Artykuły

Sekret czy nieporozumienie

W sezonie, który właśnie dobiega końca, nasze teatry dramatyczne dały 23 premiery przeznaczone dla dzieci. Biorąc pod uwagę ilość scen i potrzeby młodszych widzów - jest to zadziwiająco mało, no ale widocznie skoro przeminął Międzynarodowy Rok Dziecka - skończyły się i obowiązki wobec dziecięcej publiczności. Nie podzielam tego poglądu większości kierownictw naszych teatrów dramatycznych, nie podzielał go też najwyraźniej i Adam Hanuszkiewicz, powierzając Maciejowi Wojtyszce scenę narodową dla zrealizowania Sekretu wróżki.

Maciej Wojtyszko zwrócił moją uwagę zrealizowanymi w telewizji widowiskami dla dzieci (nie jedyny to zresztą kierunek jego telewizyjnych poczynań - ale to w tej chwili do sprawy nie należy). I chociaż na szklanym ekranie proponował dzieciom rzeczy nie zawsze jednakowo dobre i udane, przecież widać było, że traktuje swojego widza serio, że próbuje odchodzić od pewnych schematów myślowych i inscenizacyjnych, że go to po prostu interesuje. Fakt, że ktoś robi teatr dla dzieci dlatego, że lubi i to robić i że go to bawi (nie myślę tu, oczywiście, o profesjonalistach z teatrów lalkowych) - jest u nas rzadki i niezwykły. A jeżeli w dodatku mamy do czynienia z talentem (a tak jest w przypadku Wojtyszki) - radość jest tym większa.

Niestety tym razem radość nie trwała długo. Sekret wróżki Wojtyszki w Teatrze Narodowym okazał się bowiem nieporozumieniem, a nawet serią nieporozumień.

Sekret wróżki jest scenicznym debiutem dramatopisarskim autora widowisk telewizyjnych, słuchowisk radiowych, tekstów satyrycznych a także kilku książek dla dzieci, książek ładnie wydanych i dostępnych w wypożyczalniach. Pani bibliotekarka w czytelni poinformowała mnie, że nie cieszą się one wielką poczytnością, bo dla młodszych są za trudne (wydawca przeznaczył je dla dzieci od lat siedmiu), a ci starsi szukają czegoś innego - powieści Niziurskiego czy Nienackiego trafiają w sedno ich zainteresowań. Ale jak już wezmą, to im się Wojtyszko podoba. Zwłaszcza tym inteligentniejszym.

Mnie też się podobały, zwłaszcza Synteza, bo w trylogii o Brombie i jej przyjaciołach trochę przeszkadzały mi zbyt wyraźne wpływy opowieści Tove Jansson o Muminkach. Książkom tym, podobnie jak Sekretowi wróżki, wyraźnie brak konkretnego adresata. Wydaje się, że Wojtyszko jeszcze szuka sposobu porozumienia z małym odbiorcą, który stale mu się wymyka. Tylko w Syntezie - bardzo udanej i wzruszającej powieści z gatunku science fiction, gdzie nie budzącym wątpliwości adresatem jest dziecko starsze, 12-15-letnie - kłopotu z odbiorcą by nie było, gdyby nie... tytuł, skutecznie odstraszający potencjalnych czytelników.

Jako tytuł Sekret wróżki brzmi zachęcająco. Teatr informuje, że przedstawienie przeznaczone jest dla dzieci od lat siedmiu. Wróżka ma na imię Zdzicha. W przypływie natchnienia znalazła czarodziejski sposób na wszystko. Bo do tej pory jej asystent Drwęca z wielkiej księgi żmudnie uczył się osobnych zaklęć i sposobów na każdą okazję, np. jak zamienić psa w kota, a mysz w słonia i wszystko mu się plątało, z czego wynikały różne komplikacje... Świat nauki reprezentowany tu przez trzech Naukowców - antypatycznych bęcwałów - zazdrości Wróżce sukcesu i drogą przekupstwa usiłuje skraść jej sekret. Przekupiony jest Drwęca - narzędzie ambitnego Magistra S., który za zorganizowanie "skoku" na Wróżkę i zdobycie tajemnicy ma otrzymać upragniony tytuł docenta.

Ponieważ jest to oczywiście bajka, sekret pozostaje mimo wszystko sekretem. Naukowcy otrzymują należną im nauczkę a Wróżka występuje w telewizji zamiast pognębionych adwersarzy. Całość sowicie okraszono piosenkami o satyryczno-kabaretowym charakterze (określają one zresztą tonację i formułę całego spektaklu).

Zakładając, że autor Sekretu wróżki chciał przeciwstawić kolorowy i pełen uroku wolny świat fantazji i baśni - szarzyźnie przyziemnych zawiści różnych karierowiczów, nie bardzo rozumiem, dlaczego dla tych ostatnich tak niefortunne wybrał przykłady. I czy siedmioletnie dzieci rozumieją dlaczego np. Magister S. (tzn. magister w ogóle) tak bardzo chce, nie trudząc się pracą, zostać docentem, że gotów jest zrobić każde świństwo sympatycznej wróżce, która mu przecież nic złego nie zrobiła.

Myślę też, że wielu małych widzów na tym przedstawieniu po raz pierwszy w ogóle dowiaduje się o istnieniu magistrów i docentów, ale za to już z gotowym komentarzem na ich temat. I jeżeli co inteligentniejsze dziecko - opuszczając teatr dojdzie do wniosku, że pracować i uczyć się nie warto, skoro Naukowcy są głupi i źli, a czerpiąca wiedzę z natchnienia Wróżka jest dobra i mądra, to jednak z tym Sekretem wróżki jest coś nie tak. Pocieszam się tylko tym, że tekst sztuki i zawarte w nim aluzje są dla większości siedmiolatków za trudne, a te starsze - taką przynajmniej mam nadzieję - znają realia już nie tylko z treści przedstawienia.

Ten frontalny atak na naukowców, docentów i magistrów (nawet zakładając, że Wojtyszko pokazuje tutaj tylko pseudonaukowców-karierowiczów) nie wydaje się przecież świadomym zamierzeniem autora, który we wspomnianej już Syntezie właśnie uczonym i nauce przypisuje największą i najbardziej twórczą rolę w formowaniu szczęśliwego społeczeństwa przyszłości. Jest to w Sekrecie wróżki najwyraźniej "uboczny" rezultat nieprzemyślenia całej sprawy do końca. Autora i zarazem reżysera przedstawienia satyryczna wena poniosła tym razem w nie najwłaściwszym kierunku.

Wyjątkowo brzydka i nieudana wydała mi się scenografia przedstawienia w Teatrze Narodowym. Jan Bernaś zgromadził na scenie bez ładu i składu całą rekwizytornię pseudobaśniowej sztampy, która w dodatku zupełnie nie koresponduje z treścią sztuki. Można zapewne w tej dekoracji grać baśnie "w ogóle", ale żadnej konkretnej grać w niej nie należy, choćby dlatego, żeby małego widza nie uczyć złego gustu. Zresztą chyba i sam reżyser nie miał do tej dekoracji wielkiego przekonania, bo sytuacje sceniczne - poza wykorzystaniem schodów z lewej strony (po prawej są także, ale nikt po nich nie chodzi) - aranżuje raczej na zasadzie rewiowo-kabaretowej niż teatralnej. Mamy więc skecze i piosenki, zresztą dobrze śpiewane przez wykonawców z nieodzownym mikrofonem, mamy nawet telewizyjny show, ale teatr - prawdziwy - gdzieś się ulotnił.

Na pełny szacunek i uznanie zasłużyli natomiast wszyscy aktorzy tego przedstawienia na czele z Anną Chodakowską (Wróżka), Krzysztofem Wakuliński (Drwęca), Emilianem Kamińskim (Magister S.) i Wiktorem Zborowskim (Hipnotyzer), którzy z młodzieńczym wdziękiem, dowcipnie, kabaretowo aranżują przebieg widowiska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji