Artykuły

Symboliczna stazione

- Włoskie stazione termini zaczerpnąłem z jednego z filmów Felliniego, którego twórcza lekkość, tajemniczość, magia, atmosfera cyrku inspiruje mnie mocno. Ale też znalazłem taki tytuł u Vittoria de Siki - MAREK OLEKSY o premierze Wrocławskiego Teatru Pantomimy.

Magda Podsiadły: Dlaczego nadaje Pan swemu spektaklowi włoski tytuł "Stazione termini"?

Marek Oleksy*: Na co dzień nie jestem zwolennikiem zastępowania rodzimych wyrażeń obcymi, ale włoskie stazione termini zaczerpnąłem z jednego z filmów Felliniego, którego twórcza lekkość, tajemniczość, magia, atmosfera cyrku inspiruje mnie mocno. Ale też znalazłem taki tytuł u Vittoria de Siki. W 1953 roku zrobił taki film, w którym jest i podróż, i niepewność bohaterki co do właściwego kierunku obranego dla swego życia. To włoskie wyrażenie urzeka mnie też melodyjnością i właśnie jakąś tajemnicą i wieloznacznością w nim ukrytą.

Ale stazione termini to po prostu stacja końcowa na dworcu?

- Tak w tym najprostszym znaczeniu. Ale też może to być stacja terminalna, odniesienie do ostateczności ludzkiego życia, ostateczności podróży.

Pana spektakl zagrany zostanie na Scenie na Świebodzkim, więc nie jest to sceneria umowna, to prawdziwy dawny dworzec!

- Jednak to sceneria symboliczna. Osadziłem akcję w poczekalni, ale może ona rozgrywać się równie dobrze na dworcu kolejowym, jak w terminalu lotniczym. Bo to jest opowieść o wnętrzu człowieka.

Który czeka na... Godota?

- Przeżywa życiowy zakręt, wewnętrzne rozdarcie, ma świadomość konieczności podjęcia decyzji zmiany w życiu, rozważa, czy udać się w podróż, czy nie. To zarówno podróż zewnętrzna, pokonująca przestrzeń, jak i wewnętrzna, mająca odmienić psychikę bohaterów, ich myślenie o sobie, o przyszłości.

A czy podróż nie bywa ucieczką?

- Bywa, i o tym też jest w spektaklu. Czasem służy odsuwaniu problemów, pomaga w grze złudzeń. Ale ja tego nie potępiam, bo lubię podróżować. Doceniam profity krajoznawcze, kulturalne i turystyczne. Ale też zdaję sobie sprawę z tego, że każda podróż jest zagadką, niesie ekscytację, ale i niepokój - czy ja wrócę z tej podróży? Jak ona mnie zmieni, jak wpłynie na moją rzeczywistość? Nie mamy pewności co do jej rezultatów, czy będą dobre, czy złe.

Pana bohaterowie przeżyją to na scenie?

- To kilka opowieści inspirowanych sztuką. Moimi fascynacjami malarstwem Edwarda Hoppera, filmami Davida Lyncha, literaturą Charlesa Bukowskiego. Całość wiąże jednak najmocniej słynny obraz Andrew Wyetha z 1948 roku "Świat Christiny", który głęboko mnie od lat porusza. Na zboczu, na linii widnokręgu, jest stara, opustoszała farma. Dziewczyna w skromnej perkalowej sukience, chroma, wychudzona, sprawiająca wrażenie chorej, wczołguje się na to zbocze w stronę farmy, domu? To dla mnie właśnie owo symboliczne stazione termini i do postaci tej kobiety z obrazu nawiązuje w spektaklu.

Ale nie ona jedna jest bohaterem przedstawienia?

- Na stację schodzą się różni bohaterowie, przychodzą do poczekalni jakby na salę rozpraw. Siadają na metalowych, zimnych ławach (scenografia zaprojektowana przez Czecha Jana Poliwkę) i dokonują rozrachunku z samym sobą. Opowiadam o toksyczności relacji między ludźmi, o pogłębiających się nieuchronnie pęknięciach w związkach. Bo każda konstrukcja ma wpisaną dekonstrukcję. Tak wygląda życie, świat. Narodziny niosą już w sobie śmierć, upadek.

Pesymistycznie bardzo...

- Nie, finał będzie optymistyczny, tylko że żadna podróż nie rozwiąże naszych problemów, nie uciekniemy od naszego życia.

A pantomima będzie czysta?

- Z subtelnymi odwołaniami do estetyki "świętych tańców" Gurdzijewa i baletu triadycznego Oskara Schlemmera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji