Artykuły

Piękno wzruszeń

"Do Damaszku" Augusta Strindberga jest sceniczną trylogią, którą w całości po raz pierwszy w Polsce wystawił niedawno warszawski Teatr na Szwedzkiej. Zygmunt Łanowski, tłumacz i znawca twórczości szwedzkiego dramaturga jest autorem przekładu pierwszej części utworu. Część drugą i trzecią "Do Damaszku" specjalnie dla potrzeb spektaklu na Szwedzkiej przetłumaczyła Halina Thylwe.

Marcin Jarnuszkiewicz, adaptator i reżyser, stworzył z trylogii Strindberga ponad 3,5-godzinne widowisko - inscenizacyjnie ascetyczne, wyciszone, przejmujące, ze znakomitymi rolami. Wiesław Komasa zagrał Nieznajomego z niezwykłym wyczuciem delikatności materii. Grał jakby alter ego autora, z jego wiecznym buntem wobec niedoskonałości: świata i własnej. Wieczna walka przeciwieństw w duszy bohatera, napięć między nim, a atakującym i osaczającym go światem zewnętrznym, wybrzmiewała krzykiem rozpaczy w całkowitych ciemnościach. Tak się zaczyna przedstawienie. Sytuacja krzyku w ciemności powtórzy się jeszcze parokrotnie, niby inscenizacyjny refren. W świetle dnia (reflektorów) walka o dominację i władzę - na mózgi, moce i płcie-była już cichą, bolesną rozprawą z własną wrażliwością. Gwałtem zadawanym własnej naturze. Kłębowisko uczuć w duszy bohatera - wystawianych co i rusz na pokusy Kusiciela - Komasa przedstawił z introwertycznym dystansem, acz z iskierkami żarn powstrzymywanej pasji.

Partnerowała mu Magdalena Kuta jako Pani, źródło udręczającej miłości, płomiennowłosą i piękna. Godna przeciwniczka na planie walki płci. Wspomagała ją w tym dziele Mirosława Dubrawska, z pedantyczną surowością Matki. O duszę Nieznajomego zabiegał Żebrak - Lech Łotocki. Poza bezbłędnym warsztatem aktorskim posiadł on jeszcze magnetyczne właściwości skupiania na sobie uwagi widzów. Lekarz Jacka Różańskiego to kolejna z galerii postaci, których obecność odciska silne piętno na spektaklu. Tak dalece stał się Lekarzem, że nie sposób było dostrzec jego gry. Marcinowi Jarnuszkiewiczowi udało się stworzyć wizyjny spektakl bez uruchamiania nadzwyczajnego aparatu inscenizacyjno-scenograficznego. Prostopadłościenna dekoracja z surowych desek podkreślała jeszcze pudełkowość sceny. No, no! Dopiero reżyser-plastyk mógł się dopuścić na Szwedzkiej aż takiej innowacji. Tym większe brawa - nie tylko za piękno wzruszeń, ale i za artystyczną odwagę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji