Artykuły

Opłakiwanie

JAKŻE udane i piękne, choć kontrowersyjne, były przygotowane swego czasu w Teatrze Narodowym przez Adama Hanuszkiewicza spektakle, składające się z utworów - przede wszystkim poetyckich - dwóch wielkich romantyków: Norwida i Mickiewicza. Ostatnio na afiszach tego teatru pojawił się znów poeta: Kochanowski. Lecz choć afisz ma podobny układ graficzny (a więc i znaczenie) jak poprzednie, autor i główny wykonawca tego widowiska, Hanuszkiewicz, daje nam tym razem spektakl odmienny niż tamte.

Nie jest to złożony w spójną całość "przegląd" utworów prezentujących twórczą sylwetę Najpierwszego. Nie słyszymy fraszek, "Pieśni świętojańskiej o Sobótce", "Satyra" czy "Odprawy posłów greckich". Z bogatej i różnorodnej spuścizny po Kochanowskim wybrał Hanuszkiewicz jedynie "Treny".

Domyślać się można, że o wyborze tym zadecydowały względy okazjonalne. Hanuszkiewicz dołączył do tych wszystkich, którzy w tym roku mówią o dzieciach, i zrobił to po swojemu: sięgnął po przepiękne poetyckie strofy stworzone przez ojca po stracie córeczki. Jeśli wpiszemy powstały u zarania naszej literatury cykl pisanych ojcowską rozpaczą wierszy w czasy bliskie nam. i pamiętne, losy kraju, w którym przedwcześnie ginęły setki tysiące młodziutkich istnień - wiersze te zabrzmią wyjątkowo dominująco, a jednostkowe opłakiwanie jednostkowej śmierci, urośnie do rangi symbolu i zbiorowej tragedii zaświadczonej pomnikiem jakiego nikt dotąd nigdzie indziej nie postawił. Być może jest to jednak domysł nietrafny i przypisywanie komuś intencji jakich nie miał.

Tak czy inaczej wybór jakiego dokonał Hanuszkiewicz, budzi zastrzeżenia, bo w efekcie otrzymaliśmy widowisko, w którym forma za często dominuje nad treścią, przedstawienie tak naprawdę dowodzące tylko jednego: że "Treny" na język sceniczny są nieprzekładalne, a jedynie co można z nimi zrobić, to po prostu powiedzieć je. Właśnie powiedzieć, a nie wyrecytować: w spektaklu prezentowanym w Teatrze Narodowym, naprawdę piękne i wzruszające są te momenty, kiedy słowa Kochanowskiego brzmią wyraźnie i prosto.

Piękna jest również scenografia Zofii de Ines-Lewczuk wykorzystująca jedynie kir wyolbrzymiający scenę, fotel, kołyskę i harfę - oszczędna i dzięki temu wprowadzająca nastrój żałoby, smutku, rozpaczy. Nastrój ten pogłębia także muzyka - utwory B. Marcellego i A. Vivaldiego w nagraniu orkiestry Kameralnej Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Karola Teutscha, pieśń Wacława z Szamotuł w nagraniu chóru pod dyrekcją Romualda Miazgi oraz kompozycje Andrzeja Bieżana. Wreszcie - dwa wiersze Leśmiana, które również, bardzo trafnie, do spektaklu zostały wprowadzone.

Zgromadził więc Hanuszkiewicz zaprawdę świetne elementy widowiska. Składając je w całość postanowił jednak "wzbogacić" wymowę wierszy Kochanowskiego - samych w sobie przecież pięknych i wzruszających. Oto przy pomocy Małgorzaty Zajączkowskiej, Anny Chodakowskiej, Emiliana Kamińskiego, Andrzeja Malca, solistki Teatru Wielkiego, Bożeny Kociołkowskiej oraz uczennic Państwowej Szkoły Baletowej - zapragnął pokazać to wszystko, co Urszulka straciła umierając: radość, miłość, namiętność, macierzyństwo. Kazał więc poecie niby we śnie, niby w marzeniu oglądać to nie przeżyte życie dziewczyny i kazał Urszulce-Urszuli umierać po wielokroć. "Ozdobił" "Treny" na wszelkie możliwe sposoby: tańcem, śpiewem, muzyką, pantomimą, nawet gitarzystę w dżinsach (Andrzej Pieczyński) wprowadził, by śpiewał poezję. Stworzył dla "Trenów" tło, które wysnuł z wiersza ostatniego z cyklu - XIX-tego, który na koniec mówi Irena Eichlerówna. I dał nam spektakl wprawdzie nie pozbawiony nastroju - wspaniałego nastroju dominującego opłakiwania, bolesnego oskarżenia Boga i śmierci - lecz mętny, chwilami nudny, a nawet irytujący.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji