Artykuły

Doświadczenia stare a nowe

Teatr klasyczny działał w granicach ściśle wytyczonych, miał swe żelazne reguły treści i formy, których odstępować, których przekraczać nie było mu wolno i o których przełamaniu nie mogło być mowy. Teatr neoklasyczny poszerzył te granice treściowo i formalnie, ale to były wciąż te same granice. Teatr nowoczesny poczuł się w mocy i prawie granice te rwać, szarpać, rozrywać i ograniczać obszary wciąż nowe, nieprzeczuwalne jako teren ekspansji teatru. Teatr wchłonął to wszystko, co dzisiaj jest lub może być teatrem, zobaczcie, co z konwencji teatralnych zrobili Witkacy i twórcy po nim, reżyserzy pokolenia Kantora czy Szajny, by poprzestać tylko na przykładach polskich (mających zresztą rezonans na szerokim świecie).

Więc teatr awangardy, teatr otwarty, bez granic? Tak by to wyglądało, gdy się pomyśli o tysiącu twarzy teatru i przyrośniętych doń formach parateatralnych. Ale to jednak kraina utopii i mrzonek. Nie całą literaturę da się przepchać do teatru i nie cały świat jest teatrem. Ma bowiem teatr granice nieprzekraczalne i określone, chociaż bardzo pojemne.

Adam Hanuszkiewicz należy do takich ludzi teatru, którzy usiłują jego granice poszerzyć, choćby w jednym miejscu, choćby odrobinę. Poznaje przy tym porażek, czasem dotkliwych, przypomnieć tu choćby jego próbę uscenicznienia "Trenów" Kochanowskiego. Hanuszkiewicz tu walczył więcej niż z wiatrakami, walczył z cieniem, który kładzie się na teatr, gdy człowiek teatru usiłuje... no właśnie, co usiłuje? Przekroczyć nieprzekraczalne. Taki sam los przypadł Grotowskiemu, ongiś twórcy "Księcia Niezłomnego" i "Apocalypsis cum figuris''.

Widowisko pod patronatem Hanuszkiewicza, w Teatrze Narodowym, zatytułowane "Leśmian", stało się nowym przykładem tych zmagań, budzących szacunek, ale przegranych w samym założeniu. Leśmian, poeta za życia lekceważony, i pośmiertnie znany jest zbyt mało, by rywalizować z prominentami swej epoki jest w całej swej poezji wizyjny i zjawiskowy, ale nieteatralny (chociaż duchy lubią ucieleśniać się w teatrze). Hanuszkiewicz z poezji Leśmiana chciał zrobić teatr - teatr, a nie składankę recytatorską i mówiąc oględnie, nie wygrał, gdyż wygrać nie mógł. Nie wygrał również Leśmian, bo na scenie poczuł się nieswój, kaleki, i nie ożył.

Widowisko ma swoje uroki, pięknostki - i jest rzeczywiście próbą teatru, a nie estradą rapsodyczną - cóż z tego? Nieprzekraczalnej granicy przekroczyć nie mogło, tak samo jak żaden sceniczny "Pan Tadeusz" nie Jest prawdziwym "Panem Tadeuszem" poety Adama Mickiewicza. Na afiszu "Leśmiana" jest skromny dopisek "autor przedstawienia: Adam Hanuszkiewicz". I ten dopisek wyraża ścisłą prawdę: rzeczywiście autorem tego "Leśmiana" jest Hanuszkiewicz. A nie Leśmian. I taka jest gorzka prawda.

A w Teatrze Nowym inny zabieg, inne doświadczenie widza: trzydziesta czwarta, licząc od premiery w 1965 roku, premierą "Tanga" Mrożka, tej czołowej chyba sztuki polskiej dramaturgii współczesnej, stale obecnej w repertuarze, i jeśli odliczyć sześciolecie nieobecności Mrożka na polskich scenach, średnio dwie premiery na sezon. Nieźle. Zwłaszcza, że sztuka wymaga zespołu wyrobionego i widowni oswojonej z teatrem awangardowym.

Przedstawienie w Teatrze Nowym - w reżyserii Bohdana Cybulskiego - jest staranne, zrobione fachowo i wierne myśli autora, a jednak nie budzi emocji czy choćby cząstki tych wrażeń, które towarzyszyły uczestnikom wielkiej premiery w Teatrze Współczesnym, za Axera i Tarna, zostawia widza zimnym. Czy winien tylko teatr i jego usterki obsadowe, z jedną przykrą omyłką? Jakąś część winy na pewno ponosi przedstawienie w Teatrze Nowym, któremu zabrakło osoby tak ważnej jak Artur (bo go na próżno usiłuje zagrać aktor, bardzo jeszcze nieobyty ze sceną), i w którym pozostałe postacie prowadziły sztukę w kierunku mieszczańskiej tragikomedii, z rodzajową jak z Perzyńskiego familią Stomilów, nawiedzoną znienacka przez Edka-chuligana - ale chyba winien nie tylko teatr. Dwadzieścia lat życia to najtrudniejszy wiek nawet dla arcydzieł. Wszystko wokół zmieniło się, ale ono trwa takie samo, w niemodnym ubraniu, wśród przebrzmiałych szczegółów i zakurzonego tła, jest z wczoraj, a jeszcze nie spatynowane i uświęcone wymiarami swej klasyczności. Jeszcze nie - wielka przeszłość, a już nie - wielka aktualność. Taka depresja i kryzys są nieuniknione w życiu każdego dzieła sztuki. Większość opada na dno i już się zeń nie podźwiga. Ale mniejszość wychodzi z lat kryzysu z tym większą chwałą. "Tango" należy do tej mniejszości i okres depresji minie zwycięsko. Ma po temu warunki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji