Artykuły

Warlikowski szuka nowego

Teatr Krzysztofa Warlikowskiego staje się coraz bardziej bezkompromisowy. Kolejnym dowodem ma być "Koniec", najbliższa premiera w warszawskim Nowym Teatrze - pisze Iga Nyc w tygodniku Wprost.

Krystian Lupa mówił o nim: "czarnowłosy chłopiec o wyzywającej urodzie", dziennikarz francuskiego "Le Monde" opisywał: "bardziej przypomina gwiazdę rocka niż człowieka teatru". Krzysztof Warlikowski wciąż nosi nastroszoną fryzurę i awangardowe ciuchy, a niektórzy cały czas mówią o nim "młody reżyser", jednak artysta dobiega już pięćdziesiątki. Dojrzał nie tylko fizycznie i ze ślicznego młodzieńca przeobraził się w mężczyznę o dużo bardziej interesującej urodzie, zmienił się także jego teatr. Od czasu gdy trzy lata temu opuścił TR (dawne Rozmaitości) i zaczął tworzyć własną scenę, jego spektakle stały się ostrzejsze i bezkompromisowe, wręcz brutalne emocjonalnie. - Teatr Warlikowskiego zaczyna się odwoływać do najprostszych rozwiązań, najprostszych emocji - komentuje Piotr Gruszczyński, dramaturg i współpracownik reżysera. "Koniec", najnowszy spektakl Warlikowskiego, premiera 30 września ma być kolejnym etapem budowania nowego wizerunku twórcy.

Moment bezdomności

Nieco ponad dwa lata temu władze Warszawy obiecały Warlikowskiemu własny teatr. Najpierw mówiło się, że obejmie kierownictwo nad istniejącą sceną, ale potem zapadła decyzja o stworzeniu nowej. "Nie chcieliśmy przejmować działającego teatru z ludźmi, bo musielibyśmy zaczynać od złej energii" - mówił Jacek Poniedziałek, aktor z zespołu reżysera. Jako lokalizację Nowego wskazano teren Miejskiego Przedsiebiorstwa Oczyszczania na Mokotowie. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz jeszcze w 2008r. podkreślała, że znalezienie miejsca na teatr jest jednym z największych jej sukcesów. Później pojjawily się kłopoty (MPO nie chciało opuścić terenu), na szczęście dość szybko rozwiązane. Wszystko jest na dobrej drodze, ale budowa zajmie sporo czasu - przyznaje Warlikowski.

Na razie teatr pozostaje bezdomny. To jednak nie oznacza bezczynności. W zeszłym roku Nowy zadebiutował "(A)pollonią" wystawianą w Fabryce Wódek Koneser, a "Koniec" będzie pokazywany w hali telewizyjnej we Włochach. - Myślę, że to jest dla artysty ciekawsza sytuacja, gdy domu nie ma. niż gdyby miał go za wcześnie. Jesteśmy jednym z niewielu w Polsce teatrów instytucjonalnych bez własnego miejsca, ale to nam daje poczucie wolności. Robimy przedstawienia, które nie starają się budować repertuaru, tylko są kolejnymi wypowiedziami - mówi Warlikowski. To zresztą nie pierwszy raz, kiedy reżyser pokazuje swoje spektakle poza przestrzenią teatralną. W miejscach niescenicznych były już wystawiane m.in. "Anioły w Ameryce". - Wydaje mi się, że taki mmoment bezdomności i myślenie w kontekście miejsca, w którym spektakl powstanie, jest inspirujące - dodaje Warlikowski.

Władze Warszawy deklarowały, że chcą dać reżyserowi własną scenę, by nie uciekł za granicę. Warlikowski to bowiem nasz najgorętszy teatralny towar eksportowy. Sam artysta podchodzi do tych deklaracji z dystansem. - Nie mógłbym pracować tylko za granicą. Pracuję w innych miejscach, żeby powrót do Polski był tym bardziej owocny - komentuje. Warszawa wciąż go napędza w szczególny sposób. To dla niej porzucił najpierw rodzinny Szczecin, a potem Kraków, gdzie studiował. Długo zresztą szukał odpowiedniego miejsca i zajęcia. Studiował historię, filologię romańską i filozofię, krążył między katolicyzmem, protestantyzmem i buddyzmem. "Warszawa jest miastem uciekinierów. Przed katolikami, rodzicami, prowincjonalnością i nietolerancją tego kraju. Sam uciekłem na studia do innego miasta, później za granicę" - tłumaczył jakiś czas temu.

W trakcie rozmowy wielokrotnie daje świadectwo, że uważnie obserwuje swoje miasto i swój kraj. - Polacy są irracjonalni. Najlepsze tego dowody to historie z krzyżami i żałobami. Każda irracjonalność w Polsce jest zgubą, a u nas nawet politykę opiera się na niej. I łączy z religią. O co tu właściwie chodzi? Kto tutaj rządzi? Prezydent czy arcybiskup? Może potrzeba rewolucji na miarę francuskiej, by Kościół zrozumiał, że jest pasterzem duchowości, a nie władzą - zastanawia się Warlikowski.

Temat przewodni: wina

Niestandardowa przestrzeń, w której przyszło działać Warlikowskiemu, pcha go do poszukiwania nowych rozwiązań. Jego spektakle w Nowym znacznie różnią się od tych pokazywanych w TR nie tylko ostrością wypowiedzi, ale i formą. Reżyser postawił na teatr autorski. Zarówno "Koniec", jak i wcześniejsza "(A) pollonia" to kompilacje kilku tekstów oraz rezygnacja z liniowej akcji dramatu.

- Już "Dybuk" oparty był na dwóch tekstach: "Dybuku" Szymona Anskiego i reportażu Hanny Krall. ,,(A)pollonia" była spektaklem granicznym. Bardzo ekstremalnym przez wielość mitów i tekstów. Myślę, że to naturalna droga. Odczuwam teraz potrzebę mówienia wielogłosowo i szukania czegoś nowego. Nie wiem jednak, czy tak już będzie zawsze - przyznaje Warlikowski. Czy to oznacza, że nie ma pojedynczych tekstów teatralnych, które spełniałyby oczekiwania reżysera? - Od czasu gdy zostawiłem Szekspira, nie ma. Oczywiście, były utwory Sarah Kane, Tony'ego Kushnera czy Hanocha Levina, które dawały wolność i jednocześnie dawały się głęboko naznaczyć. Dzięki Kane pomyślałem nawet, że ci Brytyjczycy, którzy pojawili się wraz z nią i sprawili, że dramaturgia angielska przeżyła złoty okres, będą w stanie stworzyć nowy język. Ale okazało się to złudne. Trudno znaleźć dobry współczesny tekst komuś, kto zasmakował w takich mistrzach jak Szekspir i starożytni Grecy, w dramatach, które przeżyły wielką próbę czasu - tłumaczy.

Mimo zmiany formy wypowiedzi reżyser od lat wciąż krąży wokół tych samych tematów. Zmienia się tylko ostrość widzenia. Konsekwentnie wraca do kwestii homoseksualizmu, relacji matka - syn, pamięci o Holocauście i poczucia winy. - Nawet jeśli wydaje się nam, że pewne tabu możemy przełamać, to ono jednak wciąż istnieje. Bo bez tabu nie potrafimy żyć - uważa reżyser. Problem Holocaustu i poczucia winy w najbardziej poruszający sposób Warlikowski przedstawił w ,,(A)pollonii". Trzy bohaterki składają siebie w ofierze: Ifigenia zostaje poświęcona na rzecz zwycięstwa nad Troją, Alkestis oddaje życie w zamian za życie męża, a on przyjmuje jej poświęcenie, Apolonia Machczyńska ukrywa podczas wojny Żydów i zostaje złapana. Pada pytanie, czy poświęcenie to zawsze słuszny wybór? Apolonia została bohaterką, ale syn, którego osierociła, nie mógł jej wybaczyć, że wybrała innych, obcych.

Wina to również motyw przewodni "Końca". Przedstawienie jest kompilacją "Nickel Stuffu" Bernarda-Marie Koltesa, "Procesu" i "Myśliwego Grakchusa" Franza Kafki oraz "Elisabeth Costello" Johna Maxwella Coetzeego. - Po ,,(A)pollonii" potrzebowałem rekonwalescencji, zanim nabrałem ochoty na coś nowego. Przez przypadek wpadł mi w ręce niedawno odkryty tekst Koltesa. Wcześniej robiłem jego najlepsze rzeczy: "Roberto Zucco" i "Zachodnie wybrzeże". "Nickel Stuff" wydał mi się interesujący jako coś niedoskonałego, otwartego, co zostawia dużo miejsca dla reżysera takiego jak ja, który potrzebuje teraz więcej wolności w odnalezieniu się w tekście - mówi Warlikowski.

"Nickel Stuff" jest opowieścią o chłopaku, który pracuje w supermarkecie, a w nocy tańczy w klubie. Chce jednak porzucić to zajęcie, a ta decyzja popycha go do zbrodni. Warlikowski, czytając tekst, zauważył analogię do twórczości i biografii Kafki. Także Coetzee w "Elizabeth Costello" odwołuje się do "Procesu". - Coetzee wsadza bohaterkę w sytuację kafkowską - pokazuje człowieka pod bramą, który chce się dostać na drugą stronę. Przed bramą jest strażnik, który odmawia człowiekowi przejścia. Elizabeth Costello może przejść przez bramę, jeśli złoży deklarację o wierze. Coetzee w ten sposób próbuje się zmierzyć z mitem literackim Kafki zaczerpniętym z Biblii. Z kolei dla bohatera Koltesa taką bramą jest morderstwo. We wszystkich tych tekstach chodzi o winę - wyjaśnia reżyser.

Coraz bardziej żyję fikcją

"Koniec" Warlikowski zrealizował z tym samym zespołem, z którym pracuje od lat i który zabrał z sobą z TR W obsadzie są m.in. Magdalena Cielecka, Maja Ostaszewska, Jacek Poniedziałek, Stanisława Celińska, za scenografię odpowiada Małgorzata Szczęśniak, muzykę skomponował Paweł Mykietyn.

Reżyser współpracuje niemal wyłącznie z ludźmi, którzy są mu bliscy, bo podczas prób życie poza teatrem dla niego nie istnieje. - To pewien rodzaj maniactwa, obłędu. Gdy przygotowujemy spektakl, Krzysztof przestaje się interesować czymkolwiek innym. To jedyny temat, na który można z nim rozmawiać, bo inne go rozpraszają. Prywatność znika - opisuje Piotr Gruszczyński. "Coraz bardziej żyję fikcją. Podczas prób zwykłe życie jest za trudne. Nie umiałbym wtedy sam przejść przez ulicę" - przyznał kiedyś w jednym z wywiadów. I dodał: "Traktuję aktorów jak partnerów w refleksji nad życiem. Łączy nas przeżycie pokoleniowe. Razem dojrzewaliśmy, razem zaczynamy się starzeć. Pracę nad nowym spektaklem zaczynamy w miejscu, w którym skończyliśmy stary". - Nasz zespół to zbiór osobowości i trochę dziwaków, którzy nie czuliby się dobrze w sformalizowanej instytucji - dodaje Małgorzata Szczęśniak, prywatnie żona reżysera.

Jak na dziwaka przystało, Warlikowski potrafi wywołać szum również swoim życiem prywatnym, wokół którego narosło wiele mitów. Sam zainteresowany nie wypowiada się na ten temat. Dlatego sensację wzbudziła informacja, że w przyszłym miesiącu ma się ukazać wywiad rzeka z Jackiem Poniedziałkiem, jednym z jego najbliższych przyjaciół. Odbiorcy, którzy liczą na to, że w publikacji znajdzie się nazwisko Warlikowskiego, będą zawiedzeni, bo kryje się on tutaj pod pseudonimem. - Myślę, że to, co Jacek Poniedziałek przedsięwziął, nie jest próbą opisania jego życiorysu, tylko aspiruje do rozszyfrowania rzeczywistości. Rozumiem, że zamówienie na książkę bierze się z medialnej afery i zapotrzebowania na atrakcje. Ale mam nadzieję, że taką atrakcją nie będzie. I dlatego Jackowi nie są potrzebne nazwiska. To ma być opowieść o tym, jak żył w Polsce homoseksualista, który urodził się w 1965 roku, a nie wyliczanie wszystkich sensacyjnych nazwisk. Kiedyś Stanisława Celińska przyznała się, że jest w klubie anonimowego alkoholika - powiedzenie czegoś takiego przez bohatera seriali, które ogląda cała Polska, jest czymś podobnym - tłumaczy reżyser.

Na zdjęciu Krzysztof Warlikowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji