Artykuły

Zagraj to jeszcze raz, Charlie

- Ubóstwiam tonację nie do końca na serio. Teatr - poza tym, że rozważa "być albo nie być" - jest szczególnym miejscem jarmarku, zwyczajnej frajdy - mówi reżyser PIOTR CIEPLAK. Na sopockiej Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże kończy właśnie pracę nad spektaklem "Charlie bokserem"

Premiera spektaklu "Charlie bokserem" w najbliższą niedzielę otworzy oficjalnie nową Scenę Kameralną oraz zainauguruje sezon artystyczny Wybrzeża. Fabuła przedstawienia zbudowana jest wokół jednej z najważniejszych ikon XX wieku - nieśmiertelnej postaci Trampa, którą powołał do życia w swoich filmach Charlie Chaplin. W tego bohatera na scenie wcieli się Leszek Bzdyl, jeden z czołowych polskich tancerzy, współzałożyciel i lider gdańskiego Teatru Dada von Bzdülöw. Bzdyl współpracuje z Cieplakiem już od kilkunastu lat, będąc autorem ruchu scenicznego do wielu najlepszych realizacji tego reżysera.

Mirosław Baran: Jak to się stało, że bohaterem pana najnowszego spektaklu został chaplinowski Tramp?

Piotr Cieplak*: - Scenę walki bokserskiej ze "Świateł wielkiego miasta" Chaplina, która jest punktem wyjścia naszego spektaklu, zobaczyłem kiedyś w knajpie na telebimie. Cała niezwykłość sytuacji polega na tym, że w tle leciała bardzo ostra muzyka, chyba jakaś rosyjska grupa drum'n'basowa. Zderzenie obrazów, które się zna i kojarzy z mocną muzyką wytrąciło mnie z "rutynowego" odbioru. I zobaczyłem nagle dramatyczną, śmieszną i współczesną przypowieść. I pomyślałem, że warto zrobić to na scenie w teatrze, choćby miało trwać zaledwie piętnaście minut. A jeśli już z kimś miałem to zrobić, to oczywiście z Leszkiem Bzdylem. Bo nie ma w Polsce innego człowieka, któremu można by to w ogóle zaproponować. Potem zaczęły się debaty, co będzie w spektaklu przedtem, co potem, w jakim kontekście scenę walki ulokować, jak ją skomentować. Z tego powstał cały spektakl.

Scena walki otworzy przedstawienie. Zatem: co będzie potem?

- To, co się potem zdarzy, jest bardzo proste. Ale jak wiadomo, wszystkie rzeczy proste są skomplikowane. I na odwrót. Do czego służy teatr? Jak teatr ma się zabrać do świata i do nas samych? Fakt, że otwieramy "Charlie bokserem" nową scenę tym bardziej nas upoważnia, żeby porozmawiać o teatrze. Nie o własnym pępku, ale o sztuce: czy ona nas opisuje czy nie, czy robi to obiektywnie czy subiektywnie. "Charlie" będzie zatem przedstawieniem także o teatrze, o różnych sposobach dobierania się do niego. A poprzez teatr - do świata.

Wiadomo, że tych sposobów jest nieskończenie wiele. Ale zawsze się coś wybiera. Jakiś świat, konwencję, ton. Rezygnuje się tym samym z pozostałych, a chciałoby się mieć na scenie wszystkie na raz. Mamy zatem w "Charlie bokserem" spory galimatias. Pomysły na teatr się mnożą; coś się wybiera, ale się jest ciągle z tego niezadowolonym, czegoś nie wystarcza. W tej naszej rozmowie o teatrze postać Charliego ciągle powraca. Jest on kimś w stylu mistrza ceremonii. I do niego należy ostatnie słowo.

Widzowie w Trójmieście mogli w ostatnim czasie obejrzeć dwie pana realizacje. Bardzo różne: "Fantazy" Słowackiego w Teatrze Miejskim w Gdyni, zbudowany przede wszystkim na słowie oraz taneczne "Przed południem, przed zmierzchem" Teatru Dada von Bzdülöw bez ani jednego słowa. Czego mogą się spodziewać po "Charlie bokserem"?

- Nasze przedsięwzięcie jest niecodziennie, dla mnie zupełnie nowe, bo kompletnie niejednorodne. Jest w nim dużo tańca; za pomocą ruchu i ciał aktorów bardzo dużo jest powiedziane. A znów chwilami dużo się na scenie gada. Do tego na ekranach pojawią się obrazy, które naszej podróży przez teatr i świat będą towarzyszyć. Całość jest takim świadomie paradoksalnym collagem teatru.

Ten zabieg bierze się chyba z przekonania, że nie ma jednego sposobu na teatr. Po przejściu jakiejś drogi okazuje się, że interesująca jest każda następna. Mało tego: pal sześć teatr i konwencje teatralne. Mówię o życiu. Ustalanie poglądów na to, jak ten świat wygląda, zależy od wielu rzeczy, często od przypadku. Świat wygląda inaczej i o sobie myślę inaczej, gdy boli mnie ząb, a zupełnie inaczej, gdy jest słoneczne przedpołudnie, a ja właśnie wróciłem z parku. Nie próbuję jednak przez to powiedzieć, że co tydzień chcę mieć nową żonę. Słowem: do naszych utartych definicji, przekonań politycznych czy religijnych należy podchodzić z szacunkiem i dystansem zarazem. To zawsze dynamiczna sytuacja i słowo "niewiedza" jest mi bardzo bliskie.

"Charlie bokserem" będzie pana kolejnym spektaklem - po chociażby wspomnianym "Przed południem, przed zmierzchem" czy "Utworze sentymentalnym na czterech aktorów" Teatru Montownia - w którym pojawia się stylistyka kina niemego czy slapstickowe gagi.

- Słowa często zamazują istotę rzeczy, są zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. To, co się liczy, to żywioł ciała, gest, który wystarcza za wiele. Gdy mówimy o slapsticku - to zabawa musi być. Wyjątkowo hołubię takie - wydawałoby się - niskie gatunki. Wszyscy bywają, ja także, nadęci, tacy dorośli, jakby pozjadali wszystkie rozumy. Żywioł spontaniczności i dziecinady wypieramy z siebie. Nasze sprawy wydają się strasznie poważne, ale gdy spojrzeć na siebie z zewnątrz, to jesteśmy w jakimś kukiełkowym teatrze. Ubóstwiam tonację nie do końca na serio. I ona bynajmniej nie jest żadnym okrutnym oskarżeniem ludzkości. Teatr - poza tym, że rozważa "być albo nie być" - jest szczególnym miejscem jarmarku, zwyczajnej frajdy. Teatr, który wyjątkowo się nadyma i każe mi się ciąć zaraz po spektaklu, jest po prostu nudny.

Bohater Chaplina to nie tylko zabawny i nieporadny bohater, ale także postać głęboko humanitarna i empatyczna. Ile z cech filmowego Trampa będzie miał wasz bohater?

- Tramp w ogóle prezentuje postawę, którą można nazwać mądrościową. Ja w nim widzę mistrza zen. Oczywiście jak Bzdyl przeczyta to w gazecie, to zawału dostanie. Każdy mistrz zen usłyszawszy, że jest mistrzem zen, umarłby ze śmiechu. I na tym to polega. Będąc głupkiem, frantem, człowiekiem niepoważnym, Tramp zarazem wyznacza nam jakiś głęboki kierunek myślenia. Właśnie to zobaczyłem wtedy w knajpie. Było to dziesięciokrotnie mocniejsze niż prawdziwe walki bokserskie, objawiła mi się nagle heroiczna, śmieszna, zaangażowana i zdystansowana zarazem postać. Czyli - mistrz zen ze wszystkich znanych przypowieści. "Mistrzu, powiedz mi jak żyć, to doznam oświecenia - mówi uczeń. A mistrz go plask w gębę!".

Mówił pan o "Charlie bokserem", że po raz pierwszy wpuści pan na scenę dużo improwizacji.

- Oczywiście nie jest tak, że "co wyjdzie, to wyjdzie". Na takie rzeczy sobie nie pozwalam. W końcu Teatr Wybrzeże płaci mi za reżyserowanie, a nie mówienie "hulaj dusza". Jednak świadomie w dyscyplinę spektaklu i pełną organizację sceny - które są mozolnie, od wielu, wielu tygodni wypracowywane - wpuszczam szczyptę anarchii. Próbując być w tym wiernym Charliemu Chaplinowi.

"Charlie" będzie pierwszym spektaklem, który powstał na nowej Scenie Kameralnej w Sopocie. Jak się na niej pracuje?

- Dobrze wpisaliśmy się w przestrzeń Sceny Kameralnej; teraz sobie nie wyobrażam, żeby to przedstawienie można było zagrać gdzie indziej. Z przyjemnością można powiedzieć, że wszystko jest tu nowe, świeże i czyste. Wbrew wszystkim malkontentom, którzy uważają, że nić się nie da już zrobić, stworzenie takiego nowoczesnego obiektu i świetnej sali teatralnej jest dowodem, że jeszcze nie pora umierać.

Jakie ma pan plany artystyczne na najbliższą przyszłość? I dlaczego wspólnie z Leszkiem Bzdylem?

- Bo się lubimy! Przyjaźnimy się z Leszkiem i jeszcze się sobą nie znudziliśmy. Będziemy razem robili w Teatrze Starym w Krakowie "Czekając na Godota" Samulea Becketta. A wcześniej w warszawskim Teatrze Żydowskim przygotuję "Księgę raju" Icyka Mangera.

Rozmawiał Mirosław Baran

* Piotr Cieplak (rocznik 1960) jest jednym z najważniejszych współczesnych polskich reżyserów teatralnych. Studiował teatrologię w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie i reżyserię w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. Cieplak sięga po teksty rozmaitych autorów, m. in. Szekspira, Wyspiańskiego, Słowackiego, Pilcha; na koncie ma także adaptację "Księgi Hioba" i autorskie realizacje. Trójmiejscy widzowie mogli obejrzeć w ostatnim czasie trzy realizacje Cieplaka. W Teatrze Miejskim w Gdyni przygotował "Fantazego" Juliusza Słowackiego. "Przed południem, przed zmierzchem" Teatru Dada von Bzdülöw w reżyserii Cieplaka można było zobaczyć na zeszłorocznym Gdańskim Festiwalu Tańca. W trakcie zeszłorocznego Festiwalu Wybrzeże Sztuki w Gdańsku gościły także wyreżyserowane przez Cieplaka "Szczęśliwe dni" Samuela Becketta z warszawskiego Teatru Polonia.

Nowa Scena Kameralna

Przeprowadzka Sceny Kameralnej Teatru Wybrzeże była nie daleka - z jednej kamienicy przy sopockim Monciaku (obok kina Polonia) do drugiej (w budynku dawnego kina Bałtyk, przy ulicy Bohaterów Monte Cassino 30). Przenosiny planowano już od początku 2005 roku, jednak inwestycja okazała się wyjątkowo trudna (m. in. ze względu na zwartą zabudowę dookoła budynku). Gdy już ruszyła, same prace trwały 10 miesięcy. Scena Kameralna kosztowała 8,5 mln zł i w całości została sfinansowana przez samorządy: urząd marszałkowski i miasto.

- Nowa Scena Kameralna, podobnie jak cały budynek, wyposażona jest w klimatyzację, jej widownia może pomieścić nawet 250 osób - mówi Grzegorz Kwiatkowski z Teatru Wybrzeże. - Obiekt jest przystosowany dla osób niepełnosprawnych. Dysponuje nowoczesnym zapleczem technicznym. A powierzchnia sali teatralnej, w sumie 250 mkw., nie ma stałego podziału, umożliwia różne ustawienia widowni i umiejscowienie tzw. sceny. To ogromny atut w wystawianiu współczesnej dramaturgii.

Choć oficjalnie Scena Kameralna zacznie działalność w niedzielę premierą "Charlie bokserem" w reż. Piotra Cieplaka, to spektakle grane są na niej od końca czerwca tego roku. W nowej przestrzeni można było zobaczyć m. in. "Między nami dobrze jest" TR Warszawa w reż. Grzegorza Jarzyny w ramach Festiwalu Wybrzeże Sztuki, przedstawienia tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Szekspirowskiego czy przeniesionego ze Sceny Malarnia "Słodkiego ptaka młodości" Tennessee Williamsa w reż. Grzegorza Wiśniewskiego. Także w czerwcu miało miejsce uroczyste oddanie sceny aktorom Teatru Wybrzeże: przenieśli oni wtedy ducha teatru - symbolizowało go kilkaset baloników z przyczepionymi tytułami wszystkich premier - ze starego budynku do nowego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji