Artykuły

"Hamlet" Brejdyganta

Okazało się raz jeszcze, że liczni wątrobiarze i zawodowi sceptycy (do rymu: krytycy) teatralni nie mają racji krzywiąc się i grymasząc, szczególnie po ostatnich poznańskich premierach, bo oto na zakończenie sezonu dyrekcja teatrów przygotowała przemiłą niespodziankę wystawiając na scenie Teatru Nowego (czemu?) "Hamleta" Wiliama Szekspira... szkoda, że - tym razem - w wykonaniu artystów Bałtyckiego Teatru Dramatycznego im. J. Słowackiego z Koszalina. Przedstawienia tego Teatru (w dniach od 12 do 17 lipca) odbywane w zatłoczonej "do ostatniego człowieka" sali - mimo sezonu urlopowego i odstręczająco skrzypiących krzeseł - przyniosły niezaprzeczalny sukces młodemu zespołowi. Najlepszy dowód: publiczność poznańska znana jak dotąd z tego, że co prawda nie gwiżdże, ale za to klaszcze ty]ko w granicach przyzwoitości, zgotowała aktorom z Koszalina dawno w tym budynku nie słyszane brawa. Aplauz ten świadczy również o tym, że Szekspir, posiadając nadal bardzo wielu wielbicieli, nie ma z drugiej strony szczęścia do naszych scen i nazbyt często, choć całkiem niesłusznie, skazywany bywa na banicję. Dlaczego tak się dzieje - trudno dociec. Może po prostu dlatego, że dramaty Szekspira, trudne i wymagające wysoce utalentowanych aktorów, stanowią zawsze ryzykowną próbę sił, na podjęcie której stać tylko teatr w okresie wzrostu i dynamicznego rozwoju a nie lichej wegetacji na przypiecku. Taką odpowiedź zdaje się potwierdzać fakt, że poznański teatr (Polski) ważył się w przeszłości wystawiać Szekspira bądź gdy był jeszcze Horzy(ca), bądź później, przed czterema laty, gdy publiczność nieco mniej na aktorów Sykała. Niezależnie od przyczyn z żalem trzeba stwierdzić, że "Hamleta" oglądaliśmy w Poznaniu równe dziesięć lat temu i to bodaj w dużej mierze z racji jubileuszu 75 lecia Teatru Polskiego.

Rolę tytułową odtwarzał wówczas T. Białoszczyński (przybyły na gościnne występy z Krakowa) na zmianę z A. Hanuszkiewiczem.

Zbyt dużo czasu upłynęło, aby móc przeprowadzić sensowne porównania (nie bardzo już zresztą przydatne) jedno wszakże wrażenie dało się jeszcze dzisiaj sprawdzić: w zestawieniu z "Hamletem" poznańskim "Hamlet" Stanisława Brejdyganta odmłodniał (zamiast się zestarzeć) chyba o wymieniane dziesięć lat. O ile bowiem tamten, co dobrze pamiętam, snuł się z kata w kąt niczym metafizyczna zjawa, opanowany ponad miarę, dawkujący nawet "obłęd" z precyzją aptekarza, o ten, widziany wczoraj - "Hamlet" Brejdyganta, wchodzi na scenę pełen młodzieńczej pasji, nie ukrywając wcale, że namiętność jest mu bliższa niż rozsądek. Ucierpiał na tym co prawda wiersz wypowiadany bez namaszczenia (także ów słynny monolog "być albo nie być" oczyścił Brejdygant z przesadnych gestów i afektacji, o co czuć może żal do niego chyba jedynie tłumacz, Brandstaetter), zyskał jednak na wyrazistości rysunek postaci, bardziej w tym wymiarze zrozumiały, przekonywujący. "Hamlet" w tym wykonaniu - przestał jak gdyby cierpieć wyłącznie na chorobliwą niemożność czynu, roztopioną w gadulstwie (przez co był niejako reprezentantem naszych wad narodowych) przejęty przede wszystkim problematyką moralną i protestem wygłaszanym w imię szacunku dla człowieka, protestem, który odważa się zaświadczać nawet w okresie zupełnego zdziczenia, że nie wszyscy dziczeją i "człowiek" - nadal "brzmi dumnie".

Dzięki tym wszystkim przyczynom całość przedstawienia - rozegranego na tle uproszczonej, schematycznej dekoracji, nie skierowującej uwagi widza na elementy poboczne, więc zbędne - nabrała żywego tempa, co przy "Hamlecie" stanowi sprawę zasadniczej wagi. Dobra praca reżysera jest tu poświadczona rekordowo krótkim czasem trwania spektaklu.

Z Brejdygantem współpracowali nie bez powodzenia Jan Ibel (Horacy) oraz Halina Bulikówna (Ofelia), odnajdująca właściwy ton szczególnie w scenach obłąkania.

Z pozostałych aktorów - Poloniusz (K. Woźniak) - zbyt suchy, zbudowany na kilku gestach, nie potrafił, niestety, wnieść oczekiwanego od tej roli odprężenia do ponurej "nieprzyjemności w rodzinie"; zakończonej (gwoli 'teatralnej konwencji) powszechną jatkę - a para królewska (J. Walewska, Z. Mamont) najwyraźniej źle czuła się na tronie ogóle - wszystkie pozostałe postacie sceniczne nie zawsze pamiętały o pouczeniu wplecionym przecież przez Szekspira w tekst tej sztuki:

"wszystko co przesadzone przeciwne jest zamiarowi teatru, którego przeznaczeniem jak dawniej tak teraz było i jest służyć niejako za zwierciadło naturze".

Ich przesadna i żywiołowa gra nie przeszkadzała, na szczęście a wręcz przeciwnie podkreślała mimo woli jeszcze wyraźniej rokującą duże nadzieje indywidualność aktorską Brejdyganta, który też stał się nie tylko z imienia scenicznego bohaterem głównym i jedynym tego dramatu.

Zespół Bałtyckiego Teatru Dramatycznego dostał, jak wiadomo, nagrodę Toruńskich nakładów Pracy na festiwalu w Toruniu a odtwórcy ról Hamleta i Horacego otrzymali zaszczytne wyróżnienia. Przypominam o tym, bo wydaje się, że także inne z nagrodzonych w Toruniu zespołów warto by zaprosić do Poznania. Myślę, na przykład, o Teatrze Wybrzeża - ze sztuką Jonesco - "Nosorożec" i Saroyana - "Zabawa jak nigdy", gościnne występy Teatru z Koszalina zachęcają chyba do podjęcia podobnych kroków i w przyszłości.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji