Artykuły

Kury, kobyły, boskie torsy

- Aktorstwo otworzyło mi drogę do działania w świecie sztuki w ogóle, nauczyło pewnej wrażliwości, która pomaga mi się wyrażać w innych dziedzinach sztuki - mówi ŁUKASZ GARLICKI.

Łukasz Garlicki [na zdjęciu]. Absolwent Warszawskiej Akademi Teatralnej. W Teatrze Dramatycznym wyreżyserował spektakl "Zima". Gra z Kobyłami z Saturna.

Foyer: Na scenie występujecie ubrani w różowe dresy z kreszu, z doklejonymi wąsami. Rapujecie o kawiory, szampanie, złotych łańcuchach, koksie i ekskluzywnych lalach. No i nazywacie się. Kobyłami z Saturna. Co to za cyrk?

Łukasz Garlicki: Kiedy chodziłem do liceum, w Polsce pojawił się hip-hop. Zobaczyłem po raz pierwszy w MTV House Of Pain i pomyślałem, że ta muzyka ma potężną energię. Później odkryłem Wu Tang Clan, Roots Manuva, Jurrasic Five, A Tribe Called Quest, The Streets. Nie bardzo identyfikowałem się z rodzimymi "ziomalami z rejonu", których nieudolne rymowanki potwornie mnie rozśmieszały. Teraz zresztą jest niewiele lepiej. Jak słyszę jakieś gówno o "suczkach", uderza mnie nieznośne efekciarstwo. Mam taki barometr w sobie, który od razu wyczuwa fałsz. Z przyjacielem, Jackiem Jędrasikiem, postanowiliśmy więc ten fałsz w hip-hopie obnażać. Trzy lata temu postanowiliśmy zająć się robieniem muzyki.

F: Nie boisz się, że kiedyś po koncercie jakaś "ekipa" zrobi z wami porządek?

ŁG: Raczej nie. Na koncertach ludzie, którzy nie słyszeli nas wcześniej, reagują bardzo różnie - albo od razu czują poziom abstrakcji, którym operujemy, albo zupełnie nie wiedzą, jak się do tego odnieść. Mimo to, nie spotkaliśmy się do tej pory z agresywnymi reakcjami.

F: Czy jest jakikolwiek polski hiphopowiec, którego tolerujesz?

ŁG: Może zabrzmi to paradoksalnie, ale cenię Tedego, za to, że nie boi się iść pod prąd. Nie ściemnia, nie kokietuje, nie udaje kogoś, kim nie jest. We wszystkich wywiadach przyznaje, że jemu chodzi głównie o kasę i imprezowanie. Nie mówię, że to pochwalam, ale on ma przynajmniej odwagę rymować o tym, czym żyje, i jest w tym szczery. Za to darzę go szacunkiem.

F: Gracie nie tylko hip-hop...

ŁG: Tak, razem z Jackiem mamy też projekt didżejski o nazwie "d/je Spacanova", w ramach którego gramy w klubach muzykę z lat 70. i 80. Wczesny Bajm, Franek Kimono, Majka Jeżowska, Lombard, muzyka z Pszczółki Mai - czerpiemy z tego garściami. Gramy też dużo amerykańskiego funku, soulu i popu sprzed kilku dekad.

F: Niezły rozrzut - od Wu Tang Clanu po Pszczółkę Maję.

ŁG: Bardzo mnie bawi żonglowanie konwencjami, demaskowanie kolejnych gatunków. Ogromny wpływ wywarł na mnie w tej materii Beck Hansen i Gonzales. To mistrzowie w swobodnym żonglowaniu różnymi konwencjami muzycznymi, gatunkami.

F: Ze stołu obok łypie na nas porcelanowa sarenka, dając mi znak, że muszę zapytać o to, jaki wpływ na waszą muzykę ma kicz?

ŁG: Sarenka jest pozostałością po przedstawieniu "Zima", które reżyserowałem rok temu w Dramatycznym. Jeśli chodzi o kicz - inspiracja niekoniecznie musi mieć swoje źródło w, często pretensjonalnej, sztuce wysokiej. Jeszcze bardziej niż banalne hiphopowe teksty drażnią mnie "wielcy artyści", którzy do sztuki podchodzą z jakimś niewiarygodnym, niepotrzebnym zadęciem. Kicz w naszym przypadku odgrywa bardzo ważną rolę. Posługujemy się nim na dwóch poziomach. Raczymy ludzi obciachowymi kawałkami, zgadzając się z tezą inżyniera Mamonia, że "ludzie bawią się dobrze przy tym, co znają", a z drugiej strony parodiujemy cały ten cyrk, adaptujemy go i zmieniamy na swój sposób. To nas właśnie inspiruje.

F: Uwielbiasz pewnie Tymona. Słyszałeś już muzykę z "Wesela" Smarzowskiego ?

ŁG: Muzyki z "Wesela" jeszcze nie znam, ale kiedy byłem na studiach, w ręce wpadł mi P.O.L.O.Y.I.R.U.S Kur i odpadłem przy tym zupełnie. Byłem zachwycony ideą kiczu wyniesionego do poziomu sztuki.

Profesjonalni artyści zebrali wszystkie jego możliwe odmiany i zlepili w prawdziwą, niczym nieskrępowaną symfonię. To jest właśnie coś, co łykam od początku do końca.

F: Zaczęło się od Kur. Teraz są Kobyły z Saturna, chłopaki z Łąki Łan przebierający się za gigantyczne owady i kabaretowe Boskie Torsy - myślisz że to początek jakiejś nowej, abstrakcyjnej fali?

ŁG: Mogę się tylko domyślać, że potrzeba zaistnienia takich zespołów wynika ze zmęczenia publiczności siermięgą muzyczną, jaką się ludziom serwuje na każdym kroku. Wystarczy, że włączysz radio - wszędzie plastikowe kawałki, prezentujące zerowy poziom muzyczny, o tekstach nie wspomnę. Jak słyszę pana w radiu, mówiącego, że ta żenada jest "zajefajna" to mi się białko ścina ze zgrozy.

F: To cię właśnie napędza? Bunt?

ŁG: Tak, bunt przeciw miałkości. Mam po prostu naturalną potrzebę piętnowania zjawisk, które mnie żenują, i w dodatku spotykają się z bezmyślną, bezwolną wręcz akceptacją społeczeństwa.

F: Jesteś aktorem, piszesz muzykę, reżyserujesz, malujesz, zajmujesz się też fotografią. Skąd tyle zainteresowań ?

ŁG: Jako aktor czasem dysponuję sporym zapasem czasu, więc zamiast rwać włosy z głowy, że chwilowo nie mam nic do grania, zabieram się za malowanie albo robienie muzyki. Ten pęd do działania jest dla mię całkowicie organiczny. Do moich "projektów na boku" podchodzę trochę z rezerwą. Nie jestem przecież ani zawodowym muzykiem, ani malarzem i nie chcę uchodzić za kolejnego aktora z przerostem ambicji (śmiech). Często przypadek powoduje, że moja działalność pozaaktorska dociera do szerszej publiczności. Tak było z wystawą obrazów, do której na początku podchodziłem bardzo sceptycznie.

F: Nie myślałeś, żeby w związku ze swoimi szerokimi zainteresowaniami zrobić samemu spektakl ? Mógłbyś w nim zagrać, napisać muzykę, zrobić scenografię, wyreżyserować...

ŁG: Po pierwsze nie sądzę, żeby jedna osoba była w stanie ogarnąć złożoną machinę, jaką jest teatr. Poza tym nie ma nic bardziej inspirującego niż spotkanie z innymi ludźmi, kiedy zderzają się ze sobą różne wrażliwości, różne punkty widzenia. Wtedy powstają naprawdę ciekawe rzeczy.

F: Kto zatem cię inspiruje?

ŁG: Jeżeli chodzi o muzykę, olbrzymią inspiracją jest dla mnie to, co nagrywa np. Beck Hansen, Gonzales czy The Streets. Jeżeli natomiast pytasz o moje inspiracje teatralne, wiele zawdzięczam Griszkowcowi, którego sztukę "Zima", jak już wspominałem, miałem okazję reżyserować. On pojawił się w momencie, kiedy byliśmy zarzucani dramaturgią spod znaku Sary Kane, a mi jednak bliżej do tego, co Griszkowiec myśli o świecie, niż do dywagacji jakiejś pani na temat obcinanych członków. Griszkowiec świadomie ma niemodne spojrzenie na rzeczywistość. W swoich sztukach opowiada np. o tym, jak olbrzymią przyjemnością może być palenie papierosa. Zahacza w tym czasami wręcz o naiwność, czułostkowy liryzm, infantylność nawet, ale nie wstydzi się tego, tak samo jak ja nie wstydzę się swoich związków z kiczem. I znowu wracamy do kwestii szczerości...

F: Słuchaj, a może nie chodzi o szczerość żadną. Spójrzmy prawdzie w oczy - o kobiety chodzi. Jesteś rozbudowaną wersją "chłopaka z gitarą ", co na imprezach duszą swą wrażliwą serca niewieście podbija.

ŁG: Myślę, że w ogóle artyści w znakomitej większości są próżnymi jednostkami, a jeśli dodatkowo jeszcze jest się mężczyzną, to naturalną wydaje się chęć podobania się kobietom. Nie mogę jednak powiedzieć, żeby to był jakikolwiek bodziec pchający mnie ku robieniu sztuki.

F: Która dziedzina sztuki jest dla ciebie najważniejsza?

ŁG: Ciężko jest hierarchizować. Tego nie można do końca rozdzielać. Mam zawód aktora, ale to jest bardziej punkt wyjścia niż jakieś ograniczenie. Aktorstwo otworzyło mi drogę do działania w świecie sztuki w ogóle, nauczyło pewnej wrażliwości, która pomaga mi się wyrażać w innych dziedzinach sztuki. Poza tym myślę, że z racji mojego temperamentu nie mógłbym robić tylko jednej rzeczy.

F: Twój ojciec, poważny aktor, jak reaguje na Kobyły z Saturna? "Zajmij się czymś poważnym synu"?

ŁG: Nie. Ojciec bardzo mnie wspiera w tych przygodach. Podoba mu się to, co robię. Ma w sobie dużo otwartości i dystansu, więc rozumie moją potrzebę artystycznych poszukiwań.

Rozmawiał Marcin Staniszewski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji