AK, zapluty karzeł reakcji
Wielu z nas pamięta to hasło, rozpowszechniane za czasów Bieruta w licznych plakatach. Pamiętam je oczywiście i ja, ale nie oczekiwałam, że w wolnej Polsce ujrzą na ekranie telewizyjnym nową wersję tego hasła, mocną rozbudowaną i wzbogaconą. Chodzi o film "Do piachu" T. Różewicza w reżyserii K. Kutza, emitowany 28 IX w porze "największej oglądalności". Jasno wynika z niego, że partyzanci AK zajmowali się wyłącznie piciem, rzyganiem, sporem o latryny oraz rozstrzeliwaniem zacnych kmiotów.
Zapewne fakty takie się zdarzały, ale znamienne jest, że autor niczego poza nimi nie zauważył. Można ubolewać, że świetny poeta widzi walkę z okupantem wyłącznie w perspektywie kloacznej i że dał przykład nienawiści wręcz patologicznej. Przyznać trzeba, że przed projekcją wyraził wątpliwości co do publicznego pokazu swego dzieła i widocznie chęć podzielenia się odpowiedzialnością skłoniła go do wezwania w sukurs dwu rozmówców. Starali się oni (niezbyt udanie) przekonać widzów do zalet estetycznych i poznawczych filmu. Zdumiewa, że jeden z nich ma za sobą piękną kartę walki w szeregach AK i sam nigdy niczego brudnego nie napisał. Czegoś tu nie rozumiem. Wiele się mówi o tym, aby nie obrażać uczuć innych nacji - i słusznie. Natomiast w telewizji dopuszcza się obrażanie uczuć Polaków, ośmieszając ich tragiczną walkę z podwójną okupacją. Świadomość strasznego, losu, jaki spotkał członków AK opuszczonych przez aliantów, katowanych przez gestapo i wykończonych w sowieckich łagrach jest powszechną świadomością narodu. Toteż filmu T. Różewicza nie można odczytać inaczej niż jako pełne satysfakcji kopanie zwyciężonych. Chwyt to znany z niedawnej przeszłości, ale nie mający nic wspólnego z etyką i estetyką w najszerszym rozumieniu. Płaski naturalizm, filmu, brak elementu transpozycji, podkreślony jeszcze przez trywialną reżyserię, pozbawia ten utwór także wartości artystycznych. Dopuszczenie go do transmisji teraz, gdy żyją jeszcze żołnierze AK, ludzie pełni poczucia krzywdy i goryczy, uważam, za haniebne i nie jestem w tym poglądzie odosobniona. A jak rozumieć reklamowanie w tv periodyku J. Urbana, człowieka, który plugawymi oszczerstwami podjudzał atmosferę bezpieki do zabójstwa księdza Jerzego? Czy audycje takie i takie reklamy uzgadniane są z prezesem Drawiczem? Jeśli wyraził na nie zgodę, to złą przysługę wyświadczył obecnemu rządowi, a to wobec zbliżających się wyborów jest sprawą ważną.