Artykuły

Strasznie proste

W swojej najnowszej sztuce Villqist zajmuje się weryfikacją, selekcją, eksterminacją... Spektakl Pawła Łysaka pokazuje nam, jak często ocieramy się o to codziennie: od rana do wieczora. Nieświadomi

"Helmucik" ma niemal baśniową konstrukcję. Oto zwyczajny poranek dwojga kochających się ludzi: państwa Wilde. Wersalka ze śnieżnobiałą, wy krochmaloną pościelą jest ich przystanią w świecie zbudowanym przez scenografa z obskurnej drewnianej boazerii. Ten świat to pułapka: nie ma w nim okien ani drzwi. Oświetlają go jarzeniowe lampy. Za chwilę poznamy resztę postaci. Jest ich sporo: rotmistrz i podporucznik, doktor Heckel i dyrektor Departamentu Zdrowia, stary i młody mężczyzna, wreszcie siostra Evre. Wszystkie uwikłane są we wzajemne relacje zwierzchności i podległości. Powiązane widzialnymi i niewidzialnymi pętami. Oto Helmut - główny bohater tej opowieści: zwalisty, niemrawy, chory. Państwo Wilde są jego opiekunami. Dziś muszą się udać na komisję kwalifikacyjną. Boją się tego. Wędrówka po gabinetach Departamentu Zdrowia to piekło, na kolejnych jego piętrach handluje się ludzką godnością, ludzkim ciałem i ludzkim życiem. Najczęściej w majestacie prawa, zgodnie z zasadami ekonomii, w białym fartuchu i za pomocą sterylnych narzędzi.

Tragiczne zdarzenia w spektaklu Łysaka ułożą się linearnie i - niczym w filmie kryminalnym - będziemy czekać na rozwiązanie akcji, na finał, Ale cała opowieść jawi się jako metafora naszej pełnej okrucieństwa historii i naszej współczesnej codzienności, na której historia wyryła swoje piętna. A one krwawią, ropieją i wcale nie chcą się zabliźnić. Słychać je w języku - słowa są wulgarne albo przesadnie gładkie i kłamliwe. Widać w gestach nacechowanych podwójnymi znaczeniami: czułość nader łatwo zamienia się w torturę. Pienią się w myślach, które niosą jasne i proste, ale pokrętne i podstępne. Dlaczego wszystko tak łatwo odwrócić; zweryfikować, podważyć, zniszczyć? Villqist i Łysak mówią nam, że to ze strachu. Pewnie mają rację.

Jak napisałam sztuka Villqista-przypomina baśń, więc i zakończenie serwuje się nam baśniowe, ale wszystko jest w tym przedstawieniu relatywne, Na scenie znowu łóżko i czyściutka pościel. Leży w nim Helmut wyłapany, przebrany w wypraną i wyprasowaną piżamę. W tle słychać delikatną kołysankę, a w powietrzu unosi się zapach oliwki dla niemowląt. Bliscy Helmuta masują jego wielkie ciało i mówią, że go kochają. Współczesna groteskowa sielanka, która z jednej strony wzrusza, a z drugiej stoi ością w gardle - bo wiemy, co się stało wcześniej. Bo są uratowani, ale są też ofiary. Bo nikt nie ma czystych rąk. To świetne przedstawienie: gęste, dynamiczne, mocne. Znacznie mniej w nim fizycznej przemocy niż we wcześniejszych spektaklach Teatru Polskiego i krwi prawie wcale. Okazuje się, że szarpanie nerwów działa w teatrze znacznie silniej niż szarpanie żył. "Helmucik" wciąga widzów w okrutny świat, ale daje im cień nadziei. Tyle tylko, że ostateczne decyzje muszą podjąć sami. Po tym spektaklu nie można już uciec w nieświadomość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji