Artykuły

Tango na katafalku

"Tango" w reż. Bogdana Cioska w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Czy Teatr Zagłębia z Sosnowca wróci do łask teatromanów i wypracuje w tym sezonie mocną markę? Jaskółką teatralnej wiosny i artystycznego przebudzenia miało być pokazane premierowo w sobotę "Tango" Sławomira Mrożka.

Dyskusje po premierze otwierającej sezon 2008/2009 w Teatrze Zagłębia doprowadziły do powołania rady programowo-artystycznej. Wtedy jednak repertuar był już zaplanowany i dopiero teraz na afiszu pojawią się pierwsze propozycje wypracowane i zaopiniowane przez to grono.

"Tango" Bogdana Cioska na pewno nie burzy teatralnego tabu. Spektakl jest stonowany i klasyczny. Taką zresztą linię repertuarową obrał sosnowiecki teatr, w którym nie najlepiej wychodzą eksperymenty. Jeżeli przyjmiemy, że na tę scenę nie mają raczej wstępu reżyserzy młodego pokolenia dekonstruującego teksty dramatyczne, w stylu Michała Zadary czy Moniki Strzępki, to nawet w ramach klasyczności nie może zabraknąć inscenizacyjnej iskry. Czegoś, co sprawia, że ze spektaklu nie wychodzimy może zaskoczeni, ale przynajmniej zachwyceni. W sosnowieckim "Tangu" aktorzy i reżyser znają wszystkie choreograficzne kroki, jednak zabrakło im temperamentu, który w tym tańcu jest nieodzowny.

Zaczyna się obiecująco. Nie groteskowo, lecz mrocznie. Babcia nie jest ubrana w słynną jaskrawą suknię, trampki i dżokejkę. W mroku siedzi kilku karcianych graczy, w tle stoi katafalk, obok dziecięcy wózek w kolorze matowej czerni. Scenograf Jerzy Kalina zostawia nas w swoistej trupiarni, małym piekle o nienaturalnie wykrzywionych ścianach. Katastrofa wisi w powietrzu. Tym razem nie będzie buntu, nie będzie walki, nie będzie burzliwego sporu starych z młodymi. Tu każdy bohater i jego obumarłe idee nadają się wprost na katafalk.

Ciosek pokazał rodzinę w ostatnim stadium rozkładu. Nie wyjaśnił jednak publiczności, dlaczego zdecydował się na ten krok. Na dodatek mroczną, trupią atmosferę przedstawienia (niewątpliwy atut spektaklu) burzą niewspółgrające ze sobą temperamenty sceniczne poszczególnych postaci. Ciekawy w koncepcji Cioska jest Stomil (Zbigniew Leraczyk), najbardziej znudzony rzeczywistością, który frazę: "dajcie mi Boga, a zrobię z niego eksperyment!" potrafi powiedzieć z największą obojętnością. Nie ma on jednak partnera ani w zdziwaczałym, groteskowym Eugeniuszu (Andrzej Śleziak), ani w rozhisteryzowanym Arturze (szkoda roli Michała Bałagi, który na tej scenie zdążył już pokazać swój aktorski pazur). Niekonsekwentna jest także Ryszarda Celińska i jej rola Eleonory. Z rozerotyzowanej kokietki zamienia się w drugim akcie w kobietę tragiczną, która ostatkiem sił walczyła o miłość. Staje się nagle mityczną Fedrą i świadoma ciążącej nad kobietami klątwy zdradza tajemnice cierpienia i upokorzenia swojej następczyni Ali. Aktorsko zwycięzcą od początku do końca jest tu tylko Artur Hauke i jego Edek, którego programowe "chamstwo" jest powściągliwe, ale w konsekwencji staje się najbardziej groźne i niebezpieczne.

Ostatecznie w świecie Mrożka, gdzie po założeniu gorsetu tradycji i konwenansów bohaterowie boją się, że zanudzą się na śmierć, nuda zagraża także widzowi. Ta jaskółka wiosny nie czyni i na repertuarowy sukces Teatru Zagłębia trzeba będzie poczekać przynajmniej kolejny miesiąc. Szansę ma Grzegorz Kempinsky, który przygotowuje na październik "Łysą śpiewaczkę" Eugene'a Ionesco.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji