Artykuły

Zmagam się z czymś niemożliwym

- Podobno zdarzyło się, że aktorki, które grały Pannę Julię, Sarah Bernhardt czy Isabelle Adjani, trafiły potem na terapię psychiatryczną. Coś w tym musi być - mówi MARIA SEWERYN przed dzisiejszą (18 marca) premierą dramatu Strindberga w Gdyni.

Katarzyna Fryc: O roli panny Julie mówi się, że nie wystarczy do niej tylko przygotowanie aktorskie, by ją udźwignąć, potrzeba solidnego doświadczenia życiowego.

Maria Seweryn: Nie jestem tak skomplikowaną osobą jak panna Julie, a rzeczywiście jest coś wyjątkowo trudnego w tej roli. Niełatwo ją zrozumieć i wytłumaczyć widzom. Pomimo wszystko ją polubiłam, ale kiedy wychodzę na scenę, mam wrażenie, że zmagam się z czymś niemożliwym, towarzyszy mi poczucie, że coś jest nie tak. Podobno zdarzyło się, że aktorki, które ją grały, Sarah Bernhardt czy Isabelle Adjani, trafiły potem na terapię psychiatryczną. Coś w tym musi być.

W 1988 r. w spektaklu Andrzeja Wajdy pannę Julię zagrała Pani mama, Krystyna Janda. Jak wspomina tę rolę?

- Z tego, co wiem, miała podobne odczucia do moich.

A Pani?

- To duże wyzwanie, ale są chwile radości grania, kiedy nagle coś się we mnie odblokowuje, gdy coś zrozumiem.

Ujmując rzecz w kilku słowach, jest to historia dziewczyny, która targnęła się na życie, bo popełniła mezalians i straciła niewinność. Czy dziś nie brzmi to anachronicznie?

- Dzięki nowemu tłumaczeniu tekstu, nie da się sedna problemu sprowadzić do prostych dwóch zdań. To nie historia o mezaliansie, lecz o tym, że istnieją ludzie tak wychowani i ukształtowani, że żyją jak w klatce. Ich charakter i mentalność jest dla nich więzieniem. Rzecz o tym, jak bardzo nasze wyobrażenie o sobie jest mylące. O nieporozumieniach między ludźmi, o opacznie odbieranych sygnałach.

Panna Julie popełnia samobójstwo nie z tego powodu, że straciła cnotę, lecz dlatego, że po tej nocy straciła złudzenia, poznała prawdziwą siebie, zrozumiała, że żyje w klatce.

- Jej problemem jest brak motywacji. Ona co chwilę ma możliwość ucieczki, ale brakuje jej bodźca. Pewnie nie popełniłaby samobójstwa, gdyby sama nie stworzyła sytuacji, w której Jean ją do tego namawia. To ona prowokuje zdarzenia, więc pośrednio dąży do samounicestwienia.

Jak wyobraża sobie Pani współczesną pannę Julie?

Na pewno takich osób jest wiele. Spójrzmy na wychowywanie jej przez matkę w nienawiści do mężczyzn. Strindberg już przed stu laty przewidział obecny problem zamiany ról kobiety i mężczyzny, rozmycia się granicy między płciami. Panna Julie mówi przecież, że została wychowana na pół mężczyznę i pół kobietę. I nie wie, kim jest naprawdę.

Na zdjęciu: Maria Seweryn (Panna Julie) i Grzegorz Artman (Jean) w "Pannie Julie", reż. Piotr Łazarkiewicz, Teatr im. Siemaszkowej w Rzeszowie i Teatr Nowy w Warszawie, 2003 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji