Tenor liryczny numer 1?
To dopiero drugi recital Piotra Beczały. Po znakomitej płycie "Salut" (2008) przynoszącej muzykę włoską i francuską nasz śpiewak zaproponował to, co kocha chyba najbardziej - muzykę słowiańską - o albumie "Słowiańskie arie operowe" Piotra Beczały pisze Jacek Hawryluk w Gazecie Wyborczej.
"Słowiańskie arie operowe"
Piotr Beczała, Polska, Orkiestra Radiowa, Łukasz Borowicz, ORFEO
Tenor liryczny numer 1? Występuje w najsłynniejszych teatrach operowych, śpiewa z największymi gwiazdami, a solowe płyty nagrywa dla małej monachijskiej wytwórni Orfeo. I wcale nie tak często.
To dopiero drugi recital Piotra Beczały. Po znakomitej płycie "Salut" (2008) przynoszącej muzykę włoską i francuską nasz śpiewak zaproponował to, co kocha chyba najbardziej - muzykę słowiańską. Wypada zgodzić się z komentarzem Piotra Kamińskiego zamieszczonym w książeczce: "Trudno sobie wyobrazić lepszego ambasadora tej muzyki, bardziej niż on zdolnego połączyć w jedno dwa operowe kontynenty, zachodnią tradycję i jedyną w swoim rodzaju, słowiańską wrażliwość".
Beczała nie tylko doskonale czuje repertuar rosyjski, czeski, polski, ale także z ogromną erudycją wciela się w poszczególne role. I nie tylko o perfekcję wykonania tu chodzi, o to, że wszystkie nuty są na swoim miejscu. Proszę przede wszystkim zwrócić uwagę na dykcję Beczały, na to, w jaki sposób łączy dźwięki ze słowem, jak dba o to, by opowiadana historia do wszystkich przemówiła.
Wybór arii jest znakomity. Z "naszych" oper mamy "Legendę Bałtyku" Nowowiejskiego, "Janka" Żeleńskiego oraz "Flisa", "Halkę" i "Straszny dwór" Moniuszki. Beczała pięknie śpiewa arię Leńskiego "Kuda, kuda" (z "Oniegina" Czajkowskiego) czy arię Księcia "Ustante v lovu..." (z "Rusałki" Dworzaka). Wymienianie tytułów nie ma sensu. Słuchanie interpretacji Beczały po prostu przynosi przyjemność, podobnie jak i inteligentnego towarzyszenia Polskiej Orkiestry Radiowej.