Artykuły

Uchwycić niepochwytność

Współczesność zaczyna nabierać znaczenia dla literatów wtedy, gdy upada twórczość, która dąży do wiekuistej nowości, czyli do niepowtarzalnej indywidualności, a nie do podchwytywania każdej modnej łatwizny. Współczesność jest odruchem zbiorowym, który ma w sobie jedynie urok mody".

Jakie to trafne! Autorstwo: Leśmian - rok 1934. Jego traktat o poezji uderza niezwykłą wprost celnością sformułowań, przenikliwością sądów. Znamienne, że dopiero po latach zachłystywania się często powierzchownie pojmowaną współczesnością czy nowoczesnością dochodzimy dziś do tych samych wniosków. Ale w tej chwili interesuje na;s Leśmian-poeta.

Dlaczego Adam Hanuszkiewicz po inscenizacjach poezji Norwida, Mickiewicza. Słowackiego, Kochanowskiego wybrał akurat Leśmiana, twórcę który stronił od wszelkich aktualnych i historycznych realiów? W trudnym okresie, w którym żyjemy, chętniej słuchamy wieszczów, narodowych bardów, zaangażowanych w swój czas, w sprawy polskie. Może zadecydowała przewrotność Hanuszkiewicza, a może fakt, że ów tak popularny, ukochany przez czytelników poeta na próżno czeka na nowe wydania, a przez krytykę traktowany był po macoszemu przez większą część życia, i w pewnej mierze po śmierci. Dowód: setna rocznica urodzin poety minęła w 1978 roku zupełnie nie zauważona! Czesław Miłosz zastanawiając się nad fenomenem Leśmiana i niedocenianiem go przez współczesnych, słusznie przyznaje się do zbiorowej winy: pomyłki swego pokolenia co do Leśmiana, "bo przesłonił go nam język młodopolski, a więc staroświecki i nie widzieliśmy myślowej precyzji, która jeśli jest, nie musi obawiać się późniejszych zmian, stylu, czyli byliśmy jak sprzedawca w sklepie konfekcji męskiej, który osądza dobro i zło według kroju ubrania".

Rzeczywiście Leśmianowski język, zwłaszcza we wcześniejszym okresie twórczości, razi trochę młodopolszczyzną. Na szczęście Hanuszkiewicz potrafił ominąć tę mieliznę, bo interesuje go przede wszystkim owa precyzja myślowa, która obok niezwykłego bogactwa języka poetyckiego decyduje o oryginalności artysty. Może dlatego pokazuje nam Leśmiana zupełnie innego, niż moglibyśmy go sobie stereotypowo wyobrażać. Zacznijmy od scenografii: bynajmniej nie wizja jaru, lesistego parowu - tak ulubionego miejsca wyobraźni poety - lecz scena zmieniona w wielką białą salę, jakby sterylną, przypominającą salę operacyjną z białymi łóżkami i zawieszonymi nad nimi lampami. W drugiej części ta biała sala pozbawiona jednej ściany zmieni się w przestrzeń przypominającą cmentarz - przybrane kirem łóżka staną się grobami. Dominuje czerń i biel, bo też rzecz, która się na scenie rozgrywa, dotyczy życia, i śmierci, a ściślej przeplatania się życia ze śmiercią.

Prowadzi całość sam Hanuszkiewicz, będący porte-parole, autora. Rzadko ingeruje w akcję, częściej z boku przygląda się postaciom i sprawom. Nie jest bynajmniej tym Leśmianowskim "obłędnym nieistniejących zdarzeń wspominaczem", spontanicznym piewcą żywiołu, lecz raczej "poetyckim wędrowcem, co na istnienie spojrzawszy z ukosa", komentuje "niepochwytność" wierszem-refleksją lub tylko milczeniem.

A więc Leśmian refleksyjny, filozoficznie zadumany nad życiem. Nie modernista, ekspresjonista, symbolista, lecz poeta przemawiający głosem ściszonym, jakby już i tamtej strony czasu:

Niech dusza twoja miłością

wielmożna

Takim się żalem po nocach nie

trudzi

Że prócz tych roślin i zwierząt,

i ludzi

Nic na tym świecie pokochać nie

można!

Ale także Leśmian rozkochany w istnieniu, w jego, nigdy nie zgłębionej dziwności. Na scenie pojawiają się wysmakowane i pełne dyskretnej urody obrazy, postacie akcentujące stale tę niedostrzegalną na co dzień prawdę, że "niewidzialnych, istot tłumy sąsiadują z nami wszędzie". Zmierzchun, Czmur, Kurianna, Lalka, aniołowie - są wysłannikami z krainy Leśmianowskiej fantazji, tak bliskiej czasami baśni i ludowemu widzeniu świata. Obok nich występują postaci realne: "jakiś Jan", "jakaś Justyna", "jakaś Sławka", Chłopak On, Ona. Przeżywają swe miłosne i inne dramaty bardzo pięknie i subtelnie. Są one zaledwie naszkicowane lub zasugerowane przez nastrój, w którego wydobyciu niepoślednią rolę odgrywa muzyka Zygmunta Koniecznego i Andrzeja Bieżana (niektóre wiersze są śpiewane). Czasami uroda życia dochodzi do głosu poprzez rubaszny humor ludowych gawęd. Nie ma nic wspanialszego niż istnienie - stwierdzają dwaj Macieje, bohaterowie jednej z gawęd. Tę prawdę potwierdzają umarli: nieżywa dziewczyna z cmentarza, Urszula Kochanowska, umarły młodzieniec. Mówią o nienasyceniu życiem nawet tam "po drugiej stronie ciszy". W ogóle umarli zabierają w tym spektaklu głos równie często, co żywi. Druga część zaczyna się poetycką sceną pogrzebu pod parasolami. "Jakże trudno być kimś innym niż się było" - konstatuje ze stoickim uśmiechem chowany właśnie nieboszczyk. Można by rzec - bujnie pleni się życie na cmentarzu, umarli spotykają się, umawiają na schadzki, kochają. Nie mogą odwyknąć od życia. Nie brak i momentów trochę niesamowitych, np. Makary ścielący, sobie łoże na piersi "młodej próchniatki" - świeżo umarłej dziewczyny (bardzo zresztą ponętnej). Sceny te rozegrane subtelnie, ze smakiem emanują urokliwą poezją mimo makabrycznego tematu. Uderza umiejętność Hanuszkiewicza przełożenia Leśmianowskiej poezji na język teatru poprzez sytuacje kreślone z maestrią, którą poznaliśmy już w poprzednich jego inscenizacjach na deskach Teatru Narodowego.

Powiedzenie poety: "Zwiedzam wszechświat nie od strony zieleni i kwiatów, wchodzę weń przez wrota smutku, nie zieloności" - mogłoby być dewizą "Interpretacji". Hanuszkiewicz wydobywa pasję metafizyczną Leśmiana, jego docieka-nie istoty ludzkiego losu, chęć przeniknięcia mroków bytowania pozaziemskiego - owej próżni, która jawiła się Leśmianowi w jego dociekaniach, nie wywołując jednak uczucia metafizycznej grozy. "Miłowałem zmory i czciłem próżnie" - mówi poeta dumnie. Nawiasem mówiąc, zmory odrażające nie egzystują w tym spektaklu. Hanuszkiewiczowi udało się stworzyć krainę czystej poezji, w której cenne widziadła są piękne, a policjanci pojawiają się tylko po to, by polować na uczucia, zdusić poezję, przekraczającą granicę ich zimnorozsądkowego widzenia świata. Zwycięsko z tych rozgrywek wychodzi poezja. Ale Leśmian, a za nim Hanuszkiewicz zdaje sobie sprawę, że nie potrafi ona rozwikłać dramatu istnienia. Dlatego przedstawienie zakończy przejmujący wiersz, pointujący gorzką mądrość Leśmiana: człowiek, któremu się zdaje, że jest wolny od losu "musi się w zło jak w szelest zasłuchać", by stwierdzić, "że je łatwiej wykrwawić, niźli udobruchać".

Subtelność, liryzm, dyskretny humor, ton ściszony - oto cechy tego przedstawienia, które ukazuje Leśmiana jako poetę osobnego, oryginalnego, prawdziwego. Precyzja reżyserska i wyrównana gra zespołowa (występują m. in. Anna Chodakowska, Ewa Żukowska, Henryk Machalica, Kazimierz Wichniarz, Tadeusz Janczar, Barbara Dziekan) choć bez gwiazd, sprawia, że "Interpretacje" ogląda się z niekłamanym zainteresowaniem, jedynie pod koniec trochę nuży spadek tempa (spektakl trwa prawie trzy godziny).

Taki łyk czystej poezji, spojrzenie z dystansu na nasze ziemskie bytowanie - dobre jest w kryzysowych czasach. Może "Interpretacje" nie dorównują wyżynom "Norwida" czy "Beniowskiego", ale na pewno stanowią udaną próbę przełożenia poezji na język teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji