Artykuły

Furkot spódnic w elitarnej szkole

"Najlepsze lata panny Jean Brodie" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Małgorzata Gnot w Kurierze Lubelskim.

Nikt nie musi iść do teatru na "Najlepsze lata panny Jean Brodie" Jay Presson Allen. Żaden kanon artystyczny ani towarzyski do tego nie zobowiązuje, ale uprzedzam: kto odpuści sobie tę sztukę, pozbawi się ogromnej przyjemności.

Scenografia, jak to u Pawła Dobrzyckiego, już z chwilą podniesienia kurtyny zapiera dech. Doskonale ascetyczna, czysta konstrukcyjnie - mamy wszak do czynienia z dziełem scenografa architekta - przenosi nas w akt strzelisty kościoła. Poznajemy siostrę Helenę, autorkę

bestsellerowej książki, którą przepytuje z kolei życia i poglądów amerykański dziennikarz. Za chwilę w teatralnym wehikule restrospekcji przeniesiemy się do elitarnej szkoły dla dziewcząt w Edynburgu lat 30. Te dwa plany będą się odtąd klarownie i harmonijnie przenikać, bez cienia dysonansu.

Wszelkie obawy czy sztuka rozgrywająca się w szkole nie będzie trącić nudą lub dydaktycznym smrodkiem, pierzchają, wypłoszone furkotem spódnic szalonych pensjonarek. To nad wyraz "żywa klasa". Choreograf Jacek Tomasik, który jest niewątpliwym bohaterem tego spektaklu, to gra nimi jak girlsami z supermusicalu, to pcha je w wyrafinowaną pantomimę. Okrutne, rozpustne i prowokujące tak, jak to tylko potrafi niewinność, biorą na naszych oczach lekcję życia, którego mistrzynią jest dla nich ich nauczycielka, panna Jean Brodie. Muzyka Marka Kuczyńskiego uwypukla zmienność nastrojów - tu frywolnie jazzuje, tam uderza w patetyczny ton.

Może to nie jest wielka literatura. Ale ma dobry dialog. I choć w długim pierwszym akcie widz zaczyna już trochę marzyć o dzwonku na przerwę, to chłonie przedstawienie z niesłabnącą uwagą. Aż po mocny, przejmujący finał. To zasługa naprawdę doskonałej inscenizacji Krzysztofa Babickiego.

I jego wspaniałych aktorów. Magdalena Sztejman-Lipowska - panna Brodie - idzie na tę rolę jak na wojnę i bierze widzów szturmem. Egzaltowana idiotka, bezczelna baba, rozwibrowana kobiecość, nawiedzona misjonarka pedagogiczna, neofitka faszyzmu zarażająca młode umysły - wszystko w jednym. Jej starcia z syczącą, ale zakutą w gorset manier pyszną dyrektorką szkoły - Jolantą Rychłowską to czysta rozkosz.

Nie mniejszej dostarczają sceny "erotyczne" panny Jean z nauczycielem muzyki, którego niesamowity Tomasz Bielawiec wyśpiewuje barytonem, tenorem, mezzosopranem, a nawet chórem. Wielkie brawa należą się pensjonarkom: Anecie Stasińskiej, Annie Kurczynie, Barbarze Prokopczuk i Katarzynie Skonieckiej. Godnie i trafnie odnajduje się w habicie i życiowej refleksji Anna Torończyk.

Więc co? Czara wyłącznie słodyczy? Sztuka jest gorzka. To wystarczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji