Artykuły

Kot metroseksualny

Byłem podrywany przez gejów, ale przestali, gdy zrozumieli, że to nie ma sensu - mówi Damian Aleksander w rozmowie z Bohdanem Gadomskim.

- Dlaczego zdecydował się pan na udział w drugiej edycji "Idola", wszakże to program dla amatorów?

- Nigdy nie brałem udziału w żadnych konkursach i chciałem spróbować jak to jest. Ponadto "Idol" na swój sposób interesował mnie. Zwycięzca "Idola" miał zapewnione nagranie płyty, a ja chciałem ją mieć. Okazało się, że chociaż nie wygrałem, to ludzie do dzisiaj kojarzą mnie z tym programem. W teatrze zagrałem w 9 musicalach, ale tam zasięg oddziaływania na widza jest znacznie mniejszy niż w telewizji. Praca z kamerą, w programie na żywo to też ważne doświadczenie. Dla mnie, osobnika, który cały czas stara się rozwijać i ciągle poszukuje, to jeden z etapów. Nie żałuję.

- Wydaje mi się, że panu nie było to potrzebne...

- Czas pokaże. Na razie ludzie znają mnie jako Damiana Aleksandra, a nie jako Rocha Rechno z serialu "Klan", z czego jestem zadowolony.

- Jaki był stosunek jurora Kuby Wojewódzkiego do pana?

- Kuba mówił, że mogę się podobać pewnej części męskiej widowni telewizyjnej. Kiedy podszedłem do niego i powiedziałem - no i co Kuba, skoro uważasz, że podobam się gejom, to może dasz mi buzi? - Tak, dobra, dobra - odpowiedział. - No to chodź - odparłem.

- Dał panu buzi?

- Nie, widząc kamerę, wycofał się szybko. Uciekł.

- Które miejsce zajął pan w finale "Idola"?

- Nie pamiętam, ale byłem w pierwszej dziesiątce.

- Chciałby pan zostać idolem?

- Pojęcie idola ma pewien stereotyp. Dla mnie wiąże się on z dużą popularnością i z estymą. Na pewno pomaga w realizowaniu pewnych zamierzeń, a ja mam marzenia i mam nadzieję, że popularność wyniesiona m.in. z "Idola" pomoże mi w ich realizacji. Staram się rozwijać w różnych kierunkach, nie zawężam się tylko do pracy w teatrze. Trudno powiedzieć - czy pragnę być idolem, ale wiem, że pragnę siebie realizować. Jeżeli ludziom spodoba się to, co robię, to będzie dla mnie wspaniała nagroda.

- Z repertuarem musicalowym trudno będzie panu podbić publiczność młodzieżową, a to właśnie młodzież kreuje.

- Myśli pan, że to młodzież kreuje nowych idoli? Moim zdaniem to media kreują nowych idoli. Na tej bazie młodzież buduje swoje gusta. Jest coś, co nie jest uzależnione od mody: to dobre wykonanie. Ja w swoim tworzeniu i kontakcie z ludźmi, poszukuję przyjemności płynącej z tego, co robię dla siebie i dla nich. To jest najważniejsze.

- Czy pan zrobił karierę w rodzimym show-biznesie?

- Cieszę się, że mogłem zagrać kilka głównych ról w musicalach wystawianych przez Teatr Muzyczny "Roma" w Warszawie. Zaczynałem od Wrocławia, gdzie zagrałem główną rolę w "Księdze dżungli" w reżyserii Jana Szurmieja. Grałem także w Teatrze Muzycznym w Gdyni.

Teraz w "Romie" gram Kota Myszołapa w "Kotach". Śpiewam kilka arii i mam sporo do roboty. W planach współpraca z Romanem Polańskim przy "Tańcu wampirów". Jest też planowany musical "Nędznicy".

- Czy panu ktoś pomaga w działaniach artystycznych?

- Nikt. Współpracuję z dwoma agencjami aktorskimi. Nie jestem niczyim protegowanym. Nikt mnie nie promuje.

- A Teatr Muzyczny "Roma", w którym błyszczy pan jak nikt inny, nie promuje pana na swój sposób?

- Myślę, że jest to umowa wiązana, że ja trochę promuję "Romę", a trochę "Roma" mnie. Dzięki temu teatrowi, mam dorobek aktorski, ale specjalnej kampanii promocyjnej w tym teatrze nie ma.

- Dlaczego postawił pan na musical?

- Zasugerował mi to jasnowidz w Zielonej Górze, gdzie kończyłem liceum lotnicze (pochodzę z Żagania). Tam poznałem instruktorkę tańca, prowadzącą zespół "Saga", poprosiłem ją o możliwość uczestniczenia w kilku zajęciach, bo chciałem tańczyć. Pracowałem w tym zespole dwa lata. Zainteresowałem się teatrem i tak się zaczęło, ale nie myślałem wtedy o aktorstwie i śpiewaniu. Szukałem drogi dla siebie, miałem kilka propozycji. Jasnowidz podpowiedział mi szkołę artystyczną na północy kraju. Było to słynne Studium Wokalno-Aktorskie im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Pojechałem i... tam zacząłem po raz pierwszy śpiewać. Ale dopiero teraz emocjonalnie odkrywam siebie jako wokalistę.

- Jak oceniono pana warunki wokalne?

- Cały czas uczę się śpiewu i do tej pory nie znalazłem jeszcze sposobu na swój głos. W ocenie pedagogów mam duży głos, wysoki baryton, a nawet tenor dramatyczny. Mam możliwości tenora, a barwę barytonu. Śpiewam także klasycznie i chciałbym wziąć udział w konkursie wokalnym.

- Musicalowe śpiewanie zaliczane jest do bardzo trudnych. Wymaga techniki śpiewania. Kto uczył pana, jak należy to robić?

- Takich fachowców u nas nie ma. Może pojawią się, gdy musical zadomowi się w Polsce na dobre? Przygotowując swoją pierwszą rolę w "Miss Sajgon", bazowałem na tym, czego nauczono nas w szkole. Bałem się, żeby nie przerysować emocji, bo musical ma cienką granicę pomiędzy operetką a szlachetnością teatru dramatycznego. Ogromnie podoba mi się patetyczność tej muzyki.

- Teraz wciela się pan w postać Kota Myszołapa w kultowym już musicalu "Koty". Marzył pan o zagraniu w tym słynnym musicalu?

- Nie marzyłem i nigdy nie chciałem zagrać w "Kotach". Ale pracując nad swoją rolą, przekonałem się do tego musicalu. Zrozumiałem, że to jest bardzo duże wyzwanie dla aktora, dla wokalisty również. Zastanawiam się nad magią tego spektaklu i powodem tak wielkiego sukcesu w świecie. Może decydują o tym proste, wręcz archaiczne melodie, na zawsze zapadające w pamięć. Może porywająca choreografia? Za każdym razem, gdy w nim gram, muszę być przygotowany do dużego wysiłku. Ale jestem zadowolony, że gram w "Kotach".

- Ile wysiłku kosztowało pana zagranie tej roli?

- Była to praca bardzo precyzyjna, a przez to wyczerpująca. Mój udział w spektaklu jest bardzo duży, chociaż o Myszołapie nie śpiewa się piosenki.

- Czy praca w Teatrze Muzycznym "Roma" spełnia pana oczekiwania?

- Dopóki stawia się przede mną jakieś wyzwania, to spełnia.

- Ale zapewne ogranicza pana inne działania artystyczne?

- Nie, bo mogę robić różne inne rzeczy, np. gram w serialu "Klan", czytam reklamy w telewizji i sam biorę w nich udział.

- Jak dalej zamierza pan pokierować swoją karierą?

- Będę się starał zrealizować jako człowiek. Nie oddzielam bycia człowiekiem od bycia artystą, bo to jest ze sobą bardzo mocno powiązane. Dla mnie bycie człowiekiem oznacza realizowanie swoich talentów, zamierzeń i marzeń. Aktorstwo i śpiew znajdują się w worku moich marzeń, które realizuję.

- Dlaczego dziewczyny rzucają pana?

- Nie do końca tak jest. Dziennikarka zebrała o mnie informacje, ale redaktor zmienił w dowolny sposób tekst, który został pocięty na trzy części i powstał nowy, pełen przekłamań.

- Jak więc naprawdę traktuje pan dziewczyny i kobiety?

- Każda kobieta, z którą łączył mnie kontakt psychiczny lub fizyczny, jest w mojej pamięci. Dowiadywałem się, że bywam postrzegany jako zimny, wyrachowany facet, a tymczasem jestem delikatny i ciepły.

- Teraz jest pan sam czy z kimś?

- Jestem sam.

- Podobno w poszukiwaniu siebie odwiedził pan klub dla gejów?

- Byłem homofobem. Ponieważ mam sporo gejów wśród znajomych, pomyślałem, że być może sam jestem homoseksualistą. Postanowiłem to sprawdzić i poszedłem do klubu "Fantom", najbardziej gejowskiego lokalu w Warszawie. Ale nie ruszyło mnie, chociaż moja i gejów wrażliwość jest podobna. Nie przeszkadza mi przy zainteresowaniu kobietami kontaktować się z gejami.

- Czyli nie jest pan gejem?

- Nie jestem.

- A gdyby okazało się, że jednak pan jest?

- Myślę, że wystąpiłoby to u mnie wcześniej.

- Jest pan jednym z najprzystojniejszych artystów w Polsce. Nie wierzę, że nie był pan podrywany przez gejów?

- Byłem podrywany, ale geje przestali, gdy zrozumieli, że to nie ma sensu.

- Może jest pan biseksualny?

- Ha, ha, nie, nie, chociaż mam w sobie dużo elementów kobiecych.

- Pan? Wygląda pan na super macho, a nie zwiewnego efeba...

- Tak naprawdę, to jestem najzwyklejszym facetem.

- Myśli pan o miłości, szuka jej?

- Jak najbardziej. Lubię silne kobiety z własnym zdaniem i takie, które nie podporządkowują się mężczyznom. Lubię kobiety, które świetnie dają sobie radę bez mężczyzn. Dobrze czuję się w towarzystwie kobiet, które znają swoją wartość. W związkach lubię partnerstwo między dwojgiem ludzi. Nie lubię kobiet ofiar.

- Czy pan nie przytłacza kobiet swoją silną, ekspansywną osobowością?

- Możliwe, że tak jest. Od 7 lat mam przyjaciółkę, która dobrze daje sobie ze mną radę. Najlepszy kontakt mam z ludźmi spoza środowiska artystycznego. Ego artystów jest bardzo rozwinięte, wszyscy chcą skupiać na sobie uwagę. Dlatego łatwiej jest utrzymywać kontakty z ludźmi, którzy mają w sobie więcej empatii niż egoizmu. Nie wykluczam siebie z kręgu egoistów. Ale nie mam w sobie neurotyczności, która często jest cechą wielu artystów.

- Tysiące fanek, a pan sam na wielkiej scenie, uwielbiany, ale poza nią samotny...

- Przeciwności powodują, że rozwijamy się. Gdyby nie było cierpienia, ludzie nie zaznaliby miłości, gdyby nie było miłości, nie istniałoby cierpienie. Dualność życia jest bardzo ważnym elementem w rozwoju człowieka.

- Co jest pana życiową dewizą?

- Nie chciałbym, żeby jedna dewiza wyznaczała moje życie, żeby parę słów określało to, kim jestem lub to, co robię. Myślę, że jest nią świadomość tego, że nic nie trwa wiecznie, że wszystko się zmienia, bo wtedy jest szansa, że zły stanie się dobrym, a dobry może popełnić błąd.

- A joga oddechowa i hatha joga - jakie w tym wszystkim zajmują miejsce?

- Każdy dzień rozpoczynam od godzinnej sesji krija jogi, czyli jogi oddechowej, oraz hatha jogi. Unikam toksycznych związków, które też mają wpływ na złe samopoczucie. Dla mnie dbanie o siebie jest związane nie tylko z fizycznością, ale także z duchowością.

- Czyżby był pan przykładem mężczyzny metroseksualnego, takim współczesnym dandysem?

- Chciałbym, żeby określenie to oznaczało mężczyzn, którzy dbają o siebie i chciałbym się do nich zaliczać.

- Czyli ktoś taki jak pan wcale nie jest zepsutym księciem z bajki?

- Niech książęta pozostaną w baśniach, a zepsucie niech będzie ułomnością, którą można zmienić.

Damian Aleksander, lat 28, Byk, wokalista i aktor musicalowy, gwiazdor Teatru Muzycznego "Roma" w Warszawie, gdzie z dużym powodzeniem gra, śpiewa i tańczy w trzech światowych musicalach: "Miss Sajgon", "Grease" i "Koty". W przerwie między spektaklami gra Rocha Rechno w serialu "Klan", wcześniej wcielił się w postać Kuby w serialu "Zostać miss". Kiedy zdecydował się startować w eliminacjach do programu "Idol", zaskoczył wszystkich, wszakże jest profesjonalistą, absolwentem Studium Wokalno-Aktorskiego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Ukończył także psychoterapię zorientowaną na proces według metody Arnolda Mindella oraz profilaktykę społeczną i resocjalizację w Wyższej Szkole Humanistycznej. Ale zorientował się, że psychoterapeutą nie będzie i nie przystąpił do egzaminu końcowego w Zurychu, za to teraz może popracować nad sobą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji