Artykuły

"Zimy żal" czyli perfekcyjna ramota

Pierwotnie tytuł miał brzmieć "ramota na wesoło", ale nie oddałby szczególnej atmosfery tego, co działo się na scenie Teatru Lubuskiego w ostatni dzień Winobrania. A także - o przewrotności!, nie zawierałby oceny wystawionej aktorom przez publiczność. Bowiem spektakl "Zimy żal", z piosenkami Jeremiego Przybory i muzyką Jerzego Wasowskiego, podobał się zielonogórskiej publiczności.

Czy mogło być inaczej? Gdy widz przedarł się przez rozpasany winobraniowy tłum, szalejący na deptaku, uniknął ciosu zabłąkaną pustą butelką, nie ogłuchł od rzuconej pod nogi petardy, jednym słowem, szczęśliwie dotarł do teatru, a wreszcie, ściskając w ręku zaproszenie, jakie zawiodło go już na występie "Piwnicy pod Baranami", znalazł miejsce, do którego nie zgłosił pretensji żaden posiadacz legalnego biletu - otóż, ów widz miał prawo cieszyć się tym, co zobaczy na scenie.

I najpierw było śmiertelnie poważnie. Magda Umer, nie dowierzając inteligencji widowni, opowiedziała treść przedstawienia, skądinąd znanego z telewizji. A potem wywoływała do odpowiedzi swych kolegów, Zbigniewa Zamachowskiego i Piotra Machalicę, przedstawianego jako "dziecko mężczyzny, który kiedyś grał na deskach Lubuskiego". Aktorzy wychodzili na scenę, wypowiadali się na erotyczne tematy, fascynujące mistrza, Jeremiego Przyborę, i mocno się chyba męczyli, bowiem po kilku minutach śpiewania siadali i odpoczywali. Nawet prowadząca Magda Umer, której bardziej pasowałaby pozycja leżąca; po pierwsze-uzasadniałaby tematykę przedstawienia: seks, chuć i dewiacje, traktowane z przymrużeniem oka, po drugie - ułatwiałaby owa pozycja studiowanie, czy też przypominanie notatek, zapisanych w maleńkim zeszycie. Może nie przekręciłaby wtedy nazwisk sponsorów przedstawienia?

Pierwsza część miała szansę uśpić widzów, tym bardziej, że każdą próbę śmiechu uciszali sąsiedzi z foteli obok. Myślę, że dopiero po przerwie spektakl nabrał wiatru w żagle - Pani Docent pokazała, że potrafi śpiewać, Zbigniew Zamachowski potwierdził swój niepospolity talent komiczny, a o Piotrze Machalicy można było powiedzieć, że "miał ojca, który grał w tym teatrze". Aktorzy zabili nudę i udowodnili profesjonalizm. Przekonywali nas, że najlepiej zakochać się w duecie, zastanawiali się, czy jechać na grzyby, na ryby, a może na lwyby. Nie zabrakło akrobacji, gdy Machalica, słusznej postury, skakał, hop! na siodełko Zamachowskiemu, co wymyślił Janusz Józefowicz. Ale teksty się zestarzały, Kabaret Starszych Panów trąci myszką, i może ten w najlepszym wydaniu profesjonalizm należy oglądać w innej wersji?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji