Artykuły

"Miś" w życiu, życie w "Misiu"

Trudno wyobrazić sobie, by gdziekolwiek na świecie, dyrektorzy działających w demokratycznym ustroju instytucji kulturalnych postulowali "apolityczność kultury" i zamiast napiętnować zachowanie skompromitowanego wiceprezydenta oraz domagać się jego ustąpienia z urzędu - podpisywali list o charakterze lojalki, godząc się na ograniczenie wolności wypowiedzi podległych sobie placówek - Rafał Jakubowicz i Inicjatywa Indeks 73 o liście poparcia dla wiceprezydenta Poznania Sławomira Hinca.

"Jeśli ktokolwiek chce przekazać jakąś krytyczną uwagę o mnie, o mojej pracy, jakąś skargę, a mnie akurat nie ma, może - mówi prezes Ochódzki do kierownika produkcji Hochwandera - w każdej chwili wejść i nagrać, co mu leży na wątrobie. - Ale oni mogą kadzić ci, kłamać mogą, upiększać - dziwi się Hochwander. - A po co by mieli? Przecież i im, i mnie chodzi tylko o dobro naszego klubu. Szczerość w naszym klubie to norma - odpowiada Ochódzki. (fragment z "Misia" St. Barei).

Artyści mają prawo wyrażać swoją opinię, więc dyrektorzy napisali list - powiada Sławomir Hinc. Ta fraza, godna kultowych kwestii prezesa Ryszarda Ochódzkiego z filmu "Miś" (1980), świetnie podsumowuje zaistniałą w Poznaniu sytuację. Artyści mają prawo wyrażać opinię! Ale lepiej niech robią to za pośrednictwem dyrektorów. Co prawda, jeszcze niedawno wiceprezydent utrzymywał, że artyści nie mają prawa wyrażać prywatnych opinii, jeśli chcą być finansowani przez miasto Poznań. Jak widać, nie mają takiego prawa, gdy popierają polityka Palikota, ale mają takie prawo wówczas, gdy popierają polityka Hinca (obaj politycy są z jednej partii - Platformy Obywatelskiej).

Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu. Niech żyje nam! - zaśpiewali zespołowo sygnatariusze listu poparcia dla wiceprezydenta Sławomira Hinca. Życie napisało scenariusz, który dorównuje komediom Barei. Począwszy od wezwania przez Sławomira Hinca Ewy Wójciak z Teatru Ósmego Dnia na dywanik. Za co? Za wyraz poparcia dla posła Palikota. Teatr dowiedział się, że mu popierać nie wolno, a jak jeszcze raz poprze, to go miasto nie poprze. Finansowo. Choć konkursy grantowe w urzędach są z definicji apolityczne i wspierana ma być kultura, a nie przekonania, dyrektorzy placówek artystycznych podpisujący list poparcia dla Sławomira Hinca, podpisali chcąc nie chcąc inną deklarację: popieramy określony model polityki i zero kultury. Pogratulować.

Wszyscy, którzy podpisali list otwarty, nie tylko zaprzeczają, że bronią wiceprezydenta, ale nawet nie chcą dostrzec kontekstu, w jakim list powstał, traktując go jako poparcie dla ogólnej zasady (Wojciech Makowiecki, dyrektor Galerii Miejskiej Arsenał). Na pytanie dziennikarzy, kto był inicjatorem listu odpowiadają: Nie wiem, nie muszę widzieć (Lech Dymarski, dyrektor Wielkopolskiego Muzeum Walk Niepodległościowych) albo: Nie pamiętam, od kogo dostałem list. Zresztą trudno to nazwać listem, to jedno zdanie, pod którym się podpisuję (Marek Raczak, dyrektor CK Zamek). Dlaczego się tego teraz wstydzą? Dlaczego nie chcą wskazać autora listu? Kto mi go dał do podpisu? Takie pytania to zadaje prokurator w śledztwie - stwierdził Dymarski.

Wojciech Makowiecki oznajmił: Podpisałem ten list, ale w ogóle nie wiążę go ze sprawą Ósemek. To zwykły wyraz przekonania, że instytucje kultury nie powinny być "Platformiane" czy "PiSowskie", tylko dobrze prezentować sztukę, która jak najbardziej może być polityczna. Makowiecki miał już okazję udowodnić, jak bezkompromisowo potrafi bronić politycznej sztuki oraz autonomii galerii. Skoro kultura finansowana ze środków publicznych winna być apolityczna (treść podpisanego przez niego listu) - to jak prezentowana w galerii sztuka może być polityczna (wypowiedź dla "Gazety Wyborczej")? Ale widocznie może być polityczna, tylko w ustalony wcześniej, jedynie słuszny sposób. Proste jak przykuta do stolika baru mlecznego łańcuchem łyżka.

Postawa dyrektora Wojciecha Makowieckiego nie dziwi, jednak podpis dyrektora Lecha Dymarskiego, który działa w Stowarzyszeniu Wolnego Słowa, zakrawa na groteskę. Nikt nie postuluje tego, żeby sztuka była apolityczna. Instytucja, taka jak teatr, nie powinna - powiada Dymarski - zajmować się polityką, ale już scenariusz przedstawienia może być polityczny. Polityczna sztuka w apolitycznym teatrze? Dymarski, dawny aktor Ósemek, powinien doskonale wiedzieć, że akurat ten teatr zawsze był politycznie zaangażowany, uczestniczył w społecznych debatach, promując ideę społeczeństwa obywatelskiego i że - co więcej - nie istnieje tu podział na teatr-instytucję (z dyrekcją i zatrudnionym personelem) oraz teatr-aktorów. Tymczasem Dymarski najwyraźniej wspiera taką wizję apolityczności, która jest głęboko upolityczniona. I nie chce wspierać takiej kultury, która też jest upolityczniona, tylko inaczej, niż chciałby tego urząd.

Poznań nigdy nie ograniczał swobody artystycznej wypowiedzi Teatru Ósmego Dnia, ani innych twórców funkcjonujących w miejskich strukturach - oświadczył kategorycznie Ryszard Grobelny. No to jak mamy czytać wypowiedź urzędników, którzy Ósemkom wprost grożą, że jak będą wygłaszać określone poglądy, to nie dostaną finansowego poparcia? Grobelny pozytywnie ocenił pracę swego zastępcy: Wiceprezydent Hinc dobrze wpisuje się w zespół. Ma sukcesy, są też obszary, w których, jak każdy z nas, może coś poprawić. Poznań funduje Polsce powtórkę z Misia - wypowiedź Grobelnego brzmi zupełnie, jak kwestia trenera Wacława Jarząbka: Ciągle pracuje! Wszystkiego przypilnuje i jeszcze inni, niektórzy, wtykają mu szpilki. To nie ludzie - to wilki!

Nie możemy jednak nie docenić autonomicznego wymiaru i wartości dodanej działania poznańskich urzędników i "ludzi kultury". Poznańskie władze nadają swoim działaniom posmak prawdziwego surrealizmu rodem już nawet nie z "Misia", ale z obrazów Rene Magritta. Zdaniem Anny Szpytko, rzeczniczki prezydenta Poznania, artyści nie powinni wypowiadać się w ogóle, być może nie wypowiadać się w sprawach, które mogą bardziej dzielić niż coś wnosić. To nie jest cenzura, natomiast należy liczyć się z tym, że jak ktoś jest utrzymywany przez jakiegoś mecenasa, to powinien szanować jego pogląd i jego zdanie na temat swojej działalności. "To nie jest fajka" - napisał Magritte na jednym ze swoich obrazów.

Tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016 wydaje się coraz bardziej odległy, bo Poznaniowi bliżej do realiów Türkmenabatu, niż Essen czy Marsylii. W każdym innym mieście, zaraz po ujawnieniu takiej sprawy, wiceprezydent podałby się do dymisji, zamiast wygłaszać złote myśli typu: Szanuję dorobek teatru Ósmego Dnia, uważam jedynie, że nie brudzi się strumienia, z którego pije się wodę. A prezydent przepraszałby za zachowanie podwładnego. Trudno wyobrazić sobie, by gdziekolwiek na świecie, dyrektorzy działających w demokratycznym ustroju instytucji kulturalnych (jak galerie, muzea czy teatry) postulowali "apolityczność kultury" i zamiast napiętnować zachowanie skompromitowanego wiceprezydenta oraz domagać się jego ustąpienia z urzędu - podpisywali list o charakterze lojalki, godząc się na ograniczenie wolności wypowiedzi podległych sobie placówek. Ewa Wójciak słusznie skwitowała ów list słowami: poznańska prowincjonalna żenada.

Miasto nie powinno też lekceważyć normalnych, prawnych reguł. Jeśli Inicjatywa Indeks 73 zwraca się do władz Poznania z listem otwartym, prezydent powinien odpowiedzieć bez zbędnej zwłoki, nie później jednak niż w ciągu miesiąca (jak przewiduje kodeks postępowania administracyjnego). Jak dotąd tego nie zrobił, choć list został doręczony na początku sierpnia. Rozumiemy, że można się na nas obrazić, w końcu od kilku lat wyciągamy sprawy niewygodne i dyskutujemy o wolności, która dla niektórych "ludzi kultury" jest nadal tematem niewygodnym. Ale żeby tak bez słowa?

W "Misiu" Barei jest taki dialog: "No pięknieś pan nam to wszystko wyśpiewał, panie Cwynkar" - powiada działacz organizacji propagandowej do schodzącego ze sceny estradowego śpiewaka, który entuzjastycznie odpowiada: "Ja wam zawsze wszystko wyśpiewam".

My wam zawsze wszystko wyśpiewamy - zdają się deklarować sygnatariusze listu poparcia dla wiceprezydenta Hinca. I - jak często w komedii - śpiewają fałszywie. Niestety, kultura to nie jest partyjna przepychanka, i tutaj się zwyczajnie nie da regulować rozwoju odgórnym rozporządzeniem. To ludzka rzecz się czasem wygłupić. Grać w filmie, którego treści nie bardzo "się łapie". Ale wydurniać się za publiczne pieniądze w atmosferze bronienia słusznej sprawy to trochę za dużo jak na jeden seans. Zaszczytny tytuł "Miasto bez kultury" został niniejszym przyznany. Otrzymuje go miasto Poznań za uporczywe negowanie znaczenia kultury na każdym poziomie i w każdym sensie tego słowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji