Artykuły

Mamy tylko tyle

Paweł Łysak wydobył ze sztuki Villqista wątek niezwykły: jego bohaterowie bawią się w życie, bo żyć naprawdę już się nie da. W zabawie wszystko jest zazwyczaj na niby, jakby, nie naprawdę, trochę śmiesznie. Oni "bawią się" ze śmiertelną powagą. Do końca.

Na zniszczonych deskach ułożonych w Malarni scenograf ustawił stary stół, krzesło, stołek, dwie szafki - na jednej z nich radio, na drugiej miska i dzbanek. Są jeszcze dwie wysokie, jasne ściany zamykające scenę z dwóch stron. Ścianą trzecią i czwartą jesteśmy my - widzowie.

A wewnątrz, w tym zamknięciu? Oto brzydka, chuda Karla w burej, postrzępionej sukience. Oto brzydki, gruby Helver w podkoszulku, majtkach i czarnych skarpetkach. Mamy ich na wyciągnięcie dłoni. I nie możemy odwrócić oczu od tego, co się dzieje w ich mieszkaniu, choć często wolelibyśmy spuścić głowę, zacisnąć powieki, zatkać uszy... "

Helver jest chory - w jego wielkim, męskim ciele mieszka upośledzony mały chłopiec. Karla jest chora: wątłymi ramionami próbuje ogarnąć cały rozsypany świat, żeby odpokutować dawne winy - przed laty oddała do zakładu swoje dziecko.

Na ścianach ich mieszkania -jak w oknie, którego tu nie ma, czy jak na ekranie wielkiego telewizora - wyświetlają się obrazy dziarskich sportowców prężących muskuły i szczerzących zęby oraz tłumne marsze oświetlane płonącymy pochodniami. Gdzieś poza nami wszystkimi przewala się nawałnica jakiejś upiornej walki, słychać skandującą masę, napędzającą się w niszczeniu, podpalaniu, zabijaniu...

Za chwilę dosięgnie i tego miejsca, ale jeszcze nie. Jeszcze jesteśmy z Karlą i Helverem, z tym wszystkim, co się dzieje między nimi. A to chora niewinna miłość. Oni nie są parą kochanów, nie są matką i synem, nie są rodzeństwem. Ot, obcy ludzie, którzy spotkali się w życiu jakimś zrządzeniem losu - w równym stopniu skazani na siebie, co tym spotkaniem uratowani. Próbują bowiem żyć. Wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi, wbrew przyjętym normom, regułom. To takie życie na niby. Karla wyprawia Helvera w świat, jakby był mężczyzną, rzeczywiście gotowym do noszenia munduru oraz kupowania biletu na dworcu. Helver poddaje ją musztrze - której sam się przed chwilą nauczył - ze wszystkimi konsekwencjami tego faktu, aż do użycia przemocy. Karla opowiada mu swoje życie, jakby naprawdę mógł ją zrozumieć. Karla uczy go gotowych odpowiedzi na pytania lekarza, jakby mógł od tego wyzdrowieć, wiedzieć...

Pokaleczeni i poranieni nie są zdolni do "normalnego" życia. A jednak to ich niby-życie ma wszelkie znamiona prawdy. W końcu wydaje się bardzo podobne do naszego własnego. Karla i Helver mają niewiele do dania sobie nawzajem, do obronienia się przed wrogim światem. Prawie nic. My tak naprawdę też mamy tylko tyle, co oni. Albo jeszcze mniej.

Ta wiarygodność możliwa jest dzięki aktorom. Przede wszystkim Michałowi Jarmickiemu, który staje przed widzami niemal nagi w poczuciu, że skoro jesteśmy ścianami mieszkania, w którym mieszka Helver, nie możemy go skrzywdzić. I nie krzywdzimy.

Paweł Łysak nie proponuje nam teatru psychologicznego w tradycyjnym rozumieniu. W jego przedstawieniu aktorstwo opiera się na intensywnym wyrażaniu (czy wręcz wywalaniu) emocji i na bardzo fizjologicznej obecności aktorów na scenie, wobec widzów. Bywa ona dla tych widzów uciążliwa, męcząca, niewygodna. Ale ja za nią bardzo dziękuję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji