Artykuły

Radom. Polsko-węgierska "Iwona...", na inauguracje Festiwalu

Jednym z najważniejszych wydarzeń rozpoczynającego się właśnie Międzynarodowego Festiwalu Gombrowiczowskiego w Radomiu będzie inscenizacja "Iwony, księżniczki Burgunda " Szabo Mate.

Młody węgierski reżyser, który po raz pierwszy pracuje w naszym kraju, opowiada nam o pracy z polskimi aktorami, uwspółcześnianiu Gombrowicza i uprzedzeniu... do Polski.

Powiedział pan, że bohaterka Pańskiej inscenizacji - Iwona to "zmokła, biedna Marilyn Monroe"..., czyli w pańskiej interpretacji główna bohaterka spektaklu to sfrustrowana seksbomba?

- Dla mnie Marilyn Monroe czy choćby Michael Jackson stanowią symbol takiej naiwnej, niewinnej osoby, którą bardzo łatwo zniszczyć. Marylin Monroe jednak w przeciwieństwie do Michaela Jacksona udało się pozostać piękną.

O czym chce pan swoją interpretacją pierwszej sztuki Gombrowicza porozmawiać z polskim widzem?

- Chciałbym porozmawiać o tym, czy warto żyć bez prawdziwej miłości.

Czy w pana spektaklu możemy się, spodziewać modnych ostatnio nie tylko w polskim teatrze współczesnych akcentów?

- Kiedy powstawała ta sztuka, na pewno nic była w żaden sposób przestarzała, wręcz przeciwnie. Bycie nowoczesnym, mówienie i tworzenie czegoś nowego niesie z sobą pewne ryzyko. Na Witolda Gombrowicza nasze czasy z pewnością też wywierały duży wpływ, gdyby tylko żył. W tej chwili zaś poprzez interpretację jego sztuki, a więc niejako w jego sztuce, objawia się to, w jaki sposób oddziałuje współczesność na nas samych, obecne są wszelkie znaki naszych czasów. Nie to jest naszym głównym zadaniem, żeby było jak najbardziej nowocześnie, żeby zaskakiwać i szokować za wszelką cenę. Poza tym sama sztuka broni się przed tego typu próbami. Przecież to jest naprawdę wybitne dzieło. Jeśli autor pytania w zawoalowany sposób wyraża swoją obawę o to, czy nie będziemy zbyt bezczelni, czy publiczność nie będzie skonsternowana, odpowiem: tylko na tyle, na ile jest nam to potrzebne do przedstawienia naszych przemyśleń.

Po raz pierwszy mierzy się pan z polską literaturą. Czym dla pana jest twórczość Gombrowicza?

- Bardzo zazdroszczę Polakom, że w spisie lektur obowiązkowych znajdują się takie dzieła jak "Ferdydurke". Uważam, że Gombrowicz został obdarzony niezwykłym poczuciem humoru i talentem, a jego język - na ile jest dane mi to stwierdzić - to prawdziwa żonglerka; świetnie potrafi za jego pomocą wykreować wiarygodne postaci, szczególnie ludzi, którzy żyją ze świadomością swoich grzechów, obdarzonych sumieniem, ale niezdolnych do podjęcia żadnych działali idących w kierunku zmiany tego stanu rzeczy.

Po "Iwonę, księżniczkę Burgunda" sięgali tacy polscy reżyserzy, jak: Zygmunt Hubner, Krystian Lupa, Anna Augustynowicz czy Jerzy Stuhr. Czy w jakikolwiek sposób odwołuje się pan do tych bądź innych realizacji?

- Widziałem na Węgrzech jedno przedstawienie, w reżyserii Gabora Zsambekiego. Naprawdę niesamowita aktorka grała tam Iwonę. Czytałem i słyszałem o wielu inscenizacjach, ale w większości węgierskich twórców, takich jak Tamas Aschcr czy Laszló Bocsardi; tę ostatnią będzie można zobaczyć także na Międzynarodowym Festiwalu Gombrowiczowskim w Radomiu.

Jak pracuje się w Polsce, z polskimi aktorami?

- Dobrze. Ekscytująco. W dobrym tego słowa znaczeniu także ciężko. Ale zawsze efektywnie. Dużo się uczę, po polsku na przykład...

Czy to pan decydował o doborze obsady?

- Na ile miałem możliwość, sprawdziłem, kto jest zespole teatru, oglądałem zdjęcia, obejrzałem sporo przedstawień na DVD. Dostałem propozycję i wspólnie z dyrektorem zadecydowaliśmy o obsadzie. Ale była w tym też pewna doza przypadku...

Jaką Polskę zobaczył pan po przyjeździe do naszego kraju?

- Mój obraz Polski do tej pory rysował się raczej w biało-czarnych barwach, deszczowo i zimno. Teraz też często pada deszcz i jest zimno, ale i kolorowo. Muszę wyznać, że w tej chwili jestem już do Polski uprzedzony, ale na szczęście pozytywnie. Przyjechałem z dosyć rozczarowanego swoją historią kraju, a tu też przecież nie zawsze bywało najlepiej, wielokrotnie wszystko niszczono i zostawały same gruzy... Na pewno wszyscy zachowujemy się zazywyczaj w stosunku do obcokrajowca nieco inaczej, ale mam wrażenie, że mimo to ostały się tu jakieś wyższe wartości. Prawda, że tak jest? Ja przynajmniej tak czuję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji