Artykuły

"Wiśniowy sad" w dobre ręce oddam...

Przedstawienie Jana Buchwalda nie nosi znamion indywidualności reżysera, nie porusza, nie zmusza do spontanicznych oklasków ani do polemik. Brak w nim zarówno rozsmakowania się klimatem twórczości Antoniego Czechowa, jak i subiektywnego spojrzenia na nią.

Nie upłynął jeszcze rok od XXXVII Kaliskich Spotkań Teatralnych, w czasie których mieliśmy przyjemność oglądać "Wiśniowy sad" przygotowany przez Teatr Współczesny z Wrocławia, a dramat Czechowa ponownie pojawił się na deskach teatru Bogusławskiego. Tym razem jest to adaptacja w reżyserii Jana Buchwalda, przygotowana przez zespół kaliski.

Tytułowy "wiśniowy sad" jest bezużytecznym reliktem przeszłości - nie przynosi już dochodów, bo zabrakło odbiorców wiśni, a przepis na ich suszenie i smażenie konfitur został zapomniany. W podobnej sytuacji znalazł się urokliwy utwór Czechowa. Niewielu można dziś znaleźć widzów wrażliwych i otwartych na ten rodzaj wzruszeń i refleksji, a dawny przepis na poruszenie i zaciekawienie odbiorcy gdzieś się zgubił. Ostatnia sztuka Czechowa spowita jest wszechobecną atmosferą marazmu. Pełno tu nostalgii, żalu za czasem, który nie wróci. Czechow opisał ludzi końca epoki. Tragizm ich położenia polega na tym, że nad ich losem ciąży historyczna nieuchronność. "Wiśniowy sad" to powieść o odchodzeniu "starego" i o konieczności pogodzenia się z "nowym". Zależnie od ujęcia może stać się tylko sztuką eksponującą koloryt odchodzącej kultury ziemiańskiej i rosyjskiego końca wieku albo może ukazać świat uniwersalnych humanistycznych rozważań o człowieku. Kaliskie przedstawienie nie wybiera ostatecznie żadnej z tych opcji i dlatego, zapewne, gubi obie. Jan Buchwald zdaje się zapominać o dwóch podstawowych prawdach. Sztuki Czechowa można dziś wystawiać chyba tylko pod warunkiem wyzwolenia się spod wpływu tradycji stworzonej przez klasyczną lekturę i interpretacje sceniczne. Do Czechowa należy przygotować się przez wiele lat, ale należy go również przyprawić według "własnego smaku". Przedstawienie Buchwalda nie nosi znamion indywidualności reżysera, nie porusza, nie zmusza do spontanicznych oklasków ani do polemik. Brak w nim zarówno rozsmakowania się klimatem twórczości Czechowa, jak i subiektywnego spojrzenia na nią. Podstawowym uchybieniem reżyserii Buchwalda jest zachwianie Czechowskiej zasady równowagi. W "Wiśniowym sadzie", obok nurtu liryczno-refleksyjnego, występuje przecież jeszcze nurt satyryczny i sarkastyczny. Kaliska adaptacja nie uwidacznia na ogół tej złożoności. Szkoda, bo sprzyjały temu bardzo oszczędna w środkach, wręcz ascetyczna scenografia, a także niezwykle nastrojowa muzyka Jerzego Satanowskiego. Mocnym punktem, na którym opiera się spektakl, jest niewątpliwie Lubow Raniewska (w tej roli gościnnie Daniela Popławska). Ta postać opalizuje nastrojami. Popławska tworzy kreację dużego formatu. Jest taka, jaka powinna być Lubow: Je myślna, egoistyczna, wrażliwa, czuła, sentymentalna. Doskonałą rolę stworzył również Maciej Grzybowski (stary lokaj Firus). Uwagę widza przyciąga także młoda studentka PWSFTViT - Kama Kowalewska jako Ania. Aktorka przekazała swojej postaci dziewczęcą spontaniczność, naturalność i uczciwość. Rozczarował natomiast Jarosław Witaszczyk, który zatracił równowagę między tym, co "śmieszne", a tym co "straszne". Jego Jermołaj bliższy jest Papkinowi, niż Nuworyszowi z wrażliwą duszą. Zapewne kaliska adaptacja nie zachwyci wielbicieli dramaturgii Czechowa, ale pozwoli, być może, rozpropagować jego ostatni utwór.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji