"Wesele" chuciami dyszące
Od kilku sezonów Bałtycki Teatr Dramatyczny poszukuje partnera, z którym mógłby prowadzić wymianę spektakli, z pożytkiem dla koszalińskich widzów. Ostatnio nawiązane zostały kontakty ze sceną olsztyńską, która zaproponowała Koszalinowi "Wesele" Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Adama Hanuszkiewicza. Zaprezentowane 11 i 12 marca przedstawienia stanowiły rodzaj wizytówki Teatru imienia Stefana Jaracza i możliwości jego aktorskiego zespołu.
Olsztyńska scena od pół wieku służy Melpomenie. Od sześciu lat kierownictwo artystyczne sprawuje tu Zbigniew Marek Hass, z którego inicjatywy powstało Studio Aktorskie. Jego działalność jest nie bez znaczenia dla olsztyńskiej sceny, bowiem w ten sposób powstało aktorskie "zaplecze", pozwalające realizować sztuki w innej sytuacji pozostające poza zasięgiem teatru. Wśród z górą trzydziestoosobowego zespołu, zaangażowanego do realizacji "Wesela" (Hanuszkiewicz z kilku postaci dramatu zrezygnował), niemal połowę stanowią słuchacze studium.
W olsztyńskiej inscenizacji wnętrze na poły szlacheckiego, na poły chłopskiego domu Tetmajerów zastąpiła zbita z desek stodoła. Najważniejszymi meblami w tym na wpół rozwalonym wnętrzu okazują się łóżka i kanapy. To "Wesele" dyszy chuciami. Poeta najpierw usiłuje zaciągnąć do łóżka Marynę, później - z lepszym skutkiem - "dobiera" się do Racheli. Poetę z kolei uwodzą miastowe panienki - Marysia i Zosia, z całego zaś spektaklu wynika niezbicie, że tutaj "każdy z każdym", chyba że nie może, bo... upił się na umór.
Wyspiański swój dramat wpisał w trzy akty, Hanuszkiewicz uczynił z nich dwa, łącząc pierwszy z drugim, zazwyczaj przysparzającym reżyserom najwięcej problemów. Stawia on bowiem podstawowe pytanie: kim są Widma? W niektórych inscenizacjach próbowano Osobom Dramatu nadać status zjaw sennych, innym razem - pijackich majaków. Tutaj darmo by trudzić się, szukając odpowiedzi. Hanuszkiewicz zdaje się niezbyt poważnie traktować Widma, zwłaszcza z Wernyhory czyniąc karykaturę Pana-Dziada z Lirą.
Swoim zwyczajem (który bliski jest maniery) Hanuszkiewicz wprowadza na scenę elementy współczesnej kultury masowej. W bronowickiej chacie goście bawią się nie tylko przy oberkach, ale i przeboju disco-polo "Mydełko Fa". Końcowy taniec odbywa się przy muzyce techno, przypominającej raczej dyskotekowe "pogo".
Trudno nie dostrzec aktorskich słabości przedstawienia. Warto podkreślić jednak, że nie obciążają one słuchaczy studium. Ładnie rolę Panny Młodej zrealizowała pełna wdzięku Hanna Kochańska, interesująca była Rachela Małgorzaty Neumann (drażniąca pretensjonalność tej postaci wynika raczej z reżyserskiej koncepcji), w granicach poprawności mieścili się adepci grający drużbów i wiejskomiejskie panny. Nie inaczej, jak ledwie jako poprawne ocenić wypada tak ważne role Gospodarza (Marian Czarkowski) czy Dziennikarza (Dariusz Poleszak), postać Czepca zaś (Stanisław Krauze) była niewyraźna. Jeśli kogo chwalić, to Pana Młodego (Jarosław Borodziuk) i epizodycznego Nosa (Artur Steranko), miejscami Poetę (Janusz Kulik), gdy wyzwala się z pozy erotomana-gawędziarza.
Spotkanie z aktorami od "Jaracza" było może nie w pełni satysfakcjonujące; ale jednak niosło pewną obietnicę i z zaciekawieniem przyjdzie nam wypatrywać kolejnej ich wizyty.