Artykuły

Proces

Jerzy Jarocki jest reżyserem, który tworzy swój teatr w sposób rozważny i racjonalny, opierając się na warsztacie pewnym i efektownym w swojej doskonałości. Można by więc powiedzieć, że jest to teatr zimny, oschły. Ale przecież tak nie jest, a to z tego powodu, że Jarocki wybiera dla swojego teatru sztuki czy tematy będące odwrotnością wyżej przypisanych mu cech. Choć chłodny i racjonalistyczny - lubi prezentować, szaleństwo, dwuznaczność;, irracjonalizm. Tak jest także i z jego ostatnim utworem scenicznym, jakim jest adaptacja powieści Franciszka Kafki pod tytułem "Proces". Powieść ta to, jeden z najbardziej znanych utworów literatury nowoczesnej, chociaż powstała około roku 1920. Trudno zliczyć krytyków, filozofów i pisarzy, którzy poddawali ją analizie, powoływali się na nią i nawiązywali do niej. Została uznana - jak i cała twórczość Kafki - za jedno z najbardziej przejmujących i prawdziwych ujęć rzeczywistości ludzkiej w XX wieku.

Czym jest ta powieść? Jest przypowieścią, podobną do dawnych przypowieści znanych z mitologii czy z Biblii. Podobieństwo to polega przede wszystkim na tym, że opowiedziana przez Kafkę histeria jest uniwersalna i zarazem dosłowna. To znaczy, może zostać odniesiona do wielu ludzkich losów i równocześnie da się z niej odczytać konkretny, historycznie sprawdzalny obraz nastrojów, myśli, uczuć, lęków i namiętności, typowych dla austriackiego mieszczaństwa początku XX wieku. Tak skonstruowany utwór musiał prędzej czy później zainteresować Jarockiego, ze względu na to, że struktura tego utworu odpowiadała strukturze duchowej tego artysty.

Z jednej strony bowiem znajdziemy tam dosłowność szczegółu obyczajowego melancholijnej, wzruszającej i ładnej (dla nas, nie dla tamtych ludzi!) epoki; ze strony drugiej - skrywający się pod tą obyczajowością nieco senną, nieco histeryczną, nieco obsesyjną - przepastny obraz ludzkiego losu, tragicznego, i ponurego. To przypowieść wtajemniczonego, który poznał drugą prawdziwą twarz bytu, i daje nam - zwykłym, nieświadomym całego okrucieństwa świata śmiertelnikom - niejasne sygnały z tej przepaści. Taka konstrukcja musiała odpowiadać Jarockiemu, który mógł Wydobyć z niej i jaskrawy, przerysowany, "hiperrealistyczny"' szczegół obyczajowy, tak przerealniony, że aż nierealny, właśnie taki, jaki pojawi się w grafice ekspresjonistycznej i we współczesnym "hiperrealizmie". A mógł także odsłonić pod tą materią zbyt materialną, pod tymi faktami zbyt namacalnymi, pod tymi słowami zbyt dosłownymi, nierealność, dwuznaczność, szaleństwo i obsesyjność. Z przestrzeni scenicznej, zbudowanej jak przestrzeń snu paranoika lub jak dekoracje ekspresjonistycznych filmów niemieckich z tych właśnie lat 20-tych zdołał wydobyć zarówno więzienne przytłoczenie geometrią tej przestrzeni jak i odebrać jej wszelką namacalność, rozmazać kontury, odrealnić sprzęty. I takie właśnie jest to przedstawienie, zamykające się między konkretem i nieokreślonością, brutalnym szczegółem i alegoryczną wieloznacznością.

Sceniczny Józef K. - bohater powieści Kafki - zawieszony jest więc między realnym życiem a snem, między zwiewnością snu a jego materialną realizacją. Ten nerwicowiec (gdy ocenić go w kategoriach normy społecznej) czuje się oskarżony, obwiniony i skazany przez sąd, który jest wszystkim co go otacza, przez sędziów, którymi są wszyscy, którzy go otaczają. Przepływają oni wokół niego, koło niego, nad nim i pod nim, w klatkach schodowych, brudnych hotelikach, ciemnych zaułkach, kuchniach, biurach, poczekalniach, w korytarzach o podejrzanie zwężających się ścianach i przerażająco opadającym na głowę, przytłaczającym człowieka suficie. I wszystko to na jednej, małej, płytkiej i staroświeckiej scenie Teatru Starego. Dzięki Skarżyńskim (którzy zbudowali dekorację) i dzięki Jarockiemu (który to wszystko wymyślił) ta niewielka scena przemienia się w labirynt obrzydliwego, ponurego, złowrogiego miasta, w labirynt zamykający w sobie błądzącego w nim bohatera, i inne cienie ludzkie. W przedstawieniu tym, gdzie słowo gra zasadniczą rolę (jest to bowiem tekst powieściowy najmniej chyba sceniczny ze znanych mi powieści) na plan pierwszy wysuwa się obraz sceniczny. To wielkie zwycięstwo sztuki teatralnej Jarockiego. W efekcie otrzymujemy cykl ciemnych, mrocznych obrazów - zamazanych i nastrojowych, gdzie kontury zlewają się, gdzie postacie nikną w cieniach ile oświetlonych wnętrz, gdzie grają walory wielkich płaszczyzn, skomponowanych z geometryczną precyzją i metafizycznym smutkiem. Scena labirynt jest zarazem - sceną zamkniętego świata, świata będącego więzieniem. Ta obsesja miasta-więzienia jest typowym motywem sztuki tamtej epoki, jest motywem modernistycznym. Całe to przedstawienie jest bardzo modernistyczne. I jest bardzo estetyczne, może zbyt estetyczne jak na to, czym jest w istocie. Bo przecież w istocie jest opowieścią obrzydliwą o losie człowieka zabijanego, o losie ludzkości umierającej w grzechu. Ta śmierć jest za ładna, ten grzech zbyt dobrze obmyślany pod względem artystycznym; pod szaleństwem kryje się zbyt klarowna, klasyczna konstrukcja. No a poza tym jeszcze jedna, wielka rola Jana Nowickiego, może trochę bardziej przygaszonego jak u Wajdy czy Swinarskiego, ale przecież zawsze tego samego, świetnego, nowoczesnego aktora. No i świetne role kobiece od rozwiniętych, do epizodycznych, niemych. Role zawierające w sobie ważny element spektaklu, wielką emocję jego twórcy. Doskonały, bardzo teatralny teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji