Artykuły

Teatr

Komedia w 3 aktach Teodozji Lisiewicz. Gra Polski Teatr Dramatyczny. Reżyseria - Wacław Radulski. Premiera w Londynie.

Ile procentów niezaprzeczalnej prawdy jest w twierdzeniu, że kobiety - jak słoneczniki - nie mogą obejść się bez mężczyzny-słońca: o tym mężczyźni orzekać nie mogą. Autorka komedii - p. Teodozja Lisiewicz - ma w tej kwestii znacznie więcej kompetencji... A takie przykłady, jak Curie-Skłodowskiej, kobiety o genialnym mózgu, która przecież wyszła za mąż, miała dzieci - bądź co bądź są potwierdzeniem słuszności zapatrywań p. Lisiewicz.

Zatem można przyjąć, że p. Lisiewicz w swych "Słonecznikach" nie popełniła przesady.

"Poco więc pisać o rzeczach udowodnionych, powszechnie niemal znanych" - zapytają sceptycy. Po co?! A poco taka masa artystów-malarzy maluje pejzaże ? Wiecznie - zdawało by się - to samo, a jednak nie to samo dlatego nie nużą one, jeśli są wykonane z talentem. Dlatego to "Słoneczniki" odniosły na londyńskiej premierze - sukces. I dlatego odniosą go wszędzie.

Słyszałem zarzut, iż trudno jest współczuć bohaterce komedii, gdy się wie z programu, że tak przez nią oczekiwany mężczyzna nie zjawi się na scenie. Moim zdaniem - owszem: można współczuć! Boć przecie dla niej nie ma żadnego znaczenia, że nieprzybycie ukochanego jest z góry przesądzone. Wszak ona o tym nie wie i dlatego cierpi. Wreszcie - to nieprzybycie oczekiwanego mężczyzny jest podstawą do zawiązania intrygi komedii, którą potem autorka rozwiązuje w sposób pomysłowy, dowcipny, lekki.

Słowem "Słoneczniki są napisane z talentem. Postacie tej komedii - to istoty śmieszne, zabawne, może pożałowania godne, a może nawet wcale nie zasługujące na nie. Akcja - żywa, zajmująca, że się tak wyrażę, z prawdziwego zdarzenia. Kontrast typów pełny: zhisteryzowana sangwiniczka, zdrowa sangwiniczka i flegmatyczka. Przemiana mężofobek w "słoneczniki" - przemiła. Prześlizgiwanie się przez rzeczy niebezpieczne, dwuznaczne - bardzo zręczne. Dobra rzecz, zasługująca na dużą frekwencję.

Reżyser Wacław Radulski z powodzeniem tak poprowadził akcję, że płynie jak prawdziwe życie. Artystki zaś grały tak dobrze, iż trudno opisać. To trzeba zobaczyć.

Jadwiga Domańska, bohaterka sztuki, od 16 lat dręcząca się miłością młoda, urocza kobieta, była niezrównana w wyrażaniu targających nią różnorodnych uczuć. Subtelnie i kunsztownie nimi operowała. Nie zaniedbała, jak zwykle, żadnego odcienia. Stworzyła dużą skalę.

Janina Katelbach, debiutująca, młodziutka aktorka: grała z brawurową prostotą. Była naturalna, urocza, czarująca. Pełna impetu dużego dziecka. Nieświadoma powabu swej kobiecości dwudziestoletnia panienka. Energiczna i przedsiębiorcza. Z każdego niemal jej ruchu, czy gestu przebija talent. Była doskonała.

Janina Sempolinska - w roli długoletniej służącej i przyjaciela domu chlebodawczyni - pewna siebie wdowa po dwóch mężach, z własną "filozofią" małżeńską ("słonecznik" nr 3) stworzyła świetny typ kumoszki.

Dekoracje J. Smosarskiego - jak zawsze - dobre. Prostymi chwytami stwarza odpowiednie wrażenie. Gdybyż p. Smosarski miał więcej miejsca, a zwłaszcza pieniędzy na materiał...

Światła wypadły b. subtelnie.

"Słoneczniki" są 7 z kolei premierą Polskiego Teatru Dramatycznego, o czym przypomniał przed rozpoczęciem przedstawienia dr Leopold Kielanowski. Gratulacje i życzenia pomyślnego dalszego rozwoju.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji