Artykuły

Lekturowy "Ślub" w Teatrze Miejskim

"Ślub" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Łukasz Rudziński na portalu Trójmiasto.pl.

Oglądając "Ślub" Witolda Gombrowicza w gdyńskim Teatrze Miejskim można ulec złudzeniu, że czas się zatrzymał i to jakieś 30 lat temu. Kto zdoła zapomnieć o współczesnym teatrze, zanurzy w fascynujący świat Gombrowiczowskiego słowa i przymknie oko na nieświeżą grę aktorów, być może wyjdzie z teatru usatysfakcjonowany. Mnie się to nie udało.

Waldemar Śmigasiewicz, reżyser przedstawienia, znany jest ze swojego zamiłowania do tekstów Witolda Gombrowicza. Wystawiał "Iwonę, księżniczkę Burgunda", "Ślub", "Operetkę", "Pornografię", "Kosmos", "Ferdydurke", czy "Trans-Atlantyk", większość z nich kilkakrotnie. Gdyńska, szósta jego realizacja "Ślubu" (po Kaliszu, Krakowie, Koszalinie, Warszawie i Słupsku) jest próbą skonfrontowania polskiej przaśnej, "zdrowaś maryjnej" religijności ze skomplikowaną metafizyką Gombrowicza, której to "Ślub" - jako jeden z modelowych manifestów przekonań pisarza - jest doskonałym przykładem. Pojawia się tu anty-romantyzm, konflikt młodości i starości, ojczyzny i synczyzny, sprzeciw wobec zastanych wartości i czysto Gombrowiczowski absurd oraz wszechobecna forma.

W tej wiernej, klasycznej inscenizacji dramatu nie ma miejsca na jeden fałszywy ton. Liczy się słowo i czysta, dokładna deklamacja, zwłaszcza w wykonaniu Henryka (Rafał Kowal). Swoim nagłym pojawieniem się w rodzinnej wsi Małoszyce, Henryk - cudownie przeniesiony wprost z frontu francuskiego-niemieckiego podczas II wojny światowej - wywołuje przerażenie w swojej rozmodlonej rodzinie. Bohater mierzy się ze swoim ego i własną świadomością. Nie może się zdecydować, czy śni tylko, czy naprawdę przeżywa swój powrót do wsi, gdzie przed laty porzucił narzeczoną Manię.

Perspektywy czasowe się nakładają - oniryczna złuda staje się wizją szaleńca. Mania raz jest młodą pomywaczką (Katarzyna Bieniek), raz osowiałą, siwiuteńką staruszką (Małgorzata Talarczyk). Matka jest zarazem niegroźną, autystyczną wariatką (Olga Barbara Długońska), jak i zgorzkniałą, podstarzałą dewotką (Dorota Lulka). Jedynie energiczny i impulsywny ojciec (Bogdan Smagacki) od początku nieufnie spogląda na syna-przybysza. Między ojcem a synem rozgrywa się walka o władzę. Reszta, z wyjątkiem Pijaka, który dzięki swojemu "palicowi" miesza się w tę rozgrywkę (bardzo dobry Stefan Iżyłowski), jest tylko tłem.

Półmrok i celebracja tajemnicy towarzyszą nam od początku do końca. Spektakl rozgrywany jest na niemal pustej scenie, z szkieletem ścian i drzwi gospody i kilkoma rekwizytami. Misternie budowane przez cały pierwszy akt tempo po przerwie zupełnie się załamuje. Upiorny, groteskowy teatrzyk grzęźnie w chaosie, znika też fasadowa religijność, zaznaczona wymamrotanymi pod nosem modlitwami i kilkoma symbolicznymi pozami. Pozostają krzyki, piski i nieco rozpaczliwa bieganina. Dyskretne wyciszenie następuje tylko na chwilę, w scenie z biskupem Pandulfem, którego miał grać ś.p. Sławomir Lewandowski.

Waldemar Śmigasiewicz zadbał o nietypową formę spektaklu. Mania (Katarzyna Bieniek) i Matka (Dorota Lulka) wychodzą na scenę krokiem Sadako Yamamury, śmiercionośnej dziewczynki z japońskiego horroru "The Ring". Wszystkie postaci spotkane przez Henryka we wsi mają pobielone twarze i poruszają się trochę jak aktorzy w starych spektaklach Jerzego Jarockiego, trochę jak zespół Teatru Wierszalin z Supraśla - są bardzo ekspresywni, dbają o każdy gest, podkreślają każde wypowiadane słowo.

Ten dziwaczny komiks ma jednego wielkiego bohatera - Witolda Gombrowicza. Ponadczasowy tekst "Ślubu" jest największym atutem spektaklu. Bezradny aktorsko Rafał Kowal (powtarza swoją rolę ze "Scenariusza dla trzech aktorów") broni się głosem i bezbłędną intonacją trudnych fraz z Gombrowicza. Z wyjątkiem wyróżniającego się Stefana Iżyłowskiego, który pewnie się czuje w groteskowej konwencji wymuszonej tekstem, na grę pozostałych trzeba spuścić zasłonę milczenia.

Gdyńskie przedstawienie na pewno przysłuży się trójmiejskiej edukacji jako cenny materiał dydaktyczny do zajęć z twórczości Witolda Gombrowicza. Klasyczna i bardzo rzetelna interpretacja tekstu oraz kilka ciekawych zabiegów inscenizacyjnych to jednak dość mało jak na trzygodzinny seans teatralny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji