego związku, który dziś zaczyna się niechybnie w centrum handlowym. Wszystko przecież przenieśliśmy do galerii - sztukę, Polskę, historię, cyrk, kaplicę i prosektorium.

Tytułowi bohaterowie przyleźli na otwarcie galerii, podziwiają palmy, fontanny, windy i automaty z lodami. Kazimierz właśnie stracił posadę szofera i boi się, że Karolina go zostawi. Czy można kochać bezrobotnego? Klata mówi, że nie. Swoim zwyczajem, zamiast pogłębiać psychologię bohaterów, reżyser obudowuje ją aluzjami. Temperament niesie go w stronę szybkiej i złośliwej publicystyki. Oto po centrum handlowym kręcą się cyniczne nieletnie galerianki i łowiący je podstarzali "galerjanowie", nawalają się narodowe żywe trupy wszystkich epok, pojawia się nawet krzyż z puszek.

Tylko że przy tej metodzie natręctwo tematów pobocznych zagaduje i niejako unieważnia dylemat wyjściowy. Bo cóż to ma za znaczenie, że Karolina puściła się w końcu z ważnym prezesem, skoro Polska grzęźnie w głupocie i chaosie? Naskórkowa krytyka kapitalizmu przegrywa ze zdumieniem obyczajami polskiego społeczeństwa. Jeśli nie chcecie zezłościć się na Klatę, nie szukajcie tu nic poza grepsami: Kazimierzem Marcina Czarnika śpiewającym arię Jontka czy cudnie plastikowym ciałem "galerjana" Eugeniusza (Bartosz Porczyk). To nie jest spektakl interwencyjny, to jest komedia. Stepowanie na polskiej

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji