Artykuły

Oszaleć dla ciebie (Broadwayu)

Siedem lat po nowojorskiej premierze "Crazy for You" dotarło do Teatru Roma. Rekordy "Metra" mogą być zagrożone.

Słynny nowojorski krytyk Frank Rich, który doprowadził do zagłady niejedno wysokobudżetowe przedstawienie, w tym nasze "Metro", po broadwayowskiej premierze "Crazy for You" z muzyką i tekstami braci Gershwinów wysypał istny worek pochwał. Czy wystawiona w ten weekend na scenie Romy polska wersja tego musicalu jest skazana na podobny sukces?

Wypada tu uczynić pewne zastrzeżenie. Polską prapremierę "Crazy for You" obejrzałem na uroczystym przedstawieniu przedpremierowym - zarazem ostatniej próbie generalnej. Aby zachować zasady teatralnej fair play odnotuję z satysfakcją niewątpliwe plusy przedstawienia, po stronie minusów umieszczę rzeczy raczej już nie do uratowania.

Rozmach zbiorówek

Wielką jego zaletą był ogromny wysiłek włożony w spektakl. Wysiłek tak ogromny, że niemal niewidoczny.

Realizatorzy dokonali niemal cudu w polskich warunkach: duży zespół jest świetnie przygotowany wokalnie. Ogromne wrażenie robią sceny zbiorowe, w pamięci pozostaje śliczny popis taneczny Basi Melzer i Janusza Józefowicza, rozegrany na pustej scenie, której jedyną dekoracją są rozbłyskujące światła, malujące abstrakcyjne obrazy. Myślę, że wielu widzów oglądając ten fragment przedstawienia przypomni sobie filmy z Fredem Astairem.

Niezatarte wrażenie wywiera finał przedstawienia, który przypomniał mi trochę stare fotografie i opowieści przedwojennych bywalców "Morskiego Oka". Można więc powiedzieć, że najnowsze przedstawienie Romy wywołuje trochę ducha starej Warszawy. W przedstawieniu Kępczyńskiego są dwie sceny, które mogą urzec: Basia Melzer śpiewająca niezbyt dużym, ale wyszkolonym głosem piosenkę "Someone to Watch Over Me" z polskim tekstem "Kto by o mnie chciał dbać" i znakomity popis nie tylko wokalnych, tanecznych, ale i scenicznych umiejętności młodej aktorki Justyny Sieńczyłło, która w roli Irenę potrafiła w kilka chwil przeistoczyć się z sekutnicy w prawdziwego wampa.

Kłopot z przekładem

Ostatnia próba generalna ujawniła też słabości raczej już nie do naprawienia.

Trudno się spodziewać, by wykonawcy potrafili przemóc manierę posługiwania się niezbyt wyszukanymi środkami aktorskimi. Dotyczy to niestety tak wytrawnego aktora jak Wojciech Wysocki, który w roli właściciela music-hallu Beli Zanglera ograniczył się do mówienia dziwną mieszanką przedwojennego szmoncesu i niemczyzny. Ta rola w jego scenicznej karierze jest zbyteczna. To samo można powiedzieć o Sławomirze Orzechowskim, który jako hotelarz Lank wciąż mówił rękami, jakby pozostawał w przekonaniu, że wymachiwanie nimi i szastanie się po scenie zamaskuje brak pomysłu na rolę. Główną postać - Bobby'ego Childa -

na przemian z Dariuszem Kordkiem gra Janusz Józefowicz, autor znakomitej choreografii do tego przedstawienia. Doprawdy, mógł poprzestać na tym tytule do chwały, bo na scenie sprawia niemiłe wrażenie prywatności, śpiewa zmanierowanym sposobem znanym od lat, czyli od "Złego zachowania".

Nie do poprawienia jest też libretto nie zalecające się specjalną głębią przemyśleń czy też prawdopodobieństwem. Nic nie da się już zrobić także z przekładem Antoniego Marianowicza. Fragmenty niektórych piosenek, widzów o bardziej wyrafinowanym smaku literackim, mogą przyprawić o ćmiący ból zębów.

Nowy rozdział

Polska wersja "Crazy for You", wystawiona w Romie siedem lat po swojej broadwayowskiej premierze z pewnością znajdzie swoich widzów, którzy przymkną oko na drobne usterki, miejmy nadzieję mniej widoczne w innych obsadach tego przedstawienia.

Dzieło Wojciecha Kępczyńskiego, od początku tego sezonu sprawującego funkcję dyrektora Romy, jest zapowiedzią nowego rozdziału w dziejach tego teatru, w którym zagości musical, rzecz w Polsce rzadka, choć przecież znana. Dotychczasowe próby przeszczepienia na nasz grunt "Jesus Christ Superstar" czy wystawianych przez samego Kępczyńskiego komercyjnych sukcesów "Fame" czy "Józefa i cudownego płaszcza snów w technikolorze", a także miniona już sława "Metra" każą sądzić, że ten amerykański gatunek teatralny - tak silnie związany z tamtejszą kulturą - powoli zacznie przyjmować się i w naszym, tak bardzo zapatrzonym w Amerykę kraju.

I cóż z tego że są to kalki tamtych przedstawień? Owacja na stojąco po przedstawieniu i wizja ogonków po bilety do Romy zagłuszą nieco rozmyślania czy dobrze się dzieje, że polski teatr, w dużej części wypalony i porażony wewnętrzną słabością, zwraca się w stronę rozrywki, której nie zatruwa głębsza refleksja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji