Artykuły

Wspomnień czar

"Chopin kontra Szopen" w reż. Mikołaja Grabowskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Przypomniałem sobie? Tak! Na premierze wica scenicznego "Chopin kontra Szopen" z detalami przypomniałem sobie, że wieki temu, jeszcze zanim przeczytałem "Ferdydurke", zanim poznałem frazę: "maluś, maluś, maluś" - jako nieświadom Gombrowiczowskich korzeni małoletni maluś, na szkolnych akademiach ku dowolnej czci serwowałem koleżkom dokładnie takie atrakcje, jakie Mikołaj Grabowski dostarczył narodowi w sobotę. Pokazywałem język mianowicie.

Tak, wieki temu moje moce twórcze były na poziomie dzisiejszej reżyserii Mikołaja Grabowskiego. W krótkich gatkach, z lepką wargą i strupami na kolanach - ogólnie przyjętej poetyce patosu język pokazywałem na kleconych przez siebie seansach. Rzecz jasna - nie dosłownie. Jak Grabowski w sobotę - język wywalałem intelektualnie. Dajmy na to: Dzień Zwycięstwa. Wręczałem aktorom malusiom wiersze Broniewskiego i kazałem koturnowość recytacji, majestatyczność gestów oraz stężenie szlochu - do skrajności doprowadzić. I w dniu premiery patos do piątej potęgi podniesiony - sam siebie wykpiwał, sam z siebie szydził, sam siebie w ironiczny nawias brał. Taki był ze mnie zuch parodii! Tak do wiwatu dawałem! Koleżkowie - szaleli. A Kasia z VIc szeptała: "Ten to jest dzielny! Ten to ma odwagę mówić prawdę o naszym zakłamaniu! Bohater! Mój ci on! Boski!".

Grabowski poszedł moim tropem. Zdecydował, że będzie malusiem w garniturze. Oto na koniec Roku Fryderyka Chopina zebrał garść okolicznościowych tekstów - a to wiersze o Chopinie, a to jakiś historyczny esej, a to medyczne zapisy o zdrowiu Chopina, a to listy pani Sand, a to listy Chopina, a to wspomnienia o nim. Zebrał materiał, skrzyknął artystów sceny i postawił przed nimi elementarne zadanie aktorskie: "Proszę mi z tych kawałków zrobić wielkie jak melony jaja dystansu". I zrobili. Grać z dystansem, być ponad rolą, oczko perskie wciąż do widza puszczać - oni to wielbią.

Trudno się im dziwić. Kto nie lubi sytuacji, w której płazem uchodzi każde potknięcie, nieudolność, błąd, wstydliwe fiasko? Kto nie lubi poetyki wica, skoro jest ona gotowym łyknąć każdą brednię amorficznym worem bez dna? Robili więc jajca chętnie. Różne narracje okołochopinowskie, różne sposoby mówienia o Chopinie, różne intonacje, nastroje, smaki - wyszydzali dzielnie i, rzecz jasna, nie wprost. Mój stary numer - kompromitowanie patosu groteskowym nadmiarem patosu - w sobotę znów święcił tryumf. Ba! Nie tylko patos akademii ku czci Chopina był w poniewierce. W ironiczny nawias brany był nawet Gombrowicz - wirtuoz kruszenia patosów wszelkich! Powód? A znacie słówko, które usprawiedliwia bełkot - zwłaszcza w teatrze Grabowskiego - magiczne słówko postmodernizm?

Postmodernizm, śmierć pewności, rozplenienie sensów, świat jako ruchome piaski, wszystko do dupy, prawdy nie ma, cokolwiek jest - jest sobą, ale też nie jest sobą etc. Jak widać, słowno- -muzyczna wiązanka "Chopin kontra Szopen" jest nie tylko hecna, ale i głęboka. I sobą potwierdza postmodernistyczne swe głębie. Przykład? Służę. Oto światu się zdawało, że "Requiem" Mozarta Mozart skomponował, a z informacji oraz muzycznej warstwy wica Grabowskiego wynika, iż "Requiem" Mozarta skomponował Stanisław Radwan, bodaj we wtorek. Tak, we wtorek dwa tygodnie temu, po obiedzie...

Co mi pozostaje na koniec? Podziękować za wspomnień czar. Na premierze wica "Chopin kontra Szopen" znów poczułem krótkie gatki na dupce ponownie jak orzeszek, znów wytarłem smarka rękawem szkolnego mundurka, znów dłubałem w strupkach. Dzięki za zwrócenie mi mego malusia! Ja i Grabowski, Grabowski i ja... Z dumą dziś mówię za klasykiem: "My oba to jedna osoba". Szkoda tylko, że nie w jednym, tamtym czasie. Szkoda, bo może Grabowski wziąłby do siebie słowa, którymi ojciec kwitował me dzieła sceniczne. "Żałosny jesteś - mruczał - bo jałowe są parodie twoje. Szyderstwo to nie uczniowskie wice w kiblu na przerwie. Szydzić naprawdę to godzić się na bycie zabitym przez wyszydzonych, nie na ich kumpelskie brawa. Do gabinetu! Czytać Gombrowicza! Czytać, lecz do dna, nie po łatwych łebkach! Aż ci, Dyziu, operetkowy uśmieszek spełznie z warg".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji