Artykuły

Zamiary i siły

PRZYPUSZCZAM, ŻE DOC. JERZY JAROCKI - przygotowując ze studentami Wydziału Aktorskiego PWST w Krakowie sztukę japońskiego dramaturga Kobo Abe, Przyjaciele - skorzystał z okazji, która ograniczała możliwości obsadowe tego spektaklu. Okazja to bowiem szczególnego rodzaju, żeby czarną komedię - rozgrywającą się zarówno w środowisku japońskim (choć z amerykańskimi oraz zachodnio-europejskimi wpływami idei tzw. życia we wspólnocie), jak i w wyraźnie zróżnicowanym wiekowo zestawie postaci scenicznych - przekształcić w młodzieżowy dramat okrucieństwa. Okrucieństwa spotęgowanego komediowo-farsowymi sytuacjami i techniką prowadzenia dialogów. Co jeszcze bardziej zwiększa ładunek dramatyczny, spiętrzając kwestie Przyjaciół (w podwójnym cudzysłowie) do wymiarów niemal absurdalnych. Nie na tyle jednak sprawy ukazywane ze sceny nie budziły skojarzeń z rzeczywistością. Wcale nie tak egzotyczną, a więc odległą od znanych nam mechanizmów przewrotnej demagogii, której granice są nieraz płynne. A w ruchach i buntach młodzieży anarchizującej, lewackiej czy tylko sfrustrowanej podziałami zachodniego świata na sytych i biednych - demagogie różnego kalibru natrafiają na szczególnie podatny grunt.

Toteż Jarocki, jak sądzę, sięgnął po utwór Kobo Abe dla sceny studenckiej po to, żeby nie przebierać i charakteryzować młodych wykonawców w stroje i maski dorosłych (Babcia 80-letnia, Ojciec, Matka) - lecz ukazać młodzieżową rodzinę wspólnoty w kształcie uogólnienia tęsknot za życiem bez lęku samotności poprzez szerzenie idei miłości sąsiedzkiej. A ponieważ japoński pisarz buduje swoją czarną komedię na spięciach rzekomego posłannictwa, które ma służyć ogólnej przyjaźni ludzi - z perfidią cynizmu tanich demagogów przynoszących "przymusowe" szczęście - gra wydaje się warta przysłowiowej świeczki. Wystarczy zestawić początkowe kwestie sztuki: Musimy odnaleźć samotnych i zagubionych i zanieść im naszą miłość i przyjaźń. My posłańcy miłości, ukoimy ich samotność - z wypowiedzią bohatera uszczęśliwianego przez nich: zgraja obcych ludzi ładuje mi się do domu i w najlepsze zamieszkują sobie, jakby mieli do tego pełne prawo - by poznać, z jak przewrotnych przesłanek rodzi się konflikt Przyjaciół. Tym więcej, że bohater stopniowo ulega presji, terrorowi upiornych pasożytów, którzy zapewniając, że wszystko czynią dla jego dobra - zmuszają do rezygnacji z godności własnej, zamykają w klatce jak zwierzę, a w końcu - na tle intryg "wewnątrzrodzinnych", w wyniku zazdrości dwóch córek ubiegających się o względy "rozmiękłego" mężczyzny - zabijają go przy pomocy trucizny. Też z... miłości do niego.

Są więc Przyjaciele komedią kompromisów - a zarazem okrutnym żartem o pięknych hasłach, które przysłania bardzo brzydkie intencje. I jeszcze brzydkie czyny. Choć na pozór, działania są tu logicznymi wnioskami z równie logicznych inspiracji.

A CO SIĘ DZIEJE w przedstawieniu? Jarockiego - tym razem - zawiodła intuicja. Młodzieżowy model, wykrojony z komedii Kobo Abe nie sprawdził się na scenie. Niedoświadczeni aktorzy nie potrafili odkryć podwójnego dna komedii przekazywali Przyjaciół w jednym, spłaszczonym wymiarze. Co gorsze, w wymiarze tak dosłownie uogólnionym, że zamiast żartu teatralnego z cienką powłoką absurdalną - zrobił się nagle dramat serio, przetykany dość pogrubionymi aluzjami. Z przyciężkim, jak na wiotkie barki młodych artystów, bagażem spraw nie do rozwiązania w sensie warsztatowym. Amatorski styl gry wyeliminował w przeważnej mierze subtelności dowcipu scenicznego. Śpiewano - a chodzi przecież o adeptów szkoły teatralnej - poniżej obowiązującej wiedzy o środkach zastępczych, czyli parlandzie. Spektakl jakby się Jarockiemu rozkleił, a wykonawcy nie umieli go zewrzeć w dialogach. Szwankowała też dykcja i zaledwie parę nastrojowych sytuacji przypominało, że jesteśmy w przedsionku zawodowego teatru.

Oczywiście, nie jest to całkowite zaskoczenie. Ale jednak jakiś sygnał ostrzegawczy, że obniża się z roku na rok przeciętna sprawność narybku aktorskiego. Nie najlepiej jest z prezencją zewnętrzną oraz z wrodzonymi zdolnościami scenicznymi. Nabyte zaś umiejętności warsztatowe są minimalne i można by - na podstawie sprawdzianów w spektaklach "ćwiczebnych" - aktorów in spe z prawdziwego zdarzenia wyliczyć na palcach jednej ręki. Obym się mylił!

Eksperyment z Przyjaciółmi nie bardzo się więc udał. Przeliczył się chyba Jarocki, przymierzając okrojoną z realiów japońskich wersję sztuki do młodzieżowej koncepcji teatru uniwersalnego. Nie było "czarnej komedii" o wilkach w owczej skórze. Był studencki, teatrzyk, który może powstać w każdym środowisku młodzieży uwrażliwionej na demagogię i aluzje - najmniej przypominający finezję środowiska artystycznego spod znaku i profesji Melpomeny..

A może jednak wybór sztuki na scenę szkolną okazał się bardziej ryzykowny, aniżeli się to w lekturze wydaje?

OBSADĘ SPEKTAKLU podaję według kolejności nazwisk, wydrukowanych w programie; Mężczyzna - A. Mikołajczak (i R. Frankl), Narzeczona - Ewa Badora, Babcia - Anna Chudzikiewicz, Ojciec - Cz. Nowacki (i T. Radecki), Matka - Magdalena Ufir, I Syn - J. Tomaszewski (i J. Sadowski), II Syn - A. Wysocki (i A. Nowakowski), I Córka - Marta Zdybicka, II Córka - Agnieszka Mandat, III Córka - Teresa Pawłowicz, Dozorczyni - Małgorzata Perczyńska, Dziennikarz - J. Parandyk (i H, Nolewajka), St. Policjant - J. Czernecki, Mł. policjant - W. Leśniak. Scenografia: Jerzy Kałucki, Muzyka - Stanisław Radwan.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji