Artykuły

Porzućcie wszelką nadzieję

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że mamy do czynienia z udramatyzowanym raportem socjologicznym. Nie najwyższych literackich lotów, mocno niespójnym, w którym autorskiego pomysłu na zawiązanie dramaturgicznej intrygi wystarcza na dobrą sprawę raptem na pierwsze pół godziny. Jakby tego było mało - wyjątkowo długim (oryginalne dzieło Larsa Norena, jednego z najbardziej znaczących szwedzkich dramatopisarzy, zrealizowane wcześniej m. in. przez samego autora w Theater Umel oraz przez Thomasa Ostermeiera w berlińskiej Schaubuhne, to materiał na przedstawienie sześciogodzinne), a choć reżyser polskiej prapremiery w poznańskim Teatrze Polskim Piotr Chołodziński ograniczył się do godzin trzech z okładem, i tak okazało się, że przedstawienie znacznie przekroczyło możliwości percepcyjne części premierowej widowni. Nie udało się tym samym uniknąć pytań, czy naprawdę warto było angażować energię i talent młodego, niezwykle obiecującego zespołu aktorskiego w naturalistyczny, zatrącający o dość nieprzyjemną laboratoryjną wiwisekcję seans, obejmujący kilka przypadkowo wybranych godzin z egzystencji grupy dworcowych kloszardów, wypełniających swój czas spożywaniem niewiarygodnej ilości napojów alkoholowych, szprycowaniem się narkotykami, uprawianiem prostytucji, tudzież nieporadnymi rozważaniami na temat seksu, literatury klasycznej i tajemnicy istnienia. Seans, na dodatek, pozbawiony wyraźnie sformułowanego przesłania, jakiego publiczność oczekuje od literatury społecznie zaangażowanej, wolny od przesadnej myślowej głębi i nie podejmujący najdrobniejszej chociażby próby odnalezienia recepty na bolączki współczesnego świata.

Na tak postawione pytanie każdy z widzów będzie pewnie musiał odnaleźć własną odpowiedź. Moja jest jednoznaczna - mimo wszystkich zastrzeżeń - warto.

Scenerię relacjonowanych wydarzeń stanowi gigantyczny dworzec kolejowy. Słyszymy przetaczające się po szynach wagony, co chwila w szum i gwar wdzierają się bezosobowe komunikaty obwieszczające odjazdy kolejnych pociągów. Ale mechanizm zwyczajnego codziennego funkcjonowania tegoż dworca oglądamy jedynie w formie filmowych migawek: poczekalnia, jakiś bar, perony, podziemne przejścia, schody... zstępujące tam, gdzie nigdy nie pojawia się nawet zabłąkany podróżny. Do najniższego kręgu dantejskiego piekła. Kręgu personalnego 3:1. To dość enigmatycznie brzmiące określenie oznacza w terminologii, jaką posługuje się szwedzka opieka społeczna, grupę ludzi odrzuconych, nieprzystosowanych. Po prostu łagodniejszy, przefiltrowany przez biurokratyczny żargon odpowiednik naszego marginesu społecznego.

Pojawiają się powoli, wyłażąc jak szczury z różnych sobie tylko znanych zakamarków: młodziutka para narkomanów, bełkoczący alkoholik, pacjentka szpitala psychiatrycznego, naładowany frustracją i agresją bezrobotny, poruszający się w całkowicie osobnym świecie schizofrenik, prostytutka ze swym opiekunem... Jest ich kilkanaścioro - jak się później okaże mogłoby być kilkudziesięcioro, mogłoby być kilkoro - bez znaczenia. Przychodzą i odchodzą, czasem powracają, czasem znikają bez śladu. Nie tworzą żadnej społeczności, każde z nich stanowi odrębny mikrokosmos, ograniczający kontakty z bliźnimi do rzeczy elementarnych: działki narkotyku, butelki wódki, szybkiego seksu. A jednocześnie cały czas emanuje z nich głód bliskości drugiego człowieka, rozpaczliwe pragnienie miłości, współczucia. Czepiają się jakichś mizernych strzępów dawnego życia, coraz bardziej blaknących wspomnień, snują beznadziejne plany, obwiniają kogoś za los, jaki stał się ich udziałem. Żyjąc na śmietniku wielkiego miasta starają się zachować, za wszelką cenę, acz z bardzo marnym skutkiem, swą godność, poczucie człowieczeństwa. Jedyne, co większość z nich potrafi w sobie uruchomić, to niewyobrażalne pokłady agresji, nienawiści, zwierzęcego strachu. W niepohamowanej erupcji wulgarnego, rynsztokowego słownictwa wykrzykują swój ból, swoje pretensje do świata, do samych siebie. Ich egzystencja jest tylko powolnym umieraniem. Nie doczekają się budującego moralnie finału - nie zatroszczy się o nich żaden Kotański, żaden ksiądz Paleczny nie urządzi w ich obronie widowiskowego protestu przed obiektywami telewizyjnych kamer. Ktoś przedawkuje narkotyki, ktoś spróbuje uciec, wyjechać, większość zastyga powoli w martwocie i bezruchu. Na zawsze. Nad ich głowami wyświetli się jeszcze tylko ironiczny obrazek z wykwintnego przyjęcia, w którym godnie uczestniczą, przyodziani we fraki i wieczorowe toalety. Głupie, naiwne marzenie.

Brak wyrazistej osi fabularnej i luźna, bardziej filmowa niż sceniczna konstrukcja Kręgu personalnego sprawiają, że poszczególne wydarzenia i postaci przesuwają się przed naszymi oczyma jak w kalejdoskopie, przykuwając uwagę jedynie na krótki czas. Nim zdążymy im się bliżej przyjrzeć, nim spróbujemy zrozumieć, znikają, by ustąpić miejsca innym. To zasadnicza słabość utworu Norena - uniemożliwiając skupienie się na konkretnym człowieku i jego problemie, sprawia, że z upływem czasu widz coraz częściej traci kontrolę nad świadomym odbiorem przedstawienia. Tym bardziej że powoli zaczyna go ogarniać nieodparte wrażenie, że oglądany obraz właśnie przed chwilą widział, że nic nowego teatr mu już nie powie. Na scenie pojawi się tylko kolejna postać, mniej lub bardziej pogruchotana psychicznie - i ten korowód życiowych wykolejeńców nigdy nie będzie miał końca. Trwając tak długo, jak długo na świecie istnieć będzie zło, niesprawiedliwość, nienawiść, obojętność na cierpienie drugiej istoty. Być może chęć wyrażenia takiej właśnie myśli przyświecała autorowi tworzącemu swój dramat-rzekę, ale scena rządzi się własnymi prawami i daleko posunięta wierność teatru wobec dramaturga nie wyszła, niestety, poznańskiemu spektaklowi na dobre, zabarwiając go w finale potężną dawką dłużyzny.

Biorąc pod uwagę problemy, jakie materia literacka Kręgu personalnego stawia przed jego scenicznymi realizatorami, główny ciężar odpowiedzialności za to, by przedstawienie odnalazło drogę do serc i umysłów odbiorców, w przeważającej mierze nastawionych nader sceptycznie do idei pokazywania na scenie teatralnej "życiowych brudów", spoczywa na aktorach. I tu trzeba przyznać, że dawno nie miałam okazji oglądać w teatrze takiego ładunku intensywności, emocji i pasji, tak całkowitego oddania, zapamiętania aż do bólu, zatopienia się aktorów w przedstawianej rzeczywistości. Nie ma tu ról słabych, nie ma też wystrzałowych solowych popisów. Jest za to znakomita kreacja zespołowa, na którą składają się chociażby wstrząsające pijackie monologi Janusza Stolarskiego, psychodeliczne wizje Michała Breintenwalda, bezradne zagubienia Mai Barełkowskiej, ataki zwierzęcej furii Piotra Kaźmierczaka, bandyckie filozofie Pawła Ławrynowicza, rozpaczliwe poszukiwania miłości, wyrażane przez Ewę Szumską każdym, najdrobniejszym nawet słowem i gestem. Aktorzy poznańscy, w większości bardzo młodzi, niosą w sobie takie pokłady prawdy, są tak autentycznie przejmujący, że odwracają naszą uwagę od słabości tekstu, z jakim przyszło się im zmierzyć, od przesadnego czasem pławienia się w językowych obscenach, od pewnych potknięć i niekonsekwencji inscenizacyjnych, wypływających z konieczności ogarnięcia i usystematyzowania przez reżysera chaotycznej materii literackiej. Utwór Norena, stosunkowo mało reprezentatywny dla jego dorobku (należący, obok sztuki 7: 3, do tzw. społecznego nurtu twórczości dramatopisarza), raczej nie ma szans na trafienie na karty podręczników historii literatury i pozostanie pewnie w pamięci jedynie jako kolejny, acz znaczący, eksperyment sceniczny, podobnie zresztą jak znaczna część "gorących" tekstów tzw. nowej dramaturgii. Niemniej jednak autor Kręgu personalnego 3:1, a w ślad za nim Teatr Polski w Poznaniu mieli odwagę, by naruszyć pewne tabu, postawić przed naszymi oczyma wyjątkowo przykry obraz, który chętnie pragnęlibyśmy od siebie odsunąć, zmarginalizować, uznać niegodnym sztuki i teatralnej sceny. Bo tak jest wygodniej. Bezpieczniej. A teatr nagle nas oburza, denerwuje, budzi sprzeciw. Nie pozwala przeżyć oczyszczającego i uwalniającego katharsis. I, co najważniejsze, prowokuje do dyskusji. A jaki jest sens istnienia teatru, o który nie warto się spierać?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji