Artykuły

Odzyskani zbombardowani

Marek Kalita jako reżyser dobrze czuje się w kameralnych, mocno psychologizujących przedstawieniach. Udowadniała to jego "Kalimorfa" przygotowana w Teatrze Wytwórnia w 2006 roku. Udowadnia również najnowsza jego realizacja: "Zbombardowani" w Teatrze Konsekwentnym, która odkrywa nieco inną Sarah Kane.

Kiedy w 1995 roku Royal Court Theatre w Londynie pierwszy raz zaprezentował na scenie sztukę Kane, wybuchł skandal, a autorkę oskarżono o epatowanie brutalnością i zwyrodnieniami. Broniąc się przed tymi zarzutami, Kane pisała: "Moja sztuka jest tylko cieniem rzeczywistości, która jest znacznie trudniejsza do zniesienia. Łatwiej oburzać się na jej reprezentację w teatrze niż na rzeczywistość, bo łatwiej jest zrobić coś ze sztuką: zakazać, ocenzurować, zabrać teatrowi dotacje. Ale co można zrobić z tą kobietą powieszoną w lesie? Zabrać jej subwencję?". Do napisania "Zbombardowanych" zainspirował ją telewizyjny obraz z trwającej właśnie wojny bałkańskiej, pokazujący powieszoną Jugosłowiankę.

Od tego czasu minęło już kilka lat, minęły również skandale związane z pojawieniem się tekstów Kane na polskich scenach. Zmieniła się wrażliwość estetyczna widzów, którym coraz częściej w teatrze serwuje się sceny okrucieństwa. Inne jest też chyba spojrzenie na rzeczywistość po zamachach terrorystycznych i prześciganiu się poszczególnych telewizji w emitowaniu scen tortur czy egzekucji i pokazywaniu ofiar zamachów. Czy okrucieństwo Kane działa jeszcze jako wstrząs, czy staje się sztucznym chwytem? Jak w naszej rzeczywistości czytać teraz "Zbombardowanych"? Próbowała Maja Kleczewska w Starym Teatrze w Krakowie w 2007 roku. Jej wrażliwość wydawała się idealnie współbrzmieć z poruszanymi przez Kane tematami, jednak nadmierny dystans i ujmowanie wydarzeń w ironiczno-kiczowaty nawias nie przysłużyły się tej realizacji. Kalita idzie w inną stronę i głównie dzięki temu wygrywa ten przejmujący seans nienawiści, przyciągania i pragnienia uczucia, w świecie, w którym uczucia nie mają racji bytu.

Na scenie Starej Prochoffni nie ma luksusowego hotelu w Leeds z tekstu Kane. Kalita zamyka swoich bohaterów jakby poza czasem i przestrzenią - w odseparowanym, ogromnym, ale dość obskurnym pokoju, przypominającym zimne miejsca z obrazów Edwarda Hoppera. Z zewnątrz atakuje co jakiś czas ogłuszający hałas, przypominający odgłosy pociągu. Poczucie uwięzienia wzmacniają metalowe kraty zamontowane przy wyjściach z pokoju i do łazienki. Część widowni zostaje usadzona między nimi. Tutaj, razem z bohaterami, będziemy czekać na to, co pozostanie niedopowiedziane. Bo mimo realizmu pierwszej części, zwarcia psychicznego między Ianem i sprowadzoną przez niego do hotelu Cate, całość pozostanie utrzymana w onirycznym nastroju męczącego koszmaru, w którym nieoczekiwanie pojawia się jeszcze jedna postać dodana przez reżysera. Ciemnoskóry Wvarwzeky-Wez Kombo-Bouetoumoussa to szczególny

komentator wydarzeń. Pojawia się po raz pierwszy w ciemności, w scenie gwałtu na Cate, w stroju hotelowego boya. Porusza ustami, udając, że śpiewa piosenkę Louisa Armstronga "What a wonderful world", która w tym kontekście staje się ironicznym kontrapunktem do brutalności Iana. Za drugim razem zapowiada nadchodzące szaleństwo sceny z Żołnierzem, wykonując szalony taniec do rytmicznej muzyki. Podkreśla poczucie obserwowania, ale też braku oceny ich postępowania. Nic więc tu nie jest do końca oczywiste. Wojna, która wybucha na zewnątrz, może być tylko jednym z kolejnych majaków chorobowych

Iana albo rojeniami lekko upośledzonej Cate, dla której prawdziwa walka toczy się w umyśle.

Do ról dwójki głównych bohaterów Marek Kalita zaprosił aktorów, z którymi już pracował. Krzysztof Franieczek grał w "Kalimorfie" rolę psychopatycznego kolekcjonera motyli. Razem z Aleksandrą Popławską występował też w kolejnym przedstawieniu Kality: "Fernando Krapp napisał do mnie ten list", przygotowanym przez niego w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. Widać w "Zbombardowanych" to istniejące już porozumienie między aktorami a reżyserem, zaufanie do precyzyjnie dla nich rozpisanych działań, ale też zaangażowanie wykonawców w przekonujące zbudowanie postaci, których największą siłą pozostaje tajemnica noszona w sobie. Cate Aleksandry Popławskiej to zagubione, wieczne dziecko, świadome jednak swojej ludzkiej godności. Aktorka wcieliła się w tę postać bezgranicznie, odmieniając całkowicie sposób mówienia i poruszania się. Przestrzeń pokoju przeraża ją, w niemal każdej scenie szuka sobie miejsca, do którego mogłaby się przytulić, które mogłaby dotknąć, przytrzymać - choć jednocześnie ze wstrętem odbiera dotyk Iana. Jej seksualność wydaje się nie rozbudzona w pełni, nie potrafi jej wykorzystać. Kiedy pomaga Ianowi masturbować się, po dziecinnemu ją to zawstydza. Ubrana w przypadkowo dobrane, brzydkie ciuchy, kuli się, jakby niepewna, na ile może zająć sobą przestrzeń. Ale to ona znajdzie w sobie siłę, by przetrwać w piekle opuszczonego hotelu, znaleźć jedzenie, pochować przypadkowo oddane jej dziecko. To ona czuwa nad umierającym Ianem do końca, dając mu szansę na odkupienie.

Ian początkowo wydaje się dominować nad zastraszoną przez niego dziewczyną. Sprowadza ją do siebie, nie pozwala opuścić pokoju, ale od wejścia zarzuca stekiem przekleństw i wyzwisk. Cate jest dla niego przygłupem, reszta świata nadaje się tylko do zbombardowania. Czarnuchy, kibole, Pakistańczycy, geje - wszystkich wrzuca do jednego worka swojej nienawiści. Franieczek umie jednak wydobyć z tej postaci znacznie więcej: kiedy domaga się od Cate seksu, widać, jak bardzo pragnie choćby namiastki bliskości drugiego człowieka. Okaleczony uczuciowo, nie potrafi w inny sposób wydobyć z siebie tej potrzeby. Litrami pitego dżinu, setkami wypalanych papierosów, wykrzykiwanymi głośno nienawistnymi hasłami próbuje zagłuszyć strach przed zżerającym go od środka rakiem. On terroryzuje Cate, a w drugiej części spektaklu sam znajdzie się w jej sytuacji. Dziewczyna ucieka, Ian zostaje sam z tajemniczym Żołnierzem (Adam Sajnuk). To postać ze świata wojny, która może toczyć się na zewnątrz, ale równie dobrze idea rodem z głowy Iana. Uosobienie wszystkich jego lęków i nienawiści, kara, którą przyjmie na siebie bez protestu: zgwałcony za gwałt na Cate, upokorzony za niechęć wobec innych. Rola Żołnierza, zbudowana przez Sajnuka, to rola żywego trupa. Cały jakby przysypany popiołem, o sztywnych ruchach, beznamiętnie opowiada o wszystkich popełnionych okrucieństwach. Jest spełnieniem uprzedzeń Iana, konsekwencją nienawiści w nim mieszkającej. Być może jest po prostu jego lustrzanym odbiciem, spełnieniem koszmaru.

Finał jest przejmujący. Oślepiony, zgwałcony i upokorzony Ian czeka już tylko na śmierć. W szeregu krótkich rozświetleń, oddzielanych biciem dzwonu - widzimy jego postać czołgającą się po podłodze, cierpiącą, nieubłaganie cielesną. Zbliża się do własnego grobu, dołu pod podłogą, który dla zmarłego dziecka wykopała Cate. I on tam wpełznie. Krótkim "dziękuję" skierowanym do dziewczyny uda mu się odzyskać choć na chwilę przed śmiercią ludzkie uczucia.

Markowi Kalicie udało się w tym skupionym przedstawieniu wydobyć z rzeczywiście epatującego chwilami okropieństwem tekstu Sarah Kane współczucie i poezję. Przyjrzeć się ludziom okaleczonym, tytułowym zbombardowanym, bez porażania widza, raczej skupiając go na obserwacji działań powodowanych złem mieszkającym w każdym z nas. "Nie zrobiłbyś tego? Nie zabiłbyś dla kraju?" - pyta Iana w jednej ze scen Żołnierz, pokazując, jak łatwo jest w każdym miejscu przekroczyć granicę.

Agnieszka Rataj - pracuje w Narodowym Instytucie Audiowizualnym, recenzentka teatralna "Życia Warszawy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji