Artykuły

Jak lawa gorący

- W momencie startu aktorstwo jest nagrodą od losu, przywilejem, ale życie szybko rewiduje tę iluzję. Trudno się utrzymać, dojść do klasy mistrzowskiej, która jest dla wybrańców. Trudno dojść do poziomu, na którym można sobie powiedzieć: "Tak, to jest zawód, który mnie jako człowieka podnosi" - mówi JACEK PONIEDZIAŁEK

Kilka lat temu wywołał publiczną burzę wyznaniem, że jest homoseksualistą Dziś temperatura jego wypowiedzi nie spada. Punktuje aktorów, polityków, Kościół i." gejów, Czy mógłby być z kobietą? Kiedy robi znak krzyża? I czy wierzy w miłość na całe życie? W "Twoim STYLU" mówi aktor Jacek Poniedziałek.

Jacek Poniedziałek: Na rozmowę o życiu prywatnym nie dam się namówić.

Twój STYL: Zadziwiające jak na kogoś, kto tyle już powiedział.

JP: To była kropla w morzu, incydent, proszę mi wierzyć. Jest wiele spraw, nawet codziennych, o których nie rozmawiam z nikim, taką mam naturę. Poza tym uważam, że facet opowiadający w gazetach o swoim życiu, dzieciństwie, matce, jest - może to idiotycznie zabrzmi w moich ustach - nie-męski. Pozbawiony dyskrecji.

TS: Wyłamuje się Pan, a moda na publiczne rozliczenia z życiem trwa. I nie mam na myśli uczestników "Tańca z gwiazdami", tylko artystów, intelektualistów. Jadwiga Staniszkis opowiada w kolorowych gazetach o rozwodzie, Tomasz Stańko o narkotycznych wizjach, Maciej Maleńczuk o tym, jak zdradzał żonę. Medialne zwierzenia to rodzaj autoterapii?

JP: Historie powierzchowne nikogo dziś nie interesują. Ludzie domagają się od osób publicznych prawdy. Dlatego kilka lat temu zdecydowałem się na coming out. Szkoda mi było życia na hipokryzję. Tyle że chcę w tym wszystkim zachować dobry smak, umiar. Gdy czytam niektóre wywiady, jestem zażenowany, zastanawiam się: ale właściwie po co on, ona to mówi?

TS: Ktoś czyta i robi mu się lżej, że nie tylko on ma pod górkę.

JP: Tylko czy da się nie krzywdzić zwierzeniami bliskich osób? Czytam dużo literatury opartej na faktach, bo kręcą mnie prawdziwe zdarzenia i losy łudzi. Ktoś powiedział, że film to życie, z którego wyjęto fragmenty nudy. Tak jest z reportażami, biografiami, czasami trzeba podbarwić, żeby zainteresować, inaczej się nie da. Dlatego cenię Kapuścińskiego i mu wierzę. Myślę, że mistrzowsko wyjął z życia nudę i je opisał. Ale jak czytam w jego biografii o podwójnym życiu, to żal mi żony. Czym sobie zasłużyła, żeby ktoś się z niej śmiał, że była naiwna, ślepa, samarytanka? Tyle że zaraz mam inną myśl: Kapuściński jest postacią wybitną, ale publiczną, własnością narodu, więc co bardziej pikantne fragmenty jego życiorysu są tak samo interesujące jak te nobilitujące. Sprawiają, że przestajemy naiwnie wierzyć w pomnikowe postacie. Jestem zwolennikiem mówienia prawdy, kiedy jest pora i czas. Po śmierci to dobry moment. Jeśli o kimś piszą po śmierci, znaczy, że jego życiorys na to zasługuje.

TS: Aktorstwo nobilituje?

JP: Wierzymy, że mamy prawo przemawiać do ludzi, a oni będą nas słuchać. W momencie startu aktorstwo jest nagrodą od losu, przywilejem, ale życie szybko rewiduje tę iluzję. Trudno się utrzymać, dojść do klasy mistrzowskiej, która jest dla wybrańców. Trudno dojść do poziomu, na którym można sobie powiedzieć: "Tak, to jest zawód, który mnie jako człowieka podnosi".

TS: Pan jest z siebie dumny?

JP: Jestem człowiekiem ambitnym, więc jak na razie mam z aktorstwa więcej satysfakcji niż upokorzeń.

TS: Udział w "Jak oni śpiewają?" przechylił szalę na którąś ze stron?

JP: Poszedłem tam ze względów finansowych. Pilnie potrzebowałem pieniędzy. Cała reszta mnie nie interesowała.

TS: W swojej biografii Tomasz Stańko mówi: "Upadłem na samo dno. Artyści tak mają". Bez destrukcji nie ma sztuki?

JP: Destrukcja jest bardzo polska. Wynika z lęku przed życiem. Bo jak myślę o Meryl Streep, która w tym, co robi, nie jest mniej wybitna od Stańki, aktorce, której nigdy nie zdarzyło się zagrać czegokolwiek źle, matce kilkorga dzieci, która nie jest alkoholiczką ani narkomanką, to wiem, że artyzm najwyższej jakości możliwy jest bez niszczenia siebie.

TS: Myśli Pan, że jest możliwy, czy Pan to wie?

JP: To jest tak, że jak się gra codziennie albo po spektaklu ląduje samemu w hotelu, to się pije. Żeby zrzucić cholerne napięcie, że musi się udać. Aktor jest gotów żebrać o miłość ludzi. Chce być przez nich kochany, chce, żeby go podziwiali, chwalili i włączali telewizor, kiedy on się tam pokazuje. Jeśli uda mu się ich uwagę zawłaszczyć, ma szansę na kolejne propozycje. W tej chwili konkurencja jest bardzo duża, młodzi aktorzy nie mają blokad obyczajowych, lepiej potrafią kreować wizerunek, bardziej cynicznie postępować z mediami. Sam czuję oddech nowych pokoleń, które chcą mnie zdystansować. Takie zatracenie się w alkoholu paradoksalnie daje poczucie bezpieczeństwa. Pozwala wrócić do normalności.

TS: Degraduje życie prywatne?

JP: W ogóle mamy w sobie dużą potrzebę odczuwania i zadawania bólu. Żeby odczuć, musi zaboleć albo musimy sami zadać cios. Dowód? Relacje ludzi w związkach, to, jak się do siebie odnoszą, okłamują, niszczą, potem żałują. Jakbyśmy nie potrafili się oprzeć destrukcyjnej sile. Ale ona jest chyba w naszych genach. Żyjemy w świecie "post". Postholocaustowym, postgułagowym, pełnym przerażających thrillerów, okrutnej, diabelskiej metalowej muzyki, mrocznych filmów dokumentalnych, afer. Cały czas dotykamy ciemnej strony duszy. Na relacje międzyludzkie musi to oddziaływać. Stąd nasze nieradzenie sobie z życiem.

TS: A Pan? Już się Pan ustatkował?

JP: To pytanie o życie osobiste?(śmiech).

TS: To pytanie do czterdziestopięciolatka.

JP: Cokolwiek teraz powiem, może być użyte przeciwko mnie, na przykład odebrane jako deklaracja. Na Facebooku w rubryce status związku wpisałem: "skomplikowane". Spotykam się z ludźmi, którzy mi się podobają, cały czas coś się w moim życiu dzieje, nie jestem w stałym związku.

TS: Ale chciałby Pan czy zmienność to Pana styl życia?

JP: Wierzę w miłość, byłem w związku prawie 20-letnim. Wspaniale jest móc zadeklarować: chcę być z tobą do końca, ale jak wiadomo, utrzymanie tego stanu jest trudne.

TS: Z wiekiem chęć stabilizacji nie zaczyna być większa?

JP: Nie, odwrotnie. Jeśli starzeje się partner, chęć zdrady się wzmaga (śmiech).

TS: Smuci to Pana?

JP: Niespecjalnie. Mało znam małżeństw, w których partnerzy żyją w pełnym szczęściu. W większości po latach się nienawidzą. W pamięci mam film "Dom wariatów" Koterskiego. Modelowy przykład rodziny z klasy robotniczej, w której każde słowo, gest małżonka jest wykpione, sparodiowane przez partnera, dominuje pogarda, nienawiść. Przerażające.

TS: W związkach homoseksualnych to się nie zdarza?

JP: Są kłótnie o niepozmywane naczynia, o to, kto wyniesie śmieci, są sceny zazdrości. Ale jest też większa zdolność do pogodzenia się z faktem, że coś się może skończyć, nie udać i trzeba się rozstać.

TS: Boi się Pan samotności?

JP: Jestem samotny jak każdy człowiek, ale się tego stanu nie boję, on po prostu jest nieprzyjemny. Obawiam się chorób i śmierci, dlatego dbam o siebie. Ćwiczę jogę, pływam, jem warzywa i chude mięso. Bardziej niż samotności boję się ludzi, że mogą wyrządzić mi krzywdę, okłamać, zranić, okraść, zabić.

TS: Publicznie mówi Pan o tym, że jest przeciwny homoseksualnym małżeństwom. Naraża się Pan swojemu środowisku.

JP: Jestem za prawną rejestracją takich związków, żeby ludzie mogli po sobie dziedziczyć, wspólnie rozliczać podatek, odwiedzać się w szpitalach. Przypomniał mi się skandal, który miał miejsce w krakowskim szpitalu, gdzie lekarka nie dopuściła mężczyzny do ciała jego tragicznie zmarłego partnera. Nie pozwoliła mu się z nim pożegnać. To było nieludzkie. Trzeba doprowadzić do sytuacji, w której lekarz nie będzie mógł podejmować decyzji w takich sprawach, bo będzie je regulowało prawo. Co do małżeństw, zna pani moją opinię. Sprzeciwiam się tym zawieranym w konwencji damsko-męskiej. Welonowo-frakowej. Celebrowanej. Moim zdaniem zarezerwowanej dla kobiety i mężczyzny. Ale nie chcę w nieskończoność tej opinii powtarzać, żeby nikogo nie urazić. Nie chcę przez swoje słowa odbierać ludziom marzeń.

TS: Adopcji dzieci też jest Pan przeciwny?

JP: Można się domyślić, jakie mam zdanie.

TS: A instynkt ojcowski Pan ma?

JP: Żadnego. I wszyscy się dziwią, bo przecież jestem opiekuńczy, dbam i o partnerów, i o swoje dwa koty. Irytuje mnie, gdy słyszę od znajomych, że one zastępują mi dzieci. Nie mam potrzeby przekazywania genów, wychowywania małego człowieka. Myślę, że taka sytuacja wymaga obecności kobiety.

TS: Kobiety próbują Pana "nawrócić"?

JP: Regularnie. Cały czas, gdy gdzieś jestem, toczy się inicjowana przez nie gra towarzyska. A potem mówią: "Jaka szkoda, że to rzeczywiście niemożliwe". Ja się nie zachowuję jak klasyczny homoseksualista. W serialach dostaję role heteroseksualne, które gram przekonująco. Jak przystało na chłopaka z prostej rodziny z konserwatywnego Krakowa.

TS: Kobiety często mówią: na rynku jest problem z facetami. Potwierdza Pan? JP: W stu procentach się zgadzam! Często żałuję, że nie jestem heteroseksualny. Kobiety mnie lubią i wiem, że byłoby mi z nimi dobrze. Faceci są zapatrzeni w siebie, egocentryczni, ale cóż - pod innymi względami wspaniali.

TS: Co byłoby dla Pana najtrudniejsze w związku z kobietą?

JP: Brak emocjonalnej więzi, którą można stworzyć z mężczyzną. I seks, który nie zbliża. Nie ten głos, zapach, sposób reagowania na świat. Byłby to związek trudny i smutny, ale fizycznie możliwy.

TS: Ma Pan przyjaciółki?

JP: Tak, ale nie jestem typowym gejem, który tworzy z nimi "powiernicze małżeństwa", nie jesteśmy psiapsiółkami. W przyjaźni jestem trudny, czasem dość brutalny, nie do rany przyłóż, jak większość gejów. Ale mam przyjaciółki, do których dzwonię późnym wieczorem, a one dzwonią do mnie.

TS: Słuchając ich, uważa Pan, że w społeczeństwie kobiety mają trudniej?

JP: Ja się nie lituję nad kobietami, że to bidulki, które mają źle, jak w serialach Łepkowskiej. Spotkałem wiele kobiet, które facetów zniszczyły. Jesteście silniejsze. W latach 90. wyrwałyście się z komunizmu, zaczęłyście wyglądać, wiedzieć. A faceci? Zostali przyciężkawi, przytluści, wąsaci piwosze z brzuchami. Połowa pierwszej dekady XXI wieku przyniosła co prawda nowe pokolenie facetów, którzy dorośli, żeby żyć w wolnym kraju, uczyć się, uprawiać sporty. Ale wśród nich wyrosła masa metroseksualnych narcyzów, którzy nie potrafią oderwać się od lustra. Wy macie więcej do zaoferowania. No i macie instynkt, dzięki któremu potraficie wejść w boczny korytarzyk, dla faceta, który idzie jak taran, niedostępny.

TS: Bycie gejem otwiera niektóre drzwi?

JP: Jeśli się ma dwadzieścia lat i jest się adonisem. Ale jeżeli ma się przetłuszczone włosy i cienki głosik, bardzo przeszkadza. Solidarność gejów istnieje głównie w anegdocie.

TS: Minęło już kilka lat od momentu, kiedy ogłosił Pan publicznie, że jest homoseksualistą. Czy było warto?

JP: Nigdy nie żałowałem. Nic mnie złego za to nie spotkaio. Poza tym nie oszukujmy się, nie jestem Borysem Szycem, więc takie wyznanie nie wywołało trzęsienia ziemi. Ludzie kojarzą mnie głównie z imienia w serialu. Nie wiedzą, jak się nazywam.

TS: Mówił Pan, że zrobił to w słusznej sprawie. Wyznanie coś zmieniło w świadomości społecznej?

JP: Przyspieszyło wychodzenie z ciemnogrodu. Gdy miałem dwadzieścia parę lat, wybór przeze mnie tej drogi był katastrofą, a życie w represji obyczajowej gehenną. Gdy po raz pierwszy zrobiłem "to" z facetem, modliłem się nocą przed kościołem, żeby mi się to więcej nie przydarzyło, i prosiłem o odkupienie. Po latach w Teatrze Rozmaitości zaczęliśmy mówić ze sceny o inności, homoseksualizmie. Coming out mój i innych osób, trafił na wykształcone pokolenie, które chciało o tym dyskutować w mediach. Wypowiadanie słów "gej" przestało być okropne, wcześniej nawet u mnie wywoływało głupkowaty uśmieszek. Dziś ten temat nie jest już traumatyczny, ale homofobia nadal jest silna.

TS: Mnie się wydawało, że powiedzenie czegoś antygejowskiego skazuje na publiczne potępienie.

JP: Ale kiedy homoseksualizm pojawia się w rodzinie, nadal wywołuje przerażenie. I ta hipokryzja - jestem gejem i mam żonę - dość mocno się trzyma. Faceci tę skłonność sami przed sobą ukrywają, boją się jej. A żony? Milczą. Homofobię szerzy Kościół.

TS: Kościół mówi, że homoseksualizm jest sprzeczny z naukami chrześcijaństwa. Nie ma prawa?

JP: Ma prawo, każdy niech mówi, co chce, byle kogoś nie obrażał. Tyle że tego typu wypowiedzi są wykorzystywane przez prawotwórców, polityków, którzy chcą się Kościołowi przypodobać. Kościół powinien uczyć tolerancji, akceptacji bliźniego, nawet jeśli w jego mniemaniu on robi źle.

TS: Panu religijność jest potrzebna?

JP: Zawsze człowiek w coś wierzy. Ja wierzę w prostsze rzeczy niż Pan Bóg na niebie. W miłość, w człowieka, w dobro, piękno, w sens tego życia. Czy to nie jest wiara, religia? A że się nie modlę? Czasami w samolocie robię znak krzyża, nie wiem czemu, ze strachu chyba. Ale jeżeli moja religijność ma być podyktowana strachem, to ja dziękuję. Bliższy jest mi, choć na głębszym poziomie nie mam o nim pojęcia, buddyzm z pełną akceptacją człowieka. Bo moja wiara od dziecka była podszyta lękiem, że Bóg się zemści, miałem to wryte w mózg. Mea culpa. Chrystus na krzyżu, umęczony, pokrwawiony, a ja patrząc na niego, wiedziałem jedno: to moja wina, bo jestem grzesznikiem.

TS: Wyreżyserował Pan w Nowym Teatrze sztukę na podstawie blogu dwóch gejów. To Pana poruszanie sumień nie robi się trochę monotematyczne?

JP: To nie jest utwór o pedalstwie, tylko o tajemnicy w związku, pretensjach, ingerencji osób trzecich. Znalazło się tam wszystko to, czego oni nie powiedzieli sobie wprost. Jest duża dawka bezkompromisowej szczerości, ironii i melodramatyzmu. Znów będzie o tym głośno jak o prowokacji, ale mnie na takim kontekście nie zależy. Chciałbym, żeby to była uniwersalna opowieść o miłości, w której odnajdzie się każdy, kto kochał.

TS: "(A)Polonię", w której Pan gra, w Awinionie oglądało dwa tysiące osób. Po spektaklach "Aniołów w Ameryce" w Paryżu mieliście owacje na stojąco. Wielu artystów europejskich osiada we Francji. Nie kusi Pana, żeby zrobić tak samo?

JP: Dla mnie patriotyzm to życzliwość dla miejsca, w którym się mieszka. Więc powiem patetycznie: Polska jest moim domem. A swój dom się kocha, i choć często on wkurza, jest się za niego odpowiedzialnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji