Artykuły

Na tacy i do łóżka

Budzi skrajnie odmienne odczucia: jedni widzą w niej wulkan, inni - lodowiec. Bezsprzecznie pozostaje jedną z największych gwiazd polskiego kina. Z Grażyną Szapołowską rozmawia Krzysztof Feusette.

RZ: Roztacza pani wokół siebie gwiazdorską aurę. Dlaczego?

Życie jest tak krótkie, że nie warto chodzić bez aury. Do tego płacą mi za nią, taki mam zawód. Mój ukochany profesor Andrzej Łapicki mawiał: - Zagrać krzesło potrafi każdy aktor, ale wejść, powiedzieć "dzień dobry" i przy tym być interesującym - niewielu.

RZ: Czy to miało dotyczyć sceny, czy także życia prywatnego?

Rozmawialiśmy o scenie, ale delikatnie dawał nam do zrozumienia, że wyrazista osobowość przydaje się również poza nią. Nie musiał niczego mówić, bo na przyjazd jego samochodu pod szkołę teatralną czekaliśmy przy oknach. Wyczuwaliśmy, że spotykamy indywidualność, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że ten człowiek poprzez swój sposób mówienia, ubierania się, uśmiechania uczy nas życia. Jedni rodzą się z aurą, inni muszą ją zdobywać.

RZ: Jak było z panią?

Byłam bardzo nieśmiałym dzieckiem. Mało mówiłam i chodziłam na wagary. Nie wiem, skąd wzięłam tyle odwagi, żeby uciec z domu. Napisałam list do mamy, że chcę być niezależna, wyjeżdżam i proszę mnie nie szukać. Całą noc jechałam osobowym do Jeleniej Góry, stanęłam tam na rynku i pierwszego przechodnia zapytałam, gdzie jest teatr. Dyrektor Kozłowski był szalenie szarmancki i dowcipny. Powiedziałam, że chcę wystąpić w nowej pantomimie Henryka Tomaszewskiego. Chyba spodobała mu się moja dziewczęca, naiwna determinacja, bo dał mi urocze, służbowe mieszkanie. Potem Tomaszewski podsunął mi pomysł zdawania na studia aktorskie. Wynika z tego, że aura, o którą pan pytał, tworzy się dzięki realizacji małych marzeń, jednego po drugim.

RZ: Reżyserzy traktują panią czasem jako ozdobnik swoich filmów czy spektakli. Wystarczy im ta aura?

Większość z nich zamyka się w skorupie własnej, bardziej lub mniej przemyślanej, wizji. Andrzej Wajda wchodzi na plan i po kilku sekundach wie, w jakiej formie są aktorzy, co chcą zaproponować. Jeżeli podoba mu się zarys postaci, zaczyna go wspólnie z aktorem wzbogacać. To jeden z mistrzów, ale nie poznałam ich zbyt wielu.

RZ: Na czym zatem polega tajemnica sukcesu Grażyny Szapołowskiej?

Zawsze grałam tak, by zostawić widzom pole do namysłu, starałam się, by moje bohaterki miały w sobie coś nieuchwytnego, niedopowiedzianego. W związku z tym nie szukałam ról kobiet jednoznacznie dobrych lub złych, wolałam te, które kryją w sobie zagadkę. Pewnie dlatego najlepiej zagrałam w "Nadzorze", "Krótkim filmie o miłości" czy "Panu Tadeuszu".

RZ: Komu zawdzięcza pani status gwiazdy?

Kieślowski mówił, że mam talent do bycia na ekranie, że grają moje dłonie, włosy, stopy. A status gwiazdy to wykreowany wizerunek. Trochę przy mojej pomocy, a trochę dzięki mediom. We mnie wziął się z potrzeby odreagowania ciężkiej pracy, chciałam wprowadzić w nią nieco koloru. To nieszkodliwa zabawa i widzowie ją kochają, ale rodzi także zobowiązania. Będąc osobą publiczną i docenianą, nie mogę nagle wyskoczyć z czymś jak Filip z konopi. Staram się zaskakiwać widzów, ale wyłącznie pozytywnie, dlatego zaczęłam drukować opowiadania. Nie odsłaniam w nich całej siebie, jednak czytelnicy piszą, że nie spodziewali się po mnie takiej czułości i wrażliwości. Widocznie uchodziłam za kobietę chłodną.

RZ: Z jakimi kosztami psychicznymi trzeba liczyć się, uprawiając aktorstwo?

Mnie ono wzbogaca. O ludzi, z którymi pracuję, przyjaźnie, podróże, doświadczenia. To najpiękniejszy zawód na świecie. Nie odczuwam psychicznych dolegliwości, raczej niebywałe zadowolenie, kiedy grając, wywołuję w sobie emocje, o które nawet bym się nie podejrzewała.

RZ: Miewa pani tremę?

Zdarza się w trakcie pierwszych dni zdjęciowych, kiedy nie wiem jeszcze dokładnie, jak zbudować postać, jak rozmawiać z reżyserem. Albo przeciwnie - wtedy, gdy doskonale wiem, co grać, i boję się, że coś lub ktoś zburzy moją koncentrację. Dlatego lubiłam występować w filmach węgierskich czy niemieckich, bo tam nie znałam języka, więc nie rozpraszały mnie rozmowy na planie.

RZ: I chyba płacili lepiej niż w Polsce?

Mimo że dzisiaj wszystko kręci się wokół pieniędzy, staram się zawsze wierzyć w to, co robię. Profesorowie na studiach uczyli, że artystą nie jest się dla forsy. Uwielbiam ją wydawać, ale na planie nie liczy się zupełnie. Bawi mnie, kiedy aktorzy snują opowieści, że zagrali w reklamie, bo dzięki niej mogli kupić to czy tamto. Skoro tłumaczą się, to znaczy, że traktują swój udział w promocji wybranego produktu jako danie tylnej części ciała. Czy wysokość gaży zmienia coś w tej kwestii? Przecież w reklamie także można wystąpić z wdziękiem lub bez niego. To znowu kwestia osobowości. W Polsce nie jest ona specjalnie w cenie.

RZ: Skąd ten pesymizm?

Przez lata komunizmu nie nauczyliśmy się odpowiednio cenić ludzi z wyobraźnią i twórczymi pomysłami. Wszyscy mieli być tacy sami. Trudno oduczyć się tego światopoglądu, więc teraz, gdy ktoś próbuje być coraz lepszy w swojej dziedzinie, szybko pojawiają się ochotnicy, by podłożyć mu nogę. Tym różnimy się od świata zachodniego. Tam docenia się oryginalność, a gwiazdom płaci się przede wszystkim za ich temperament i siłę przyciągania tłumu widzów.

RZ: Podobała się pani "Pasja" Mela Gibsona?

Pamiętam tylko znakomitą charakteryzację i przepiękną twarz rumuńskiej aktorki grającej Marię.

RZ: A doznania wewnętrzne?

Żadnych. Znam kulisy filmowej produkcji i chyba dlatego fascynowała mnie przede wszystkim technika. Być może w głębszym odbiorze przeszkadzała mi perfekcja realizacji brutalnych scen, jak biczowanie Jezusa. Tydzień po premierze odkryłam, że ten obraz nie pozostawił we mnie żadnych emocji. Podobnie jak Mel Gibson, widziany z bliska na konferencji prasowej kilka lat temu. Przyszedł w towarzystwie sześciu ochroniarzy, kreował się na gwiazdora i zachowywał jak prezydent Stanów Zjednoczonych, który na nic nie ma czasu. Bawi mnie na ekranie, ale prywatne spotkanie przy kawie chyba by się dłużyło. Moje gwiazdorstwo na ogół sprowadza się do tego, że jeżdżąc po przeróżnych cudownych hotelikach, zawsze zamawiam śniadanie po królewsku, na tacy do łóżka. To jedyny luksus, na który mogę sobie pozwolić w pracy.

RZ: Lubi pani święta Wielkiejnocy?

Mam mieszane uczucia. W przedwiośniu wychodzi na jaw cała prawda o naszej rzeczywistości, brudne mury, których zieleń jeszcze nie przyćmiła blaskiem, kałuże, dziury w chodnikach i szosach, ochlapywanie przechodniów, szara i rdzawa codzienność. Co roku niecierpliwie czekam na wiosnę. W świętach urzeka mnie przede wszystkim ich koloryt. Podziwiam rękodzielnictwo, sztukę mającą korzenie w dzieciństwie. To piękne, że pisanki malujemy od dziecka.

RZ: O czym najczęściej myśli pani przed zaśnięciem?

Kiedyś bałam się o córkę. Gdy słyszałam, że ktoś wyrządził krzywdę jakiemuś dziecku, czułam nienawiść, rozszarpałabym go na strzępy. Potem mi przeszło. Teraz moją głowę przez cały czas absorbuje wnuczka Karolina. Przed zaśnięciem często myślę o jej wrażliwości i niesłychanej ciekawości świata. Nie ma jeszcze czterech lat, a zadaje pytania tak logiczne, że odpowiedź bywa trudna. Chwilami wydaje mi się, że literatura dla dorosłych nie ma sensu i pisarze powinni tworzyć wyłącznie dla dzieci. One potrzebują wyraźnego, baśniowego podziału na dobro i zło. To potem widać w oczach, czy komuś czytano bajki w dzieciństwie. Te dzieciaki, które wybijają szyby w sklepach i kradną, często nie zaznały w życiu niczego poza awanturami i biciem.

RZ: Czego przede wszystkim chciałaby pani nauczyć wnuczkę?

To ona uczy mnie. Przypomina mi chwile, o których zupełnie zapomniałam.

Grażyna Szapołowska - zaczynała od pantomimy we wrocławskim zespole Henryka Tomaszewskiego, potem skończyła studia aktorskie w warszawskiej PWST. Reżyserzy szybko dostrzegli jej niebanalną urodę i erotyzm, którym potrafiła nasycić każdą postać. Największe kreacje stworzyła jednak w dramatach psychologicznych: wychowawczyni Kingi w "Nadzorze" Wiesława Saniewskiego oraz Magdy w "Krótkim filmie o miłości" Krzysztofa Kieślowskiego. Wielokrotnie zdobywała nagrody filmowe przyznawane przez krytyków i publiczność, przed czterema laty otrzymała Orła i Złotą Kaczkę za znakomitą rolę Telimeny w "Panu Tadeuszu" Andrzeja Wajdy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji