Artykuły

Powroty się udały

I festiwal Łódź Czterech Kultur podsumowują Katarzyna Badowska, Marta Olejniczak, Jędrzej Słodkowski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Skromny, pozbawiony spektakularnych i ryzykownych wydarzeń, ale dobrze skonstruowany i utrzymany na wysokim poziomie artystycznym - taki był pierwszy festiwal Łódź Czterech Kultur.

- "Powroty", hasło tej edycji, oznacza powrót do idei Witolda Knychalskiego, który najciekawsze wydarzenia spoza Łodzi konfrontował z tymi, które powstały tutaj. W ten sposób prowadzony był dialog - tak Tosza uzasadniał obecność w programie dwóch spektakli z repertuaru Teatru Jaracza: "Dybuka" w reż. Mariusza Grzegorzka i "Przypadków Iwana Iljicza" [na zdjęciu] Jacka Orłowskiego. Po obejrzeniu wszystkich propozycji teatralnych, możemy powiedzieć, że zamysł się udał. Po przedpremierowej projekcji przedstawienia "Powidoki", wyreżyserowanego przez Macieja Wojtyszkę dla Teatru Telewizji, do hasła festiwalu nawiązał również Mariusz Wojciechowski, który zagrał Władysława Strzemińskiego. Dzięki pracy nad spektaklem, do którego zdjęcia kręcono także w Muzeum Sztuki, aktor po latach wrócił do miasta, gdzie studiował i grał w Teatrze Jaracza.

"Powidoki" pokazują ostatnie lata życia Strzemińskiego i Katarzyny Kobro (gra ją Nina Czerkies). - Artyści są uwikłani w relacje między polityką, sztuką a życiem osobistym - mówił Wojtyszko. - Cena, jaką za to płacą, powoduje, że są jak zwierciadła. Rzeczywistość odbija się w nich jak w szklanej kuli, dzięki czemu wiele rzeczy można zobaczyć wyraźniej.

Z "Powidokami" ciekawie korespondowało przedstawienie "Czas terroru" w reż. Lecha Raczaka. Scenariusz spektaklu powstał na motywach "Róży" Stefana Żeromskiego. Realizatorzy z Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy przedstawili wizję świata po upadku rewolucji 1905 r., nie opowiadając się po żadnej ze stron barykady. Pokazali losy człowieka uwikłanego w "wojenną zawieruchę", której doświadczenie przemienia ludzi w zniszczone kukły tańczące niezdarnie przy dźwiękach utworów Chopina.

Z "Czasem terroru" kontrastowały dwa kolejne festiwalowe przedstawienia. Zaprezentowany przez teatr Barakah z Krakowa "Szyc" Hanocha Levina w zabawny sposób opowiada o losach dziewczyny, którą ojciec próbuje wydać za mąż. Reżyserka Ana Nowicka ujmuje relacje rodzinne w kategoriach groteski. Próba morderstwa ojca, problem dziedziczenia majątku to materia delikatna, a zostaje ujęta w komediowych piosenkach i gagach przyjmujących formułę zabawy i gry, wciągającej widza. W podobnym duchu utrzymany jest "Ostatni taki ojciec" Łukasza Witta-Michałowskiego lubelskiego teatru InVitro. Ulokowana na platformach publiczność każdy z kolejnych obrazów o tyrani ojca i bezradności matki ogląda z innej perspektywy. Zdystansowana gra aktorów, odtwarzane z płyty dialogi pokazują rzeczywistość w krzywym zwierciadle. A prawdę można odkryć jedynie za pomocą ironii.

Szczyptę ironii odnajdujemy również w "Don Kichocie, czyli Fantazji szaleńca" Borisa Ejfmana. Bohater jest pacjentem szpitala psychiatrycznego, a snute przez Rycerza o Posępnym Obliczu opowieści o wyprawach i miłości powstają w jego wyobraźni. Ożywa ona w choreografii łączącej balet klasyczny z elementami tańca współczesnego w mistrzowskim wykonaniu.

Sztuki wizualne

Festiwal zaczął się wernisażem wystawy "Ludzie Czechowa" Jacka Waltosia w galerii Willa, na którą przyszły tłumy. Bardzo ciekawa, przygotowana jeszcze dla festiwalu w poprzednim "wcieleniu", jest "Wrogośćinność" w Muzeum Sztuki, zrecenzowana w sobotniej "Gazecie", a dotycząca problemu migracji.

Warto zwrócić uwagę na projekt "A - Z (gabloty edukacyjne)" w Muzeum Włókiennictwa. Od trzech lat prezentuje go w Polsce i na świecie Andrzej Tobis. Katowicki artysta dokonuje swoistej reedycji ilustrowanego polsko-niemieckiego słownika "Bildworterbuch Deutsch und Polnisch", wydanego w Lipsku w 1954 r. Na podstawie rysunków towarzyszących definicjom Tobis wykonuje fotografie, które - wraz z hasłem słownikowym w dwu językach - umieszcza w oprawach przypominających gabloty za szkłem. Ponieważ zdjęcia ilustrujące słowa rozpoczynają się na wszystkie litery alfabetu, powstał swoisty elementarz. Fotografie są przewrotne. Hasło "drzewa iglaste" unaocznia widzom obraz porzuconych choinek, jakby nie udało się ich sprzedać przez Bożym Narodzeniem. Jeśli mowa o "ruinach zamku", to na pierwszym planie są kobiety handlujące na podzamczu z pudeł. Tobis lubi aluzje, wieloznaczność wyrazów, wykorzystuje tkwiące w słowach pułapki, a zabawne wykorzystanie sensów językowych stanowi o sile wystawy.

Spośród muzycznych wydarzeń Łodzi Czterech Kultur na uwagę zasłużyły dwa premierowe koncerty. W Pałacu Poznańskiego Kwartet Śląski zaprezentował utwory trzech zapomnianych kompozytorów: Joachima Mendelsona, prawdopodobnie zamordowanego w warszawskim getcie, Romana Padlewskiego, który zmarł podczas Powstania Warszawskiego, i Szymona Laksa, więźnia obozu w Auschwitz i Dachau. Twórczość Laksa znakomity kwartet z Katowic konsekwentnie i skutecznie propaguje. Koncert świetnie wpisywał się więc w hasło "Powroty", tym bardziej że połączony był z premierą płyty z kwartetami smyczkowymi tych kompozytorów. W serii "Poland Abroad" niemieckie wydawnictwo EDA Records przypomina mało znaną muzykę polskich kompozytorów, na których losy decydujący wpływ wywarła II wojna światowa i Holocaust. Szkoda, że świadkami wydarzenia artystycznego dużej rangi była zaledwie garstka słuchaczy.

Podczas festiwalu płytową premierę miało mieć także wspólne przedsięwzięcie Andrzeja Olejniczaka, znanego ze String Connection saksofonisty jazzowego, i Apertus Quartet, czyli kwartetu smyczkowego założonego przez członkinie orkiestry Filharmonii Łódzkiej. Na nagrany w lipcu album musimy jednak jeszcze poczekać. Po sobotnim koncercie w dawnej elektrowni zakładów Scheiblera wiemy, że miłośnicy łączenia jazzu z klasyką na pewno się z niego ucieszą. Na program "Different Choice" składają się m.in. zaaranżowane na ten skład kompozycje Olejniczaka i Krzesimira Dębskiego, w tym gorąco przyjęty przebój String Connection "Cantabile in h-moll". Apertus pełnił w nich rolę akompaniatora wobec śmiało improwizującego saksofonisty. I może dlatego najciekawiej wypadł skomplikowany, zbliżony bardziej do "poważnej" kameralistyki niż do jazzu utwór irlandzkiego gitarzysty Ronana Guilfoyle'a, w którym instrumentalistki raz po raz przejmowały inicjatywę. Ten koncert także wpisywał się w hasło festiwalu; był "powrotem" mieszkającego w Bilbao saksofonisty do miasta, w którym rozpoczynał jazzową karierę.

Szkoda, że program tej części festiwalu został "zachwaszczony" przeciętnym, niewnoszącym nowej jakości koncertem piosenek żydowskich w Teatrze Nowym w wykonaniu artystów Piwnicy pod Baranami.

Literatura

Nie lada gratką dla miłośników literatury był wieczór poświęcony Paulowi Celanowi, niemieckojęzycznemu pisarzowi rodem z Bukowiny. O Celanie rozmawiali znawcy jego twórczości, m.in. Ryszard Krynicki, również znakomity poeta i tłumacz Celana, oraz Krzysztof Czyżewski, dyrektor Ośrodka "Pogranicze" w Sejnach. Opowiadał o wędrówkach ścieżkami poety po Czerniowcach i okolicy, które były kolebką wielojęzycznej i wielokulturowej literatury. Pretekst do rozmowy stanowiła wydana właśnie biograficzna książka Johna Felstinera "Paul Celan. Poeta, ocalony, Żyd" opublikowana przez Austerię. Inny charakter miało kolejne literackie spotkanie w klubie Szafa. Jego bohaterką była Ksenia Starosielska, tłumaczka literatury polskiej na język rosyjski, która przełożyła dzieła ponad 40 polskich pisarzy, w tym Gombrowicza, Konwickiego, Witkacego, Iwaszkiewicza, Krall. W spotkaniu uczestniczyli dwaj pisarze, których książki ukazały się w Rosji w jej przekładach: Wiesław Myśliwski i Andrzej Bart, a prowadził je Bronisław Maj. - Nie powinno się nazywać autorów przekładu tylko tłumaczami. To są prawdziwi twórcy, którzy po prostu piszą nową książkę w swoim własnym języku - oddawał hołd Starosielskiej Wiesław Myśliwski. A Andrzej Bart uzupełniał: - Niestety, prawdziwych twórców i mistrzów przekładu jest niewielu, można wyliczyć na palcach jeden ręki, tym bardziej należy doceniać tych najlepszych.

Ksenia Starosielska, której dziadkowie byli łodzianami (kolejny "powrót"), odebrała nagrodę Fundacji Kultury Polskiej za promocję literatury polskiej w Rosji. Pojawił się też inny rosyjski akcent: wieczór dedykowany Josifowi Brodskiemu. Jednym z uczestników spotkania była prof. Zofia Ratajczak, wieloletnia przyjaciółka Brodskiego, która poznała go w latach 60. w Petersburgu. Spotkania cieszyły się sporą popularnością, podobnie jak skromna filmowa część festiwalu: pokazy filmów Grigorija Aleksandrowa, klasyka kina radzieckiego, i przegląd dokumentów w kinie Cytryna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji