Artykuły

Dulszczyzna po amerykańsku

MOTTO:

Czasem trzeba brutalności,

by wylansować swoją subtelność

Stanisław Jerzy Lec

Edward Albee, czołowy przedstawiciel średniego pokolenia dramaturgów amerykańskich, wzbudza w świecie swą twórczością równie wiele zachwytów, co oburzenia i sprzeciwów. Tworzy on bowiem teatr, który nazwać by można. - teatrem szoku. Jego komedie, z pozoru "normalne", tkwiące głęboko w tradycji naturalizmu sceny amerykańskiej, komedie o mistrzowskich dialogach i świetnej konstrukcji dramaturgicznej, uderzają widza jak obuchem w głowę siłą społecznej krytyki, odwagą obnażania ludzkich wnętrz - wśród śmiechu i zabawy przekornie oscylując ku zapierającej dech w piersiach makabrze.

I choć polskiego widza, nie trawiącego w swej masie ani beckettowskiego teatru absurdu, ani czarnej komedii Pintera, "mocne" (także w słownictwie!) sztuki Albeego mogą razić i gniewać - wydaje się, że nie może być nieobecny w polskim teatrze słynny ten pisarz, pisarz o wyraźnie postępowych tendencjach swej sztuki (dramat anty rasistowski "Śmierć Bessie Smith"), pisarz interesujący się życiem krajów socjalizmu (wizyty w Związku Radzieckim i krajach naszego obozu - także w Polsce), pisarz wsławiony w całym świecie znakomitym filmem, osnutym na tle jego komedii "Kto się boi Virginii Woolf?" (pamiętamy krakowski spektakl tej sztuki sprzed lat kilku...), pisarz wreszcie, wyróżniany czołowymi nagrodami literackimi Ameryki (nagroda Pulitzera za "Chwiejną równowagę", notabene najmniej makabryczną z dotychczasowych sztuk Albeego, graną przed dwoma laty we wrocławskich "Rozmaitościach").

Tym bardziej, że sztuki jego, metodą psychologicznego wstrząsu silnie działając na odbiorcę, wiodą do poważnej zadumy, wnikliwego spojrzenia na siebie i otaczający nas świat. Świat, w którym co prawda groźne zjawiska rodem z "amerykańskiego stylu życia" są obce i dalekie, ale przecież tu i tam przenikają i do nas, tu i tam dają znać o sobie w życiu poszczególnych grup społecznych.

Za temat swej społeczno-obyczajowej wiwisekcji obrał Albee małżeństwo, rodzinę. Amerykańską rodzinę, w której jak w soczewce skupiają się wszystkie objawy zła i zepsucia. (Owa "rodzinna" obsesja wynika może z jego własnych przeżyć - porzuconego dziecka, które nigdy nie zaznało prawdziwie ciepłej atmosfery domu). Treści do jego sztuki - adaptacji utworu tragicznie zmarłego pisarza angielskiego, Coopera "Wszystko w ogrodzie" dostarczyło samo życie. Wydarzenie, o którym ona traktuje, zostało faktycznie ujawnione przed kilkoma laty w podnowojorskiej miejscowości, nawet w Ameryce wywołując falę oburzenia i protestów. Oburzania - bo zostało ujawnione, bo doszło do publicznej wiadomości. Ukryte, przemilczane, żyje z pewnością, bez ogólnych protestów - acz może w mniej drastycznym rozmiarze - w dziesiątkach amerykańskich i nie tylko amerykańskich miejscowości.

I oto dochodzimy do najistotniejszego zjawiska współczesnego życia na Zachodzie, ostro napiętnowanego w sztuce Albeego: moralności na pokaz, swoistego typu kapitalistycznej dulszczyzny, w której liczy się to, co widać, o czym wie świat, sąsiedzi, znajomi. W efekcie każdy grzech, każda zbrodnia nawet może być tolerowana, byle ukryto ją w czterech ścianach własnego domu... Taka zakłamana, podwójna moralność prowadzi nie tylko do życia na pokaz, do zewnętrznego blichtru, do kultu pieniądza - aby tylko zaimponować czy to pięknym ubiorem, czy dostatnim przyjęciem, nową marką samochodu, urządzeniem domu, wypielęgnowanym ogrodem; doprowadzić może także do - zbrodni, zbrodni fizycznej, popełnionej dla ukrycia spraw, które były zbrodnią moralną...

"Wszystko w ogrodzie" skupia się na jednym temacie: prostytucji zacnych matek, żon miejskich notabli - przy zgodzie mężów, zadowolonych z dodatkowych pokaźnych zarobków, podnoszących standard domowego życia. Ale w tej jednotematycznej sztuce ujawniają się także sprawy o szerszym podłożu społecznym (zagadnienia wychowawcze, pustka i frustracja młodzieży), a nawet o podłożu politycznym: tak nabrzmiałe problemy współczesnej Ameryki, jak krwiożerczy rasizm czy odpowiedzialność naukowców za zbrodnie ludobójstwa wojny. Wymowy nabiera i fakt, że jedynymi pozytywnymi postaciami sztuki są rozpijaczony, nie umiejący znaleźć celu życia milioner i buntujący się, rozkapryszony nastolatek...

Ironią przesiąknięta jest zresztą cala sztuka "Wszystko w ogrodzie". Autor świadomie wychodzi w niej nawet poza ramy realizmu, wprowadzając pewną namiastkę narratora czy komentatora - właśnie w postaci owego młodego znudzonego milionera, który w finale nawet "zmartwychwstaje", by dokończyć swego komentatorskiego zadania...

Przekorną drwinę pisarza potęguje sama inscenizacja, szczególnie jej ironiczny finał, gdy to odsłaniają się ściany domu, ukazując przepiękny ogród (scenografia Lidii i Jerzego Skarżyńskich!), w który wkracza w idealnej zgodzie pokłócona przed chwilą para zbrodniczych małżonków, snując plany dalszego brudnego, ale dostatniego - i osnutego tajemnicą! - życia.

Ów finał, "dopisany" inscenizacyjnie przez krakowskich realizatorów, zamyka zarazem znakomicie do najdrobniejszego szczegółu, do najdrobniejszego gestu czy modulacji głosu przemyślaną reżyserię (Jerzego Jarockiego). Wirtuozerskiej reżyserii podporządkowali się świetni wykonawcy: Ewa Lassek - Jenny i Marek Walczewski - Ryszard w swoim przez trzy akty bezustannie trwającym dialogu - sprzeczce, przechodzącej od nut idyllicznych do scen pełnych dramatycznego napięcia, dają prawdziwy popis gry aktorskiej. Sekundują im dwie postacie sztuki, spełniające w niej niejako rolę współczesnego deus ex machina: Madame Toothe - Mirosława Dubrawska i Jack- Jan Nowicki.

Stosowaną ostatnio praktykę PWST - "wypożyczania" swych studentów do realizacji teatralnych, wykorzystał tym razem Teatr im. Modrzejewskiej, do roli 15-letniego syna angażując studenta III roku, Jacka Stramę. Fakt, że potrafił on utrzymać się aktorsko na scenie w tak znakomitym artystycznie towarzystwie, rokuje wiele dobrego dla młodego adepta sztuki scenicznej. Mało stosunkowo zróżnicowanym postaciom przyjaciół domu potrafili nadać indywidualne rysy: Barbara Bosak, Margita Dukiet, Danuta Maksymowicz, Andrzej Buszewicz, Józef Wieczorek (dubluje rolę Jerzy Binczycki) i Zdzisław Zazula.

W sumie spektakl - znakomity teatralnie. A że na pewno wywoła on sporo kontrowersji, że poruszy kręgi odbiorców? Taki jest cel sztuki Albeego. Taki cel jego śmiałego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji