Artykuły

Zmagania z przepióreczką

HOŁD, uroczystość, narodowe święto... Uroczysta w roku jubileuszowym Żeromskiego, sobotnia premiera "Uciekła mi przepióreczka" w Teatrze Narodowym była wszystkim razem. Od dłuższego czasu przygotowywana ze szczególną pieczołowitością, oddana w ręce jednego z wybitniejszych reżyserów, Jerzego Golińskiego, powierzona została - nawet w epizodach - takim aktorom jak Halina Mikołajska, Gustaw Holoubek, Mieczysław Voit, Kazimierz Opaliński, Lech Madaliński, Ignacy Machowski... Grać Żeromskiego, wydawać Żeromskiego, upowszechniać Żeromskiego to zresztą najlepszy sposób czczenia pamięci tego, który przez całe swe życie spalał się w polskości i swymi, nieraz utopijnymi, marzeniami wyzwalał najlepsze tęsknoty. Jakże przy tym nie grać "Przepióreczki?" Jest to - cokolwiek się powie - najbarwniejszy, najdojrzalej zbudowany utwór Żeromskiego. Widać tu z całą wyrazistością, jak Żeromski osiąga swą siłę i wielką moc, gdy porzucając pokrętną i często naiwną symbolikę, dotyka zwykłych spraw i zwykłych ludzi. Widać, jak dialog pulsuje życiem, mieni się wszystkimi odcieniami i jak każdym słowem - z precyzją dłuta - rzeźbi poszczególne postacie. Trzeba grać "Przepióreczkę", mimo iż... Mimo, mimo, mimo. Jest bowiem czymś innym, inaczej odbieranym niż wtedy, gdy w 1924 roku przygotowywana była z udziałem Juliusza Osterwy jej prapremiera w tymże Teatrze Narodowym i gdy ciężko już schorowany Żeromski siedział na widowni.

Wspominają kronikarze znamienne powojenne dzieje "Przepióreczki". Jeden z nich zanotował: "Publiczność śmiała się w najbardziej lirycznych i bolesnych miejscach". Był to rok 1945. Sztuka po prostu już wtedy zderzała się nieoczekiwanie z inną rzeczywistością. Z licznych, polskich książęcych Porębian, gdzie toczy się akcja "Przepióreczki", księżniczki powyjeżdżały już z ciężkimi walizami i pałace miały się wkrótce zamienić w szkoły, uniwersytety ludowe, muzea. Przyszedł później rok 1946 i biegły lata następne. Podzieloną ziemię otrzymali chłopi, a do szkół w zamkach zaczęły uczęszczać dzieci wiejskie. Na "Przepióreczkę" coraz bardziej nakładała się nowa rzeczywistość historyczna i również coraz bardziej sama sztuka stawała się odległa i nawet śmieszna. Był śmieszny i ten filantropijny kaprys księżniczki, która przekazując swój zamek na kursy wakacyjne dla nauczycieli ludowych decyduje swym kaprysem o losach szkolnictwa wiejskiego. Śmieszny staje się też ten romans profesora Przełęckiego z wiejską nauczycielką Smugoniową, romans, od którego losów, od tego, czy Przełęcki - spadkobierca zamku pozostanie czy nie pozostanie w Porębianach, zależy również rozwój oświaty ludowej. W późniejszym czasie, na długie dziesięć lat "Przepióreczka" znika z naszych scen. Uznano ją za anachroniczna, fałszywa, a może nawet "niebezpieczną" ze względu na ową pozytywną księżniczkę. Nie dostrzeżono natomiast, że to, co tu jest anachronicznie śmieszne, jest zarazem tragicznie śmiesznym świadectwem czasów. Nie dostrzeżono, że to, co tu jest śmieszną wiarą w filantropię możnych, do której się jakby wielki pisarz odwoływał w tej sztuce, jest z kolei świadectwem jego tragicznego szamotania się z tragicznie śmieszną polską rzeczywistością. Sam zresztą Żeromski nie wierzył już chyba, gdy apelował do uczuć magnackich, w możliwość odzyskania straconych złudzeń. W "Słowie o Bandosie" pisał już wcześniej z całą otwartością, że na Macierz Szkolną "klasy "przodujące" wezwane przez najtkliwiej jakoby umiłowane zawołanie nie złożyły nawet dwustu tysięcy, że "nie zdobyły się na najniższą, najelementarniejszą cechę czynu społecznego, na ofiarność grosza, na obcięcie budżetu zbytków". Czy, nie stąd określenie "komedia", jakie "Przepióreczce" dał sam pisarz? W powojennych latach, gdy nowa rzeczywistość nakłada się na "Przepióreczkę" następowało tym większe zderzenie tej rzeczywistości z rzeczywistością skazanej na książęce kaprysy oświaty szkolnej i Żeromski ze swymi tragicznymi marzeniami wyciągał rękę w naszą stronę. Był wśród nas i spoglądając w przeszłość ogarniał ją wraz z nami ironicznym spojrzeniem.

DELIKATNA acz wyraźna aura ironii unosi się w całym obecnym przedstawieniu "Przepióreczki". Ironiczną, komediową kreską obrysował jakby Jerzy Goliński poszczególne postacie profesorów, a Andrzej Stopka zbudował dla ich obrad nad rozwojem oświaty kurną chatę z małą izbą lekcyjną. Na żadnym dotychczasowym spektaklu "Przepióreczki" nie widziałem tak często ironicznym śmiechem reagującej widowni. Jest to znak czasu, a ironiczne spojrzenie reżyserskie i aktorskie jest na pewno naszym, współczesnym spojrzeniem. Ironiczny jest Holoubek jako Przełęcki, ironiczna jest nawet Katarzyna Łaniewska jako płomiennie zakochana w bohaterskim Przełęckim - Smugoniową. Śmieszni są ci profesorowie ubrani według mody z lat dwudziestych. Przede wszystkim jednak Holoubek nadaje ton całemu niemal przedstawieniu. Holoubek robi tu użytek z tego, co w jego aktorstwie nazywa się umiejętnością gry z dystansem wobec roli. Gra tak - odnosi się wrażenie - jakby ani przez chwilę - wybaczcie słowo - nie dawał się "nabrać" na wzniosłe apostolstwo swego Przełęckiego. Jest ironiczny wobec siebie, wobec misji oświatowej, w którą nie bardzo jakby wierzy, wobec owej ."powiatowej księżniczki" i nawet wobec uwielbiającej Przełęckiego Smugoniowej, którą z kolei poprzez melodramatyczną grę Katarzyna Łaniewska też w pewnym stopniu kompromituje w tym co u tej prostej, wiejskiej nauczycielki, dobrej dotychczas żony i matki jest obsesja wielkiego świata i przesadą miłosną.

JEST to w sumie bardzo ciekawa, ale i zarazem bardzo kontrowersyjna interpretacja nałożona na "Przepióreczkę". Nieoczekiwanie bowiem reżyser i znakomici aktorzy wpadają tu w pewną sprzeczność z tekstem i ze swymi zamierzeniami. Ironiczny Holoubek i śmiesznie melodramatyczna Łaniewska sprawiają, że mimo scen miłosnych przestaje istnieć miłość Przełęckiego i Smugoniowej, na której cała niemal sztuka jest zbudowana. Smugoniową Łaniewskiej - prosta, zbyt prosta - ani swym wyglądem, ani jakimś swym zachowaniem nie uzasadnia swej wielkiej miłości i lekkomyślności, dla której gotowa porzucić męża, dom, a może nawet i dziecko. A z kolei ironicznemu, intelektualnemu salonowemu Przełęckiemu Holoubka nie wierzy się, że mógłby Smugoniową pokochać. Traci w związku z tym pewne znaczenie tzw. bohaterski czyn, na jaki ten Przełęcki, wzorem bohaterów Żeromskiego, zdobywa się w zakończeniu, rezygnując szlachetnie z wielkiej, a nieprawej miłości i szlachetnie, ze względu na Smugoniową czy Smugonia, rezygnuje z misji oświatowej w Porębianach. Jeśli nie kochał, dlaczego odchodził?... Jest to więc - powtarzam - kontrowersyjna interpretacja, ale zresztą kontrowersyjna jest sama "Przepióreczka". Może zachwycać i drażnić. Uroczysty spektakl w Narodowym jest szukaniem w ironii lekarstwa na drażniącą i tragicznie dziś śmieszną "Przepióreczkę".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji