Artykuły

Wciąż szukać siebie

- Marzy mi się zbudowanie grupy interdyscyplinarnej, w której spotkaliby się ludzie teatru, ale i związani z muzyką współczesną, z literaturą, z plastyką. Od lat otacza nas kultura implantów, a trzeba szukać siebie... - mówi RADOSŁAW KRZYŻOWSKI, aktor Teatru im. Słowackiego w Krakowie.

W odpowiednim momencie się opamiętałem, bo nie sądzę, abym był dobrym lekarzem - mówi Radosław Krzyżowski - dla ogólnopolskiej telewidowni dr Michał Sambor, ordynator chirurgii szpitala w Leśnej Górze. Niemniej przez trzy lata liceum w Opolu był przekonany, że pójdzie na medycynę. Nawet wybrał profil biologiczno-chemiczny. Tyle że były też konkursy recytatorskie, szkolne teatrzyki... Krakowską PWST ukończył w 1994 roku. Dziś jest jednym z najbardziej uznanych młodych aktorów Krakowa.

- Szkoła teatralna do pewnego momentu była spełnieniem oczekiwań, potem zaczęła denerwować, męczyć, bo człowiek już trochę wie, już minął okres fascynacji, zatem nie. wszystko, co mówią profesorowie, jest ciekawe, słuszne, dobre. Na III roku miałem kryzys zaufania do szkoły, chciałem ją skończyć jak najszybciej... - mówi aktor. Miał szczęście, Bogdan Hussakowski, znający go z zajęć w PWST, na IV roku powierzył mu rolę w "Weselu" Canettiego... I tak wszedł do zespołu Teatru im. Juliusza Słowackiego. - Jeśli na IV roku dostaje się sygnał od dyrektora jednego z dwóch najciekawszych krakowskich teatrów, to oczywiście jest to pewne dowartościowanie... - komentuje ten fakt aktor.

Publiczność, krytyka, reżyserzy, co Panu najbardziej potrzebne jako wyraz akceptacji?

- To się zmienia, kiedy kończyłem PWST było mi bardzo potrzebne uznanie krytyki, potem potrzebowałem akceptacji publiczności, potem znów wnikliwie śledziłem krytykę, a teraz od tego odchodzę, bo sam widzę, że to jest znacznie trudniejszy zawód, niż sobie wyobrażałem. Obarczony znacznie większą odpowiedzialnością i tak naprawdę nie mogę liczyć się ani z krytyką, ani z oczekiwaniami publiczności, bo wtedy komuś będę, mówiąc krótko, dawał d...

A własne przekonanie; po 10 latach już się trochę wie o zawodzie...?

- Mam świadomość, że dysponuję pewnymi narzędziami, ale nie mam jeszcze pewności, że one będą funkcjonować tak precyzyjnie, jakbym chciał.

Kolejne potwierdzenie talentu przyszło parę lat później. Statuetka Ludwika za rolę Hamleta w Teatrze STU. - To była niesłychanie ważna nagroda; pośród tych, jakie dostałem, najważniejsza, bo wcześniej funkcjonowałem głównie w teatrze offowym; "Hamlet", do którego trafiłem poprzez casting, pozwolił mu zaistnieć na oficjalnej scenie.

Teatralny off był poniekąd koniecznością; w ślad za rolą u Hussakowskiego nie poszły kolejne. Aktor spotkał się za to z Bogusławem Schaefferem. - Otworzył mi oczy na wiele rzeczy i to nie tylko teatralnych, dzięki niemu zbliżyłem się do muzyki współczesnej, do sztuki w ogóle... To był kontakt z innym teatrem. Nauczyłem się, że muszę przyjść półtorej godziny przed spektaklem, by pozamiatać salę, ustawić światła, nagłośnienie i dopiero zająć się sztuką...

Po trzech spektaklach Schaefferowskich trafił do "Łaźni" Bartosza Szydłowskiego. Znów atmosfera fermentu, dyskusji i spektakle w starej żydowskiej mykwie - "Pokojówki" w reżyserii Pawła Miśkiewicza i "Skóra węża", spektakl Tanji Miletić-0rucević.

Po kilku latach ten nurt offowy powróci wraz z otwarciem Sceny w Bramie Teatru im. J. Słowackiego, na której Radosław Krzyżowski zagra z Mariuszem Wojciechowskim, zarazem reżyserem, w świetnym spektaklu "Samotność pól bawełnianych". - Cały czas ciągnie mnie w stronę spektakli offo-wych, kameralnych. Są mi bliższe - nie kryje aktor. Duża scena niesie presję, wielką odpowiedzialność, zwłaszcza na początku źle się na niej czułem.

Ale to duża scena przyniosła aktorowi kolejne sukcesy. Ale i rozczarowanie. W 1998 roku znalazł się z zespole Starego Teatru. Tam pracował m.in. z Krystianem Lupą przy "Lunatykach II", z Tadeuszem Bradeckim przy "Karierze Artura Ui", u Remigiusza Brzyka zagrał w "Wiśniowym sadzie", wreszcie u Jerzego Jarockiego w "Szewcach". - Przygoda z prof. Jarockim była stymulująca intelektualnie... - mówi teraz. Parę lat wcześniej w wywiadzie komentował to spotkanie: ...każdy aktor powinien przynajmniej raz w życiu spotkać kogoś takiego jak Jarocki. Sposób analizy tekstu u Jarockiego, poziom jego niezadowolenia z pracy aktora i- o za tym idzie - stawianie mu ciągle wyższych wymagań, to niezwykle pouczające doświadczenie. Jarocki jest reżyserem, który stwarza w trakcie prób taką atmosferę, że chciałoby się jego wysokim wymaganiom sprostać, chociaż wiadomo, że na kolejnej próbie postawi poprzeczkę jeszcze wyżej, znajdzie coś, czego jeszcze brakuje. Wydaje mi się, że dzięki pracy z Jarockim mam dzisiaj większą świadomość tego, co -i jak -gram.

Za rolę Czeladnika w spektaklu Jarockiego został w 2003 roku nagrodzony na XXVIII Opolskich Konfrontacjach Teatralnych "Klasyka Polska", a chwilę potem dyrektor Mikołaj Grabowski oznajmił aktorowi, że nie widzi dla niego miejsca w "Starym".

- To był ból. Byłem tam już pięć lat, związałem się z teatrem. I właściwie dopiero zacząłem grać. Do tego momentu myślałem, że jeśli w pracę wkłada się odpowiednio dużo zapału, to przynosi profity. Okazało się, że nie. I właśnie zburzenie poczucia sensu pracy było może najdotkliwsze - przywołuje tamte chwile aktor. W Starym Teatrze miał też sposobność podpatrywać starszych kolegów. - Miło jest widzieć, z jakim spokojem, z jaką mądrością Jerzy Trela dochodzi do roli, podglądać Krzysia Globisza, Janka Frycza... Ja cały czas potrzebuję mistrzów, w ogóle uważam, że młodzi aktorzy muszą mieć mistrzów... Mnie się udawało, że na nich trafiałem. Na szczęście w tym czasie w Teatrze im. J. Słowackiego Barbara Sass rozpoczynała inscenizację "Idioty" wg Dostojewskiego. Rola Rogożyna interesowała Krzyżowskiego od dawna. Nie ukrywa, że to postać bliska mu emocjonalnie. Był jeszcze w "Starym", ale liczył, że może Barbara Sass ogłosi, jak wcześniej Krzysztof Jasiński do "Hamleta", casting. (- Wydaje mi się, że bez doświadczenia z Hamletem nie miałbym odwagi, by "podejść" np. do Rogożyna...). Okazało się to niepotrzebne. Któregoś dnia przyszedł po żonę, Dominikę Bednarczyk, grającą w "Słowackim". Zobaczywszy aktora, Barbara Sass decyzję podjęła natychmiast. Za rolę Rogożyna otrzymał nominację do Ludwika, żona, grając Agłaję, zdobyła tę statuetkę; jedną z kilku, jakie otrzymał spektakl. - Basia świetnie obsadziła przedstawienie. To trzy czwarte sukcesu - mówi aktor. Ale też pracowali przy tym spektaklu niezwyczajnie. Były burzliwe rozmowy, spory, walka o tekst i o siebie.

Czego oczekuje od reżysera?

- Przede wszystkim, żeby był mądrzejszy ode mnie. Generalnie mam do niego bezgraniczne zaufanie. Czasem na tym bardzo dobrze wychodzę, czasem - źle. Mimo że się kłócę, staję okoniem, do końca staram się iść za nim. - Wiele razy przeżył Pan zawód? - Parę.

Zatem Radosław Krzyżowski stał się znowu aktorem Teatru im. J. Słowackiego. Pojawił się w wielu spektaklach. - To z chęci spełnienia, ciągłego szukania?- dociekam. - Przyczyny były bardziej prozaiczne - słyszę. - Trzy miesiące po odejściu ze Starego Teatru miałem zapalenie płuc, musiałem odwołać cztery spektakle, wtedy dyrektor Grabowski zrezygnował z moich usług, zostałem bez spektakli. A nimi się zarabia na życie. Zatem musiałem zrobić cztery premiery, co, choć jestem człowiekiem bezgranicznie zakochanym w teatrze, uważam za niehigieniczne, niezdrowe.

Jaki teatr obchodzi aktora najbardziej? - Teatr powinien przypominać ludziom o mitach, o archetypach, powinien być zrozumiały w każdej szerokości geograficznej. Dlatego Peter Brook może pokazywać swoje spektakle na całym świecie, budząc w widzach te same uczucia. Bo nie robi teatru społecznego, histerycznego, oskarżającego, dydaktycznego; to nie jest zadaniem teatru. Po cholerę opowiadać o rzeczach, o których mówią programy telewizyjne, prasa... - pyta retorycznie aktor. I dodaje: - Brook jest dla mnie mistrzem. On robi to, co, jak sądzę, teatr powinien robić.

I tak od Brooka przechodzimy do teatru takiego, jaki wokół nas, a mój rozmówca dopowiada:

- Teatr ma sens wtedy, kiedy nie op... ludzi, nie moralizuje, nie bije po głowie, nie uświadamia, że człowiek ma wiele otworów, w które wszystko można wsadzić. Tylko przypomina o wartościach podstawowych, porusza.

Radosław Krzyżowski wciąż wiele gra. Właśnie skończył u siebie w teatrze próbę "Miarki za miarkę", za moment pędzi do STU na setny spektakl "Hamleta".

I jeszcze jest serial "Na dobre i na złe", dający pewien komfort finansowy. Acz nieprzesadny - zastrzega aktor. - Po raz pierwszy w życiu mogę kupić sobie książkę, płytę. Gdyby nie serial, brakowałoby mi na życie. A nie należę do ludzi, którzy potrzebują dużych pieniędzy.

A popularność, jaką on przynosi?

- Nie jestem jeszcze aktorem popularnym, choć dostrzegam, że ludzie zaczynają mnie rozpoznawać na ulicy. Na pewno popularność i wiążąca się z nią finansowa niezależność pomaga, bo daje aktorowi komfort wyboru. I możliwość poświęcenia się czemuś, co jest dla niego bardzo ważne - mówi Radosław Krzyżowski.

Po czym zwierza się, że ma poczucie, że powinien zacząć wszystko od początku. Czuje, iż nadszedł czas na postawienie sobie ważnego pytania: co robię i czego oczekuję od tego, co robię. - Cały czas mi świdruje w głowie, czy czegoś fundamentalnie nie trzeba zmienić. - W jakim kierunku? - Jeszcze nie wiem. - To taki etap, kiedy człowiek ma poczucie konieczności zmiany, ale jeszcze nie wie, na czym miałaby ona polegać. Ale wiem, że nadejdzie taki moment, musi nastąpić, kiedy będę już wiedział - mówi z determinacją w głosie. - Marzy mi się zbudowanie grupy interdyscyplinarnej, w której spotkaliby się ludzie teatru, ale i związani z muzyką współczesną, z literaturą, z plastyką. Co by z tego wyniknęło...? Od lat otacza nas kultura implantów, a trzeba szukać siebie...

Co oznaczają te zapowiedzi? Pokaże czas. 10 lat aktorskiej aktywności Radosława Krzyżowskiego dało obraz jednego z najciekawszych aktorów, jacy pojawili się ostatnio w Krakowie. Zatem jedno wydaje się pewne - ten wrażliwy, wyrazisty artysta jeszcze niejeden raz potwierdzi zasadność dotychczasowych nagród i uznania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji